Po co nam historia – rozmowa na cztery głosy
.

.
Agnieszka Czachor – Moda na niewiedzę
.

.
– Czy historia jest potrzebna? – pytam młodego mężczyznę.
– Tak. Powinno się znać historię, ale ta w szkole jest za bardzo powierzchowna i chaotyczna – odpowiada w taki sposób jakby miał już to przemyślane. Spogląda na mnie i dostrzega, że czekam na dalszy ciąg. – Kto chce dobrze znać historię musi się jej uczyć na własną rękę. W tej formie w jakiej jest w szkole można by ją wycofać.
– Nie sądzisz, że nawet ta powierzchowna wiedza dla osób, które, kiedy już opuszczą szkołę i nie będą się historią interesować, będzie istotną wiedzą? Gdyby jej nie było, nie znaliby nawet tej szczątkowej?
– Możliwe, ale mam to w nosie. – Wstaje. – Ja znam historię. – Zamierza wyjść z pokoju, ale zatrzymuje się w drzwiach – i nie chce mi się przekonywać innych do tego, że historia jest istotna. – Ma coś jeszcze na myśli, jakby doskonale wiedział, co chcę powiedzieć, ale wychodzi bez słowa.
Dobrze wie, że mnie również już się nie chce nikogo przekonywać. Nie chce się powtarzać oczywistości. Dostajesz temat i musisz się z nim zmierzyć, mimo że za chwilę będą w komentarzach prowokacje i zaczepki. Tak. Znajomość historii jest potrzebna. Znajomość historii swojego narodu, państwa, ojczyzny, małej ojczyzny, rodziny. Znajomość historii świata, geopolityki, wynalazków, twórców, utworów, narzędzi.
Jednak wysłuchałam już tak wielu wypowiedzi oponentów, co do mojej „tezy”, że straciłam motywację, aby ją udowadniać. Mnie wystarcza to, co wiem, a skoro wiele osób udowadnia mi, że nie chcą wiedzieć, znać, poznawać, uczyć się, doczytywać, że to strata czasu albo – jeśli ich najdzie – to doczytają historię Polski w Internecie, to o czym tutaj więcej pisać?
Nie należę do błędnych rycerzy, którzy walczą z wiatrakami.
Dlatego sformułuję ten tekst w punktach. Wypiszę zalety znajomości historii. Wad nie wypiszę, bo ich w moim odczuciu nie ma.
Wyznaję niemodną współcześnie zasadę, która mówi: ucz się jak najwięcej, pamiętaj dużo, nie przebieraj w profilach wiedzy, bo nie wiesz, kiedy i który będzie ci potrzebny. Niewiedza i brak umiejętności na przykładzie szlachcianek, które zamarzały podczas siarczystych zim, obok kominka i sterty drewna, bo nie potrafiły w tym kominku rozpalić, a zabrakło obok nich służących, jest według mnie doskonałym motywatorem, aby się rozwijać nie tylko intelektualnie, ale na własną rękę.
Czy historia jest potrzebna? To pytanie i na nie odpowiedzi przejęły wszelkiej „maści” profile edukacyjne, odpowiadając na nie bardzo podobnie, niemalże używając kalek, co powoduje, że nawet nie chce się tych tekstów czytać. Nuda. I taki zarzut również słyszałam od młodych: nuda. W momencie, kiedy ktoś twierdzi, że historia to nuda, oznacza tylko jedno. Coś w nauczaniu tego przedmiotu poszło nie tak. Bo historia – przecież – to opowieść, a większość z nas uwielbia opowieści. Wiele osób zarzuca przedmiotowi: historia to, że wymaga się od uczniów tylko dat i nazwisk. Ogromnej ilości dat i nazwisk. A tego nie pamiętają nawet profesorzy historii. Sama wielokrotnie (choć ja nie profesor), kiedy opowiadałam rodzinie przy obiedzie to o czym przeczytałam w starych dziennikach, jak pamiętano rabację czy jak wyglądały relacje partnerskie pomiędzy książęcymi małżonkami polskimi albo niemieckimi, to zaraz po przeczytaniu rzucałam datami i nazwiskami. Ale…po miesiącu już nie. Musiałam zerknąć w notatek. Profesor Tazbir mówił, że on takich szczegółów nie pamięta. Przygotowuje się do wykładu, zapisuje sobie je, ale podaje nazwiska czy daty po to, aby słuchacze mieli lepsze rozeznanie w czasie historycznym. Aby również mieli punkt zaczepienia, gdyby zechcieli coś więcej poczytać na konkretny temat, ale nie po to, aby odpytywać ich jak z tabliczki mnożenia, której zresztą można nauczyć się w inny sposób niż „rycie na blachę”, ale mało kto o tym wie. A jeszcze mniej osób to stosuje.
Po, co nam znajomość historii?
– opowiada nam o przeszłości narodowej
– osadza nas/gruntuje, wiemy skąd pochodzimy i kim byli nasi pra pra pradziadowie.
– poznajemy losy naszej Ojczyzny, bohaterów i zdrajców
– ta wiedza utwierdza nas w przynależności do konkretnego ludzkiego szczepu
– dzięki historii możemy zrozumieć czyny, klęski i twórczość naszych przodków
– wspólne dzieje jednoczą społeczeństwo
Rezygnuję z tych punktów. Brzmią jak ze szkolnej notatki. Ostatnimi czasy zaczęto mówić, że część z nas, Polaków nienawidzi Polski, polskości i Polaków. I dla nich historia będzie nic niewarta. Oni z przeszłych zdarzeń niczego się nie będą uczyć, a nawet będą je powielać, zwłaszcza te, które doprowadziły do utraty niepodległości.
Przyszedł mi do głowy pewien przykład znajomości historii i co z tego wynikło. Wiecie Państwo dlaczego Piłsudski wygrał wojnę, nazwaną „cudem nad Wisłą”? Bo znał historię. I strategię Napoleona. Zastosował w tej ostatecznej bitwie elementy wojny napoleońskiej. Sposobu, o którym już nikt nie pamiętał. Wszak to był przeżytek. Dobrze jest pamiętać, że umiejętność myślenia; obmyślania kolejnego ruchu i przewidywanie jego konsekwencji, nigdy się nie zestarzeje.
Dlatego lepiej znać historię niż jej nie znać. Lepiej coś umieć niż nie umieć. Lepiej czegoś od siebie wymagać niż zgrzybieć w kącie z nudów.
Tylko, że historia jest opowiadana przez różnych ludzi i w różny sposób. Dlatego trzeba być ponad nimi, aby zauważyć naciąganie, manipulację i zmyślenia.
Agnieszka Czachor
.
.
Katarzyna Dominik – Po co nam historia
.

.
Po co nam historia? To pytanie, które zyskuje szczególne znaczenie w obliczu globalnych przemian, które wstrząsają fundamentami współczesnego świata. Patrząc na to, co dzieje się teraz, na nasze własne podwórko i na to, co dzieje się w różnych częściach świata, łatwo dostrzec, że historia nie jest tylko zbiorowiskiem faktów, które miały miejsce w przeszłości. To swoista mapa, która pozwala zrozumieć, dlaczego dziś rzeczywistość wygląda tak, jak wygląda, i jak może wyglądać w przyszłości, a także jakie decyzje byłyby najrozsądniejsze, by nie powielać błędów przeszłości. Jesteśmy teraz świadkami przemian, które mogą kształtować nasz świat przez następne sto lat, ale też tego, jak te zmiany rzutują na naszą teraźniejszość, której część z nas nie potrafi jeszcze w pełni pojąć. Historia, jako nauka, jest wciąż niezwykle ważnym narzędziem w analizie i przewidywaniu kierunków, w jakich podąża nasza cywilizacja.
Żyjemy w czasie, który na pewno zostanie zapamiętany jako czas wielkich globalnych przełomów. Niezależnie od tego, czy patrzymy na sytuację w naszym kraju, czy na szeroki kontekst globalny, zmiany, które teraz zachodzą, mają wymiar dalekosiężny. Choć na pierwszy rzut oka możemy być skłonni myśleć o nich jedynie jako o przejściowych, to historia pokazuje, że wiele przełomowych momentów na świecie zaczynało się w podobny sposób – niezauważalnie, a potem okazuje się, że zmieniają one całe struktury społeczne, gospodarcze czy polityczne na długie lata. Niezwykle istotne jest zatem zrozumienie, że to, co dzieje się teraz, będzie miało wpływ na nasze dzieci, wnuki i kolejne pokolenia. Globalna polityka, ekonomia, kultura, a także społeczne zmiany – to wszystko odbywa się na naszych oczach, a my coraz częściej zaczynamy czuć się bezradni wobec tych przemian. Wydaje się, że to, co teraz dzieje się w Europie, jest zjawiskiem, które miało miejsce w przeszłości, lecz w tej chwili obserwujemy ponowny upadek pewnych wartości, które niegdyś kształtowały to, co nazywamy Zachodem.
W tym kontekście warto przyjrzeć się sytuacji Polski, kraju, który znajduje się w samym sercu Europy, ale który często wydaje się być nieco nieprzygotowany na wyzwania, które czekają nas w przyszłości. Polityka, gospodarka, kultura – to wszystko jest w fazie dynamicznych zmian, które niosą ze sobą nie tylko wielki potencjał, ale także pewne zagrożenia. Współczesna Polska zmaga się z wewnętrznymi podziałami, które stają się coraz bardziej widoczne w życiu publicznym. Polityczna scena staje się coraz bardziej spolaryzowana, a społeczeństwo coraz bardziej podzielone. Patrząc na historię, widzimy, jak tego rodzaju napięcia mogą prowadzić do większych kryzysów, a nawet destabilizacji. Polska, jak wiele innych krajów, jest w tej chwili w trudnym miejscu. Z jednej strony jest częścią Unii Europejskiej, ale z drugiej strony wiele decyzji politycznych i społecznych sprawia, że kraj ten staje się coraz bardziej odizolowany od reszty Europy.
W porównaniu do Stanów Zjednoczonych, Polska wydaje się jeszcze bardziej nieprzygotowana na zmiany, które zachodzą na całym świecie. USA, mimo swojej wewnętrznej niestabilności politycznej, wciąż pozostają jednym z głównych graczy na scenie międzynarodowej. Choć tamtejsza scena polityczna również jest podzielona, to jednak Ameryka potrafi stawić czoła globalnym wyzwaniom, podczas gdy Europa – w tym także Polska – utknęła w wewnętrznych sporach i trudnościach. Amerykańska ofensywa, czyli ich rola w kształtowaniu nowego porządku światowego, jest wyraźnie widoczna, a działania tego kraju mają swoje konsekwencje na całym globie. Z drugiej strony, Europa, nie mogąc wyjść z własnych problemów wewnętrznych, staje w obliczu ogromnych wyzwań, które wydają się ją przerastać.
Warto również przyjrzeć się jednej z bardziej niepokojących tendencji, które obecnie mają miejsce w wielu krajach zachodnich, a w szczególności w Europie – mianowicie, prześladowaniu chrześcijaństwa. Nawet w krajach, które kiedyś uchodziły za bastiony katolickie, takich jak Polska czy inne kraje Europy Środkowej, zauważamy coraz silniejszy trend marginalizowania religii, zwłaszcza chrześcijaństwa. Wiara, która przez wieki kształtowała moralność, kulturę i struktury społeczne, zaczyna być postrzegana jako coś anachronicznego, niepotrzebnego w nowoczesnym świecie. Co gorsza, w wielu miejscach obserwujemy akty wrogości wobec chrześcijaństwa, a Kościół i jego przedstawiciele stają się obiektami ataków. To zjawisko jest szczególnie widoczne w krajach, które utknęły w lewicowych absurdach, gdzie tradycyjne wartości są traktowane jako zagrożenie dla tzw. postępu. Chociaż Europa zaczęła być wciąż bardziej zróżnicowana religijnie i kulturowo, to jednak nie możemy zapominać, że chrześcijaństwo jest jednym z fundamentów, na których ta część świata przez wieki budowała swoją tożsamość. Jego marginalizacja prowadzi do poważnych konsekwencji społecznych, politycznych, a nawet kulturowych, które zagrażają stabilności całego kontynentu.
Wydaje się, że historia może być tym, co pomoże nam zrozumieć, dlaczego te zmiany zachodzą, i jak możemy sobie z nimi radzić. Wartość historii leży w jej zdolności do ukazywania powtarzających się schematów, a także do pokazania, jak nasze działania w teraźniejszości mogą wpłynąć na przyszłość. Wobec wyzwań, które czekają nas w nadchodzących dziesięcioleciach, nie możemy zapominać o lekcjach przeszłości, ponieważ to one pomogą nam odpowiedzieć na pytanie: po co nam historia?
Katarzyna Dominik
.
.
Leonard – Po co nam historia
.

.
Mielą się młyny historii, w szalonym tempie zmieniają się zasady gry, większość nie dostrzega przemian które już zachodzą, a dzieje się bezsprzecznie tyle, że czas w którym żyjemy będzie rzutował na całe stulecie.
Elity europejskie, i nie tylko, stworzyły wizję radosnego świata. W promiennej przyszłości, społeczeństwa miały się zlać w jeden globalny twór, prowadzony światłą postawą lewicowo – liberalnych, samowybieralnych urzędników. Za tymi urzędnikami stały środowiska intelektualne dostarczające im języka, aby umocnić tych urzędników, przewodnią pozycję.
Nowy wspaniały świat stworzony na bazie ekoreligii i utrzymywany krótko przy pysku, za pomocą warunkowanych prawem przepisów o mowie nienawiści. Świat w którym jak mówił Spinelli, tylko lewicowa awangarda ma rację. Spinelli to ten od „Manifestu z Ventotene”, taki prawdziwy komunista którego manifest, stał się dokumentem założycielskim Unii Europejskiej.
W Brukseli pracuje około 60 tysięcy urzędników, i co oni tam robią? Oczywiście tworzą nowe przepisy. W rezultacie utworzono tyle regulacji że dochód Unii spadł o 50%, czego nie zniosła nawet najpotężniejsza w Europie gospodarka Niemiec. A duże firmy z Europy zaczęły uciekać do…. Oczywiście Aaaameryki, gdzie ulubionym nowym miejscem inwestycji stał się Teksas.
Tymczasem Unia w dalszym ciągu tkwi w iluzji „Zielonego ładu” raju na ziemi, gdzie radośnie hasające zwierzątka będą biegły obok równie radośnie hasających ludzi. To że już nikt na świecie a szczególnie kraje przodujące technologicznie jak Chiny, USA, Korea, Rosja, Indie, Argentyna, kompletnie nie zwraca na ten ład uwagi, nie zmienia wyrazu uniesienia na twarzach urzędników z Brukseli. Ten boski stan uniesienia który niesie ze sobą nutkę romantyzmu i tęsknoty za rajem utraconym.
Koncepcja Europy, w której Rosja ma dostarczać minerały i energię, Ameryka południowa żywność , a Chiny produkcję, nie odpowiada na jedno zasadnicze pytanie jak Europa ma zamiar za to zapłacić, skoro upadnie rolnictwo, przemysł ucieka, a emigranci nie chcą pracować.
W tym czasie światłe europejskie elity urzędnicze, żeby znaleźć jakieś nowe zajęcie zabrały się za regulacje dotyczące demokracji. Więc nie mamy już demokracji, mamy demokrację regulowaną. Na czym polega demokracja regulowana? Ano na tym, że w wyborach maja wygrywać ci którzy są akceptowani, w europejskim rozumieniu tego słowa, czyli ci którzy będą wykonywać ślepo polecenia Brukseli.
Ponieważ jednak po chwilowym szoku, społeczeństwa się zreflektowały, że jednak coś z tą Brukselą jest nie tak, przez Europę przeszła fala wzrostu poparcia dla partii prawicowych. Wstrząsnęło to elitami lewicowo-liberalnymi i kiedy z największym trudem opanowały na chwilę sytuację, przyszedł potężny cios z USA. W słynnym już przemówieniu do Europejczyków, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych niejaki JD Vance nazwał po imieniu to co dzieje się w Europie. Szok elit był wielki, do tego stopnia, że jeden z jej przedstawicieli się popłakał podczas przemówienia.
Najlepsza jednak w tym wszystkim była postawa Chin, które w trakcie swojego przemówienia z kamiennym spokojem oświadczyły że im się Europa podoba taka jaką jest, że oni są otwarci na Europę, a tu proszę są nasze towary. Czy macie pieniądze?
I szok trwa nadal, urzędnicy się kompletnie pogubili, panuje intelektualny europejski niedowład, jednak maszyna bezwładu urzędniczego dalej mieli swoje przepisy o zielonym ładzie, o ujednoliceniu Europy, bo co ma zrobić, przecież ci ludzie tylko to potrafią, powtarzać jak mantrę że ziemia płonie a naród to faszyści.
W tym czasie, Amerykanie postanowili się przygotować lepiej, na już trwające starcie z Chinami. W tym celu postanowili zakończyć wszystkie konflikty zbrojne na swoich rubieżach, tak chętnie podsycane przez oponentów. Oraz wzmocnić swoją walutę.
Uśpili sytuację wokół Izraela i zabrali się za wygaszanie wojny na Ukrainie. W tym celu rozpoczęli rozmowy z Rosjanami i zaprosili prezydenta Ukrainy do Waszyngtonu. Zełenski okazał się jednak mało pojętny i nie zrozumiał w jakiej jest sytuacji, więc Trump powiedział mu – SPRAWDZAM. W wyniku tego odbyło się błyskawiczne na najwyższym szczeblu spotkanie przywódców europejskich z udziałem Ukrainy i Kanady. Spotkanie to ustaliło że bez Amerykanów dalsza gra jest niemożliwa i prezydent Ukrainy skruszony wrócił do stolika gry z Amerykanami.
Problem obecnie polega na tym iż nie wiadomo jakie żelazne postulaty postawili Rosjanie. Ich pierwotne plany sięgały strefą wpływów aż do Łaby, o przesmyku suwalskim nie wspominając.
Europa wprawdzie się domaga dostępu do stolika negocjacji, ale zdaje się że żadna ze stron rozmów nie traktuje tego partnera poważnie.
Dynamika działań obecnie jest tak wysoka, że system europejski nie jest w stanie za nimi nadążyć. Poszczególne kraje próbują jakoś łatać sytuację ale nic z tego nie wychodzi.
Rosjanie wojną z Ukrainą wymusili swój udział w pertraktacjach nad światowym rynkiem podziału pracy i dóbr . Na początku Amerykanie nie chcieli z nimi nawet rozmawiać. Jednak ich wynik jest na tyle słaby że argumenty nie są na tyle silne by stali się w tym sporze stroną. Głównymi graczami pozostają nadal tylko Chiny i USA. Obydwa państwa trwają w konflikcie nie eskalując go, ale podnosząc warunki brzegowe tego konfliktu.
System Europejski patologizuje się coraz bardziej i obawiam się że w tym układzie nie jest możliwa jego modernizacja, jedyne co są w stanie zrobić to jeszcze więcej tego samego. Jeśli nie nastąpi jakaś zdecydowana reforma tego systemu będzie on się destabilizował.
Obecnie świat stoi wobec decyzji których skutki będą odczuwalne przez wiele najbliższych lat, decyzje te wpłyną na stan suwerenności poszczególnych krajów, na wschodniej flance NATO. Samo NATO jest w sytuacji niejednoznacznej. Potencjalny pokój na Ukrainie, jest zaledwie przyczynkiem do dyskusji o kształcie współczesnego świata, a szczególnie Europy.
Proszę Państwa historia to nie tylko przeszłość, historia to także teraźniejszość, to rzeczywistość która dzieje się na naszych oczach, patrzcie uważnie abyście umieli odpowiedzieć waszym wnukom na pytanie, jak to się stało? Czasem wystarczą dwa pokolenia aby zapomnieć, a przecież jest cała grupa ludzi którzy próbują zinterpretować ją na swój sposób, chociaż nie brali bezpośredniego w niej udziału, ale jest im to potrzebne do aktualnych celów politycznych lub tylko dla eksperymentu intelektualnego.
Obyś żył w ciekawych czasach, tak brzmi stare przekleństwo chińskie. Czasy które przeżywam są rzeczywiście ciekawe i nie wiem czy jestem z tego powodu zadowolony. Wiele rzeczy mi się nie podoba, prześladowania chrześcijan, powolna utrata suwerenności, szaleństwa polityki, i permanentna sytuacja zapalna z tendencją do wojny. I to już druga wojna która się dzieje w Europie. Nie podoba mi się beztroska z jaką traktuje się historię dla swoich egoistycznych celów, w imię doraźnych potrzeb, bo będę kontrowersyjny, bo będę inny od wszystkich, bo nie lubię tej postaci, albo tej organizacji. W ten sposób tracimy naszą tożsamość i poczucie dumy narodowej. A będzie już niedługo nam bardzo potrzebna.
Leonard
.
.
Zbigniew Galar – Po co nam historia
.

.
Wielokulturowość
W homogenicznym społeczeństwie przynajmniej możliwe jest wyeliminowanie korupcji, ponieważ wszyscy mieszkańcy stanowią jedną kulturę i mogą działać dla dobra wspólnego, które tożsame jest z dobrem narodu i państwa.
W państwach wielokulturowych moralnym i kulturowo akceptowanym i logicznym jest zajmowanie się opieką nad własnym odłamem kulturowym – wspieranie swoich. Dlatego jak przedstawiciel dostanie się do władz publicznych od razu zaczyna wspierać swoją mniejszość etniczną. Gromadzi zasoby nie tylko dlatego, że jest skorumpowany, lecz głównie dlatego że musi zaopiekować się swoimi ludźmi (przynajmniej w czasach kryzysu), którzy go do tej władzy wynieśli, Nie można wyeliminować korupcji nazywając ją niemoralną albo złą, skoro jest najbardziej moralnym zachowaniem i jest logiczna.
To dlatego pierwsze i najlepsze co może naród zrobić to uniknąć wielokulturowości, bo to zacznie niszczyć go od środka i nie uda się rozwiązać problemu „lepszymi ludźmi u władzy”.
Dlatego wszystko co łączy naród budując jego wspólną kulturę, rejestr wspólnych przygód i trudności jest dla narodu dobre. Co jest dla narodu dobre sprawia, że będzie mógł dłużej przetrwać. To w jedności leży siła, a nie w różnorodności.
Słabe narody giną. I bardzo dobrze, że giną. Państwa i kultury to nie ludzie i nie ma co ich żałować. Tylko ludzie odczuwają ból i są cenni.
Ludzie zasługują na życie we wspólnocie, która jest silna i która o nich dba. Która daje im godność. Jak zasady tej wspólnoty prowadzą do upadku i wyrzeczenia się własnych obywateli poprzez stawianie przyjezdnych ponad miejscowych, to taka kultura nie zasługuje na obywateli. Ona nie zasługuje już na nic. Ona wszystkich zdradziła. Ona zasługuje na najazd barbarzyńców, którzy zaprowadzą w danym miejscu chaos, tak aby na tych gruzach ktoś mógł zaprowadzić wreszcie porządek pozbawiony zła.
Fundamentalna hierarchia wartości
Jest pewna uniwersalna hierarchia wartości i każdy kto jej zaprzecza jest nie tylko szalony. To po prostu zły człowiek i powinien być zwalczany wszelkimi możliwymi sposobami, aż zło zostanie ostatecznie pokonane. Kultura Zachodu stała się ofiarą najgorszego możliwego zła. Zło człowieka, który zaprzecza tej prawdzie jest głębokie, bo takie zachowanie uznawane jest przez wszystkie większe religie za zło i nawet przez wszystkie wierzenia pogańskie.
Ta hierarchia wartości dotyczy wszystkich kultur i wszystkich ludzi od zarania dziejów. Jej właściwość jest potwierdzona i obecna nie tylko przez ostatnie 7 tysięcy lat cywilizacji; nie tylko przez ostatnie 50 tysięcy lat istnienia człowieka rozumnego, nie tylko przez 2 miliony lat istnienia człowieka jako gatunku. Jest ona także obecna w świecie zwierząt jako strategia prowadząca do sukcesu i rozwoju samego życia.
Przedstawiciel gatunku sprzyja dobru swojego gatunku, ale swojej linii genetycznej przede wszystkim. To jego (lepsze, bo własne) geny mają przetrwać. A skąd wiadomo, że są lepsze? Po prostu każdy dba o swoje i w wyniku kreowanej przez to ostrej konkurencji te z nich które przetrwają, są lepsze.
Ta hierarchia jest prosta i oczywista dla każdego człowieka rozumnego. Mówi ona wprost. Najpierw dbasz o rodzinę, potem o poszerzoną rodzinę, czyli o kuzynów i wszystkich możliwych pociotków, czasami zakres setek osób (ponad liczbę Dunbara). Potem dbamy o swoich znajomych – wszystkich którzy sprzyjają naszej linii poszerzonej rodziny. Następnie dbasz o swój naród, z którym łączy cię najwięcej wspólnych genów. Potem dbasz o wspólną kulturę, bo ona łączy nie tylko tych, którzy do niej przynależą po linii krwi, ale także wszystkich entuzjastów i sojuszników, którzy decydują się wedle tej kultury żyć. Obecność sojuszników własnej kultury wspiera ją ponad liczebnością jej genetycznych przedstawicieli.
Dopiero potem dba się o narody, które żyją z twoim narodem w przyjaźni, i na końcu o wszystkich pozostałych ludzi, bo łączy nas wszystkich wspólnota gatunku. Wszyscy jesteśmy homo sapiens. Jeśli mamy na to zasoby i ludzie nie umierają z głodu, to dbamy jeszcze dodatkowo o inne gatunki – o przyrodę, o bogactwo wszystkich form żywych, które powinniśmy pozostawić w różnorodności, aby mogły się nimi cieszyć wszystkie kolejne pokolenia ludzi.
Niestety przez ostatnie lata zapomnieliśmy o tej prostej prawdzie, o tej hierarchii wszystkich form życia i teraz płacimy wysoką cenę za nasz upadek moralny i brak zdrowego rozsądku.
Brak fundamentalnego protestu
Jak mogliśmy żyć aż tak długo bez masowego protestu w kraju, który ceni obcokrajowców i inne kultury ponad przedstawicieli własnego narodu i własną kulturę. Czy nie mamy od 1993 roku godności i honoru? Po śmierci naszych elit w II wojnie światowej i represjach, i praniu mózgu przez kolejne 45 lat PRL-u przez Sowietów jest to niestety pytanie retoryczne.
Po wyjściu wojsk rosyjskich w 1993 ktoś by nas rozstrzelał za masowe protesty? Czy wprowadzono by znowu stan wojenny? Czy Polska armia walczyłaby z własnym narodem żądającym najzwyczajniejszego poszanowania samego siebie we własnym kraju. Nie. Nic nas nie powstrzymywało. Po prostu nie chcieliśmy. Zatraciliśmy się w dobrobycie.
Cały naród był zajęty zarabianiem pieniędzy. Jednocześnie na rękę nam było poszanowanie emigrantów, bo sami gremialnie chcieliśmy pojechać na zmywak, aby zarabiać kilka razy więcej za tę samą pracę.
Ponieważ nie mamy dość godności i honoru i nie odzyskaliśmy przez dziesiątki lat naszego kraju, podam powód dużo bardziej praktyczny, dlaczego godność i honor się przydają. Dlaczego są wartością, którą tak mocno cenili nasi przodkowie.
Pobór wojskowy, godność i honor
Ten kraj nie ma szans przetrwać, dopóki nikt nie chce za niego umierać. Godność i honor zapewniają bezpieczeństwo. Godność i honor sprawiają, że mężczyźni są gotowi umierać za własny kraj. Jednak kraj ten musi ich szanować i być wdzięcznym za ich poświęcenie. Kraj musi dać im godność, a oni powinni jej żądać, bo w zamian oddają krew. Kraj z kolei powinien żądać honoru, od tych którym dał godność. Nic nie jest za darmo. Takie jest życie i musi być sprawiedliwie albo system nie działa wcale.
Obecnie za ten kraj (który może kiedyś stanie się Polską, za którą wielu będzie gotowych walczyć i oddać życie) jest gotowych umierać 45% mężczyzn, a jest to i tak zawyżona liczba, bo tyle o sobie wiesz, ile cię sprawdzono, więc wielu deklaruje się jako bohaterskich na wyrost.
Nie znamy swojej historii. Nie pamiętamy, że gdy Polska była narodem ludzi honorowych, godnych naśladowania, obowiązkiem każdego obywatela mającego prawo głosu, każdego mężczyzny decydującego o tym jak Polska ma wyglądać, jakie ma być w niej prawo, kultura i obyczaje, był obowiązek obrony ojczyzny. Nie było wtedy poboru. Nie było narzuconych zwyczajów sowieckich naszej dużo lepszej kulturze. Nie traktowano własnych obywateli z najwyższą możliwą pogardą, jak niewolników. Nie robiono ulicznej łapanki. Nie zaciągano nikogo do na siłę do suki, aby przewieźć go na front jako wkładkę mięsną do rozpoznania bojem. Nie było fali, bo fala nigdy nie występuje gdy ktoś jest w armii dobrowolnie.
Było wtedy pospolite ruszenie. Ludzie mający majątki i dbający o nie, ale również ci, którzy nie mieli prawie nic, tylko tytuł, mieli obowiązek ryzykowania życiem i zapewniania bezpieczeństwa wszystkim pozostałym członkom narodu. To była umowa społeczna. Nikt nie zmuszał nikogo do bycia szlachcicem. To był przywilej. Wiązały się z nim przywileje ekonomiczne jak możliwość zakupu soli po niższej cenie, ale nie to było istotą instytucji szlachectwa.
Tylko szlachta miała prawo głosu, ale tylko szlachta miała obowiązek ginąć. Nie był to idealny system, ale był jakiś. Był na tyle dobry, że zapewnił nam setki lat istnienia. Dzisiaj mamy tylko pozory, tylko demagogię i bełkot i turbo patriotyzm, a gdy przychodzą pod dom kombinowanie jak się wymigać, tylko korupcję. Dzisiaj nie mamy woli walki, bo każdy może głosować, ale nikt nie chce ponosić konsekwencji tych wyborów. Kiedyś kobieta miała prawo głosu na radzie wojennej tylko jeśli uczestniczyła w boju i mogła zginąć.
Kiedyś była żelazna konsekwencja. Dzisiaj są prawa człowieka i inne eufemizmy skrywające pustkę i kłamstwa. Przywileje jednych są zawsze obowiązkami drugich. Jak ktoś tych obowiązków nie wypełni prawa rozpadają się jak domek z kart. Dzisiaj wszystko jest miałkie. Tamten system był na tyle uczciwy i spójny, że jeszcze Polska wtedy żyła, bo za nią ginęli.
Dzisiaj Polska istnieje w tylko w tych 45%, może mniej. Po ostatnich 100 latach poboru wojskowego i zezwierzęcenia z tym związanego uważamy, że przymus to jedyny system, a wojna jest tylko złem, a nie że jest konieczna, aby w ogóle istnieć.
Nic nas nie nauczyła historia II wojny światowej. Nie przyswoiliśmy sobie lekcji, że zwycięzca może z pokonanym zrobić wszystko. Że nie ma żadnych zasad, żadnych barier, żadnego nigdy więcej, żadnych konwencji. Jest tylko brutalna siła.
Nie pamiętamy, że Hitler miał w planach całkowite wytępienie narodu polskiego do lat 70 tych XX wieku, tylko że po prostu przegrał wojnę, więc nie mógł zrealizować swojego planu do końca. Naród Polski zawdzięcza temu wynikowi życie. Naród niemiecki pod przewodnictwem Adolfa Hitlera zabił 6 milionów Polaków, a planował zgładzić wszystkich, aby przejąć nasze ziemie, aby mieć przestrzeń życiową dla swojego narodu.
Dzisiaj naród Niemiecki stara się zmobilizować, aby zbudować wielką armię i ruszyć na Moskwę. Jeśli tego nie zrobi, bo jest w moralnym rozkładzie to przyjdzie nam walczyć z Moskwą. Jeśli to zrobi to będzie potrzebował korytarza, aby przeprowadzić swoją armię na wschód. To od ogarnięcia i potęgi polskiej armii zależeć będzie co armia niemiecka zrobi po drodze. Jeśli ktoś ma jakiś problem z tą rzeczywistością powinien wyjechać już teraz. Nie będzie trzeba go wtedy tutaj utrzymywać i te pieniądze będą mogły być przekierowana na rzeczywiste problemy. Co więcej będziemy mogli się policzyć. Kto z nas chce zostać i walczyć.
Nadal nie uznajemy, że wcześniej czy później będziemy zmuszeni do obrony prawa tego narodu do życia na swoim terytorium. Gdy to terytorium utracimy i rozpierzchniemy się po świecie, a nasze ziemie zajmą inne narody i kultury, będziemy zmuszeni do obrony prawa tego narodu do biologicznego istnienia. Znacznie trudniej jest bronić się przed zagładą na cudzym terytorium niż na własnym.
Bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu w całej historii świata
Prawie każdy obecnie żyjący Polak urodził się i żył w czasach pokoju. Mój ojciec urodził się po wojnie i umarł po 70-tce nie zaznawszy świadomości, że w każdej chwili może przyjść wojna. Przyzwyczailiśmy się do życia w bezpieczeństwie. To, dlatego nie cenimy bezpieczeństwa. Mając bezpieczeństwo podane na srebrnej tacy, dążyliśmy do dobrobytu.
Możliwość myślenia o dorobieniu się jest luksusem. Prawdziwy świat tak nie funkcjonuje. Świat bogatego zachodu dąży do większego bogactwa. Każdy inny świat dąży do bezpieczeństwa, a o bogactwie nie myśli, bo nie ma na to czasu.
W prawdziwym świecie, gdzie żyje większość przedstawicieli gatunku ludzkiego bezpieczeństwo nie jest dane. Za bezpieczeństwo się walczy i się je zapewnia i ciągle się je podtrzymuje i utrzymuje. Ktoś jest ceniony za to, że daje bezpieczeństwo. Inni mogą to bezpieczeństwo zaburzyć i są za to szanowani, bo trzeba się z nimi liczyć.
Do zapewniania bezpieczeństwa trzeba być słownym, wiarygodnym, godnym zaufania i odważnym. To kształtuje i hartuje najlepsze cechy ludzkie. Nie ma niczego bardziej obrzydliwego niż dorosłe dziecko, a w przypadku mężczyzn nieszkodliwy mężczyzna. Mężczyzna powinien być pokojowy czy taki który potrafi być bardzo niebezpieczny, jeśli zechce, ale woli tego nie robić. Zamiast tego tępimy agresję wśród mężczyzn, promujemy mężczyznę niegroźnego. Podczas gdy dla przetrwania narodu nie ma niczego bardziej niebezpiecznego.
Kiedy nadejdzie katastrofa będziesz mieć tylko swoją wioskę i swoją społeczność, której to wspólnoty dzisiaj nie budujemy w ogóle siłami państwa. To dopiero obecnie oddolnie i bez finansowania odradza się w Polsce całkowicie zaniedbana obrona cywilna.
Etos człowieka ekonomicznego
Dopiero jak bezpieczeństwo jest w miarę zapewnione możemy dążyć do pieniędzy. Wszystkie pieniądze świata nie są wiele warte w sytuacji, gdy nie możemy na nikim polegać, kiedy bezpieczeństwo znowu zawiedzie. W czasie braku bezpieczeństwa każdy który jest sam ginie. Kiedy ktoś śpi inny musi czuwać. Dlatego zyski i potencjalne lepsze interesy poświęca się dla bycia godnym ocalenia w chwili próby. Gdy bezpieczeństwo zawiedzie (nie czy tylko kiedy) pomogą nam ludzie, wobec których zachowaliśmy się właściwie, nawet jeśli nie było to w naszym ekonomicznym interesie (zwłaszcza dlatego).
Współczesny etos człowieka godnego naśladowania to biznesmen. Człowiek interesu to taki, który wszędzie szuka okazji. Który nigdy nie zrobi czegoś co mu się nie opłaca. Kombinator i cwany człowiek. Pozbawiony honoru, któremu można splunąć w twarz i nie będzie miał za złe, jeśli mu się za to zapłaci. Jego honor ma konkretną cenę. Człowiek nie potrafiący być na straconej pozycji, wieczny oportunista. Maniak wyszukiwania słabości w innych ludziach i systemach, aby te słabości potem finansowo eksploatować. Dobrze mu się żyje w korupcji i układach. Lubi wydłużać i komplikować prawo, lubi pływać w mętnej wodzie. Nie przeszkadza mu biurokracja, bo on ma z nią dobre układy. Dąży do monopolu, aby go potem wyssać. Jak biznesmen nie wykorzysta okazji, to zrobi to kto inny, co go usprawiedliwia.
Pracujący, a nie składki, składają się na obecne emerytury
W imię większego bogactwa sprzedaliśmy naszą kulturę, która nie ceniła człowieka ekonomicznego. W zamian za paciorki, świecidełka i zyski wyrzekliśmy się naszych tradycji i zasad.
Przede wszystkich nie byliśmy zainteresowani naszymi tradycjami i naszą historią. Chłonęliśmy ślepo wszystko co było wymyślone nie u nas. Uznaliśmy wyższość Europy Zachodniej, wyższość wszystkich trendów płynących z Zachodu i z USA. Nawet jeśli były szkodliwe.
Żyliśmy przez 45 lat w PRL-u i nawet nie potrafiliśmy się sprzeciwić socjalizmowi, który był nam wpychany ponownie, pomimo tego, że mieliśmy prawie pół wieku, aby przekonać się, że nie działa. Nawet ostatnich 45 lat nie zapamiętaliśmy z naszej historii. Od ustawy Wilczka, która w 1988 roku wprowadziła w Polsce naprawdę wolny rynek, ciągle i nieustannie przykręcamy sobie śrubę kolejnymi regulacjami i ograniczaniem indywidualnej gospodarczej wolności oraz poszerzaniem masy ludzi wiszących na garnuszku państwa.
Demoralizujemy się nieustannie pieniędzmi otrzymywanymi od państwa na czele z samą emeryturą. Czy nikt już nie wie, jak wyglądały wszystkie lata historii świata? Wszystkie tysiąclecia istnienia ludzkości nie znały niczego takiego jak emerytura. Albo człowiek dorobił się czegoś w trakcie swojego życia albo nie i wtedy na starość prosił o kawałek chleba rodzinę. Dlatego relacje rodzinne były takie ważne. Dlatego posiadanie dzieci było krytycznie istotne. Dzisiaj rodziną jest Państwo i do niego wznosi się błagania o chleb.
Kiedy Sowieci do 1989 roku kradli każdą nadwyżkę wypracowaną nad Wisłą miało to jeszcze jakieś uzasadnienie. Dzisiejsze daj, daj, daj każe zadać nowe pytanie: A co robiłeś przez ostatnie 35 lat? Było bezpiecznie. Mogłeś pracować. Dlaczego nie masz nic? Dlaczego ciągle zamykałeś się do pierwszego.
Jeśli Twoją odpowiedzią jest, że płaciłeś podatki to zrozum, że obecni pracujący również je płacą, tylko że oni w przeciwieństwie do ciebie nie dostaną na starość nic.
Ze względów demograficznych obecni 30, czy 40 latkowie na starość nie dostaną na starość zupełnie nic, a płacą ochoczo składki tak samo jak kiedyś ty je płaciłeś. Tylko, że ty w przeciwieństwie do nich dostałeś już albo dostaniesz przynajmniej jeszcze coś, cokolwiek, bo ten ZUS jeszcze nie zbankrutował. Dla tych którzy cię utrzymują z podatków, będzie tylko to co było zawsze w historii na starość – wielkie zero.
Największe kłamstwo polskiej historii
Ty stary człowieku jesteś odpowiedzialny za ostatnie 35 lat polityki postsolidarnościowej. To ty wybierałeś tych ludzi. To ciebie oszukano. Ty nie zrobiłeś majdanu i nie obaliłeś władzy pełnej niekompetencji. Ufałeś ślepo, że jesteś tym ludziom coś winien, bo to oni uczestniczyli w Solidarności. Uwierzyłeś, że to ich środowisko dało Polsce wolność. W rezultacie lata 90-te wyglądały politycznie jako wzajemne przekrzykiwanie się kto jest prawdziwym pogrobowcom patriotycznej Solidarności mającej największą zasługę. Ta zasługa budowała szerokie poparcie polityczne.
Nie przejrzałeś absurdu tego konceptu opartego na fundamentalnym kłamstwie, że to Solidarność wywalczyła Polsce niepodległość. Otóż nie. Znowu byliśmy ofiarą chichotu historii, tak jak po I wojnie światowej, kiedy to wszyscy zaborcy przegrali jednocześnie wojnę. Wtedy przynajmniej piłsudczycy mieli poparcie, bo byli zaangażowani w realną walkę i doprowadzili do cudu nad Wisłą. Jednak bez sprzyjających wiatrów historii nawet z cudem ich walka byłaby całkowicie samobójcza i bezużyteczna.
Postsolidarnościowe pseudoelity nie musiały nawet walczyć z osłabionym wrogiem. One nie były sprawdzone w boju. Oni nie byli żadnymi bohaterami. Żaden z nich nie ryzykował życiem.
Wróg po prostu spakował się i wyjechał. Nawet nie zostawił po sobie oligarchów, żeby kontrolowali miejscowych, jak na Ukrainie. Po prostu oddał pełnię władzy za darmo.
ZSRR po prostu zbankrutował, bo Gosplan nie potrafił przewidywać tego co najlepiej przewiduje wolny rynek. Do upadku ZSRR przyczyniły się już bardziej Chiny ze swoim odejściem od komunizmu na rzecz kapitalizmu i zmuszeniem utrzymywania dużej armii ZSRR na ich granicy. Polska z upadkiem ZSRR nie miała nic wspólnego.
W Niemczech nie było Solidarności, a mieli upadek muru berlińskiego. Państwa bałtyckie były częścią ZSRR i nie było tam krwawego powstania niepodległościowego, a odzyskali niepodległość.
Nasza wolność miała wszystko wspólnego ze słabością Sowietów i nic wspólnego z tym, co strajkujący w 1988 zrobili, a czego nie zrobili, a tym bardziej z szerokim ruchem 1980 roku zduszonym rok później w stanie wojennym. Wszystko było postanowione przed 1988 rokiem, ale jednocześnie w kilka lat po naszym stanie wojennym.
W tamtym czasie szarych przedstawicieli narodu nadal utrzymywano w przeświadczeniu, że Związek Radziecki jest wieczny. Jednak dzieci aparatczyków partyjnych uczyły się już na najlepszych uczelniach na Zachodzie i po powrocie sama władza sowiecka nie wierzyła w realność utrzymania tak niewydolnego ekonomicznie systemu. Reformy wolnorynkowe Margaret Thatcher tylko przyspieszyły zdobywanie przewagi nad niewydolnym ZSRR.
To dlatego w latach 85 i 86 włoscy komuniści przyjechali do ZSRR, aby zawiązać spisek by budować Unię Europejską po socjalistycznemu, bo już wtedy wiedzieli, że ZSRR czeka upadek i trzeba porwać dla idei komunistycznej projekt europejski. To im się niestety w dużej mierze udało.
To co jest przykre to fakt, że polskie społeczeństwo nadal patrzy na zachód wypatrując tam wzorców do naśladowania zamiast dostrzegać odpowiednik Politbiura w postaci nie wybieranej w wyborach Komisji Europejskiej, czy 80 tysięcy stron prawnych regulacji wzorowanych na najlepszych gosplanowych iluzjach ręcznego sterowania rynkiem rodem z ZSRR. Może gdybyśmy krwawo wywalczyli w 1990 roku niepodległość, a nie dostali ją w prezencie to byśmy ją bardziej cenili. Zwracalibyśmy większą uwagę na to z czego się wyzwoliliśmy i nie przyjmowalibyśmy tej samej niewoli na nowo, tylko dlatego, że jest ona podana w lepszym opakowaniu.
Po co nam historia?
Jest to skrajnie obraźliwe, że musimy o historię w ogóle pytać.
Tradycja i jest ważność była przecież tak oczywista dla naszych przodków. Ze wszystkich możliwych sposobów egzystencji to był nasz sposób. Nigdy nie byliśmy częścią globalnej kultury. To kultura globalna była tworzona także przez tę szczególną kulturę, polską kulturę, która była nasza.
Ujmując to dosłownie. Historia jest po to, aby nie być rozpędzonym na cztery strony świata lub wybitym do nogi na miejscu. Żeby na nagrobku naszego tysiącletniego dorobku nie pisało:
Oto naród, który zapomniał kim jest, jak się tu znalazł, i ile kosztowało go utrzymanie tych ziem i dlatego je utracił praktycznie bez walki, jak tylko ktoś w końcu przyszedł im ją odebrać. Niedługo potem, pozbawiony zaplecza, nie mogący suwerennie stanowić o sobie, bardzo szybko wyginął. Zapomniał o swojej historii, dlatego nie zasługiwał na przetrwanie.
Zbigniew Galar
.
.
Jako ilustracje zostały użyte wielkie dzieła Jana Matejki
1.Polonia
2.Portret dzieci artysty
3.Kazanie skargi
4.Stańczyk
5.szkic do obrazu hołd ruski
No kurcze świat nam się pokomplikował
Po przeczytaniu tych tekstów, w dalszym ciągu nie mam wrażenia, że postulowane tu zmiany będą zachodzić w kierunku prawicowego programu, nie sądzę żeby lewicowy establiszment był tak niebezpieczny i negatywny
Wiele słów prawdy, bardzo dobre artykuły, brawo dla was
Świetny temat, dobrze zrobiony