.
— Krysiu, wiesz, że byłem głupi?
— Taak? Minęło ci już? — Puściła oko i podała cienkiego kabanosa wprost do wykrzywionych teraz ust męża.
— Ha, ha, ha — zabuczał wolno, przegryzając kęs. — Poważnie mówię. Przez trzydzieści lat żyłem bez ciebie. Jak można być takim głupcem?
— Do wszystkiego trzeba dojrzeć, kochany. Pewnie, gdybym spotkała cię jako dwudziestoparolatka nie zainteresowałbyś mnie ani trochę. Nigdy nie lubiłam głupoli — mówiąc to, Krystyna uśmiechnęła się szeroko i podała mężowi kolejny kawałek wędliny.
— Jesteś okrutna, wiesz? — Leszek próbował udawać obrazę, lecz lekko drżące policzki zdradzały duszony śmiech. — Ale chyba za to między innymi cię pokochałem.
— Za okrucieństwo? Nieźle. Ktoś by pomyślał, że jesteś masochistą.
Kiedy Krystyna zamierzała ugryźć swoją ulubioną mięsną przekąskę, Leszek chwycił ją za dłoń i skierował przysmak do swoich ust.
— Uważaj, bo się ukłujesz!
— Spokojnie, panuję nad sytuacją. — Mężczyzna ucałował trzymaną dłoń i delikatnie oddał właścicielce, skupiając się na swoim zajęciu. — Kiedy wyjeżdżasz na seminarium?
— Za tydzień.
— Na długo?
— Mówiłam ci, że na pięć dni. Nie pamiętasz?
— Pamiętam, tylko lubię kiedy do mnie mówisz. Podaj mi, skarbie, ten niebieski kuferek. — Wskazując palcem na komodę, ugryzł kolejny podany kęs.
Krystyna wstała, poprawiła sukienkę głaszcząc dość obfite pośladki i podeszła do komody:
— Będziesz za mną tęsknił? — zapytała, podając mężowi turkusową skrzyneczkę.
— Jasne. Już tęsknię. — Leszek wyjął z kuferka czerwoną nitkę i po nawleczeniu na igłę wziął się dalej do pracy.
— Zdążysz z tym dzisiaj? — Krystyna stanęła za plecami męża i zaczęła masować mu ramiona.
— Koniecznie, przecież muszę cię w tym zobaczyć, a potem sprawdzić, czy się łatwo zdejmuje. — Zachichotał jak małolat.
— No, myślę. Idę wziąć prysznic i się przygotować na prezentację. — Zanim odeszła ukąsiła Leszka lekko w ucho.
— Auć!
— Przecież nie było mocno.
— Ukłułem się w palec. Twoje podgryzanie nigdy mnie nie bolało. Spiesz się, bo za kwadrans mam finisz.
Leszek został w kuchni sam. Starał się jak najładniej wykończyć nocną koszulkę Krystyny. W ich domu to on zajmował się szyciem. Krysia tego zajęcia wprost nienawidziła. Mogła przybić gwóźdź, wywiercić dziurkę pod hak albo nawet poskręcać komodę, gdy nie mogła się doczekać powrotu męża z pracy. Kochał ją od dwudziestu lat niezmiennie, a nawet miał wrażenie, że z roku na rok nawet bardziej. Była przy nim zawsze, kiedy tego potrzebował. Gdy nie szło mu w firmie, gdy odszedł jego ojciec, gdy miał wycinany wyrostek i gdy wygrali z Mirką piętnaście lat temu w regionalnym turnieju tańca towarzyskiego.
Na dobre i na złe. Tak sobie obiecali, gdy na rodzinnej imprezie z okazji sześćdziesiątych urodzin Krysi poprosił ją o rękę.
Cóż z tego, że ślub nie był możliwy. Oni i tak sobie ślubowali. Były mąż Krystyny, choć formalnie nadal aktualny, przebywał w zamkniętym ośrodku dla nerwowo chorych. Utracił kontakt z rzeczywistością krótko po śmierci syna. Chłopak zginął w wypadku samochodowym. Ryszard prawdopodobnie winił się za tę tragedię. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Oszczędzanie na naprawach hamulców, by mieć na wódkę, nie jest najlepszą decyzją.
Kiedy szum wody w prysznicu ucichł, Leszek wziął ukończoną koszulkę i zdecydowanie wszedł do łazienki. Krystyna stała na środku łazienki nagusieńka. Oparł się o futrynę i przyglądał swojej wybrance z nieukrywanym zachwytem.
— Wiesz, że jesteś piękna, prawda? Nie zakrywaj się ręcznikiem, kobieto.
— Leszku, przecież się wycieram. Pozwolisz? — mówiąc to, machnęła ręcznikiem tak, że trafiła męża prosto w głowę. — A że jestem piękna to wiem. Od wielu dziesięcioleci. Zwisający do pępka biust, opadające fałdy, cellulit i triceps niczym błona lotna u polatuchy. Wprost cudowne.
— Przesadzasz jak zwykle. Czas leci, każdy to wie i nie ma co się okłamywać, ale dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz boginią. I wiesz, co? Myślę, że koszulkę przymierzymy rano, bo teraz usiądziesz tu na sedesie i poczekasz aż się umyję — mówiąc, zdejmował już spodnie i od razu skarpetki.
— Mam tak siedzieć? I co?
— Podziwiać moje męskie ciało, gdy będę brał prysznic i wyobrażał sobie, co zaraz będzie.
Wchodząc do kabiny Leszek pomyślał, że słusznie zdecydował nie zakładając dwuskrzydłowych drzwi prysznicowych. Brzuszek mu się zaokrąglił przez ostatnie lata, szczególnie odkąd przestał tańczyć. Obiecał sobie i Krystynie, że na wiosnę zacznie jeździć na rowerze, by latem móc się wbić w kąpielówki w rozmiarze XXL. To był jego cel. Jeden z wielu. Pragnął też zabrać Krystynę do Hiszpanii. Może jeszcze się uda.
Poszli do sypialni za rękę jak zakochani nastolatkowie. Położyli się przytuleni. Nagutcy, spragnieni bliskości, delektowali swoim ciepłem i zapachem. Od operacji prostaty sprzed kilku lat ich intymne zbliżenia kończyły się właśnie w ten sposób. I było im tak dobrze.
— Wiesz, że cię kocham, prawda? — Leszek gładził delikatne, uroczo przyprószone siwizną włosy Krystyny.
— Tak, kochanie. Nie masz innego wyjścia. W końcu jestem wspaniała jak mało kto.
Ile to jeszcze potrwa, nie wiedział. Lecz to nie było ważne. Z każdej wspólnej chwili pragnął czerpać tyle, by zostało na czas, kiedy przyjdzie oglądać świat tylko jedną parą oczu.
.
Agnieszka Miodowska
Wspaniałe. Pozdrawiam!
cudowne, dziekuje Ci kochana…masz ogromny talent kobieto, poruszasz duszę i serce