Upierdliwość

ZA GÓRAMI, ZA LASAMI, ZA GRANICĄ ŻYCIA I ŚMIERCI ISTNIEJE MIEJSCE, DO KTÓREGO WSZYSCY KIEDYŚ TRAFIĄ. NAZYWA SIĘ SENSBEZSENS. ZDARZA SIĘ, ŻE NA DRODZE DO SENSBEZSENSU DOCIERASZ DO UPIERDLIWOŚCI. CO WTEDY? JAK WYGLĄDA I CZYM JEST UPIERDLIWOŚĆ? KTO TAM SIĘ DOSTAŁ I DLACZEGO?

MIEJSCE, CZAS, BOHATEROWIE

Miejsce: Świat po śmierci.

Czas: Nieokreślony.

Bohaterowie: Ilona – szefowa sekty Pozytywni, Joachim – członek sekty, chłopiec 12 lat; Nikodem – zawiadowca i strażnik stacji Upierdliwość; Bogusław – wyznawca Jedynej Prawdziwej Wiedzy.

WCZEŚNIEJ

W czasie podróży do Sensbezsensu Ilona szefowa sekty Pozytywni zostaje wyrzucona z pociągu przez konduktora Stefana. Przez okno jednego z wagonów widzimy nazwę stacji. Upierdliwość. Upierdliwa Ilona znalazła się w Upierdliwości.

DIALOG 1

Miejsce: Dworzec miasta Upierdliwość. Kształty i barwy rozmazane przez mgłę. 

Ilona wyrzucona przez pasażerów z pociągu do Sensbezsensu z trudem łapie równowagę. W ślad za nią wyskakuje Joachim, członek jej sekty Pozytywni. Tak jak ona cały ubrany na pomarańczowo. Poza tym wyjątkowo bystry, spostrzegawczy. On jeden z całej drużyny Pozytywni, grupy dzieci w wieku 8-12 lat zauważył, co się dzieje. Rozgniewany konduktor z pomocą innych ludzi wypchnął z pociągu jego ukochaną nauczycielkę. Pozostałe dzieci jadą dalej pociągiem. Jednak wkrótce się pojawią. To miejsce ich przyciągnie, jeśli nie wszystkich, to przynajmniej część. Za to Joachim znajdzie się gdzie indziej. Oczywiście jeszcze o tym nie wie.

Do Ilony i Joachima zbliża się zawiadowca stacji Nikodem. Ubrany w bladoniebieski mundur i czapkę z daszkiem z dumną miną jakby nikt inny poza nim nie rządził tym miejscem. Pan i władca dworca.

Nikodem ( zdecydowanym głosem właściciela ): Pójdziecie za mną.

Ilona ( zawsze ciekawa ): Po co?

Nikodem ( obrzuca ją zimnym spojrzeniem ): Nie pyta się, tylko idzie.

Ilona, która zawsze buntuje się przeciwko władzy innej niż jej własna, już ma krzyknąć, że nie idzie, ale Joachim ciągnie ją za rękaw płaszcza.

Joachim: Lepiej chodźmy, proszę pani.

Jakimś cudem Ilona ulega sugestii Joachima i idzie razem z nim do budki strażnika wyglądającej jak małe szklane pudełko. Kolor nieokreślony jak wszystko na tej stacji.

Nikodem: Wpiszę was do księgi ewidencji ludności, a potem dam znaczki do przypięcia na ubranie i podam numery domów, w których zamieszkacie.

Ilona ( nie może się powstrzymać od protestu ): Po co?

Nikodem ( recytuje z pamięci ): Ustawa nr.20134 z Notesu Ustaw Prezydenta Miasta Upierdliwość Włodzimierza VIII.

Na Ilonie nie robi to żadnego wrażenia. Czuje jeszcze większe pragnienie sprzeciwu. Na szczęście obok stoi Joachim, który jej szepcze, by dała sobie spokój. Ten chłopiec ma na nią większy wpływ niż pozostali w pociągu członkowie drużyny, a przecież nigdy nie należał do jej ulubieńców. 

Nikodem ( pokazuje jej stary, żółty ze starości zeszyt ): Tu wpisze swoje imię nazwisko, imię i nazwisko chłopca i nazwę swojej partii.

Ilona ( zdziwiona ): Nie mam partii.

Nikodem: U nas ma. Wszyscy, którzy tu przybywają jakąś mają. To i ona ma.

Ilona ( sama do siebie ): Idiota. 

Joachim ( cicho ): Niech pani zachowa spokój, bo inaczej będziemy mieć kłopoty.

Ilona zaciska tylko pięści. Wpisuje swoje dane, dane chłopca i nazwę sekty do zeszytu-księgi. Zadowolony Nikodem zaciera ręce i wyciąga z szuflady dwie okrągłe zardzewiałe blaszki i każe im przypiąć do wierzchniego ubrania. Obie z napisem Upierdliwość.

Nikodem: Witam Was oficjalnie w naszym pięknym mieście Upierdliwość. Tu macie mapę, numer domu i wskazówki jak dotrzeć na miejsce.

Nikodem daje Ilonie starą, podartą mapę z niewyraźnymi napisami i kawałek papieru szarego podobnego do toaletowego z cyfrą 4.

DIALOG 2

Miejsce: Ulice miasta Upierdliwość. Jak przystało na nazwę są niezwykle poplątane, niewyraźne, błędnie oznaczone. Wszystkich swoim wyglądem, rozmieszczeniem doprowadzają do gniewu, smutku, złości. I właśnie dlatego są, jakie są. Miasto żywi się gniewem swoich mieszkańców i wszelkimi innymi negatywnymi energiami.

Ilona ( zła ): Jak ja mam się w tym połapać?

Joachim ( nadal spokojny ): A myśli pani, że oni się łapią?

Wskazuje nielicznych przechodniów też z nosami w mapach i kartkach papieru ze wskazówkami.

Ilona: Wiesz co robić?

Joachim: Wejść do dowolnego budynku i zająć jak jest wolny. Cyfr i tak nie widać. Kto się zorientuje, że jesteśmy w niewłaściwym?

Ilona: A nie wygonią nas?

Joachim ( znów ją ciągnie za rękę ): Chodźmy. Zobaczymy.

DIALOG 3

Miejsce: Niski prostokątny budynek z wieloma oknami. Przypomina trochę szkołę, trochę przedszkole i urząd. Ilona i Joachim zajmują jedno z pomieszczeń, dużą salę podobną do tych, jakie znajdują się zwykle w szkołach. Oprócz kilku łóżek, szafy i małych stoliczków przy łóżkach wnętrze świeci pustką.

Ilona: Boję się, że ktoś tu jeszcze przyjdzie. Ta sala dla dwóch osób jest za duża.

Joachim: Nawet jeśli, to ktoś pasujący do nas.

Ilona: Skąd pewność?

Joachim: Nie wiem. Tak czuję.

Ilona ( do siebie ): Szkoda, że ja nic nie czuję.

Powietrze rzeczywiście nie wyróżnia się żadnym zapachem. Wydaje się, że zostało przez kogoś pozbawione zapachu. Brak tu indywidualności, osobowości. Panuje nijakość. Kolory niejasne i kształty też jakby spowite mgłą, jakby nie do końca ukształtowane i dlatego nie mogą się w pełni odsłonić. Jedynie spokój Joachima nadaje pomieszczeniu ogólnych rysów i wrażenia bezpieczeństwa. Po pewnym czasie do sali wchodzi Bogusław wyznawca Jedynej Prawdziwej Wiedzy, z wykształcenia matematyk, dawniej nauczyciel.

Bogusław: Dzień dobry. Jestem doktor habilitowany, wkrótce profesor Bogusław Wiedzący.

Joachim: Dzień dobry panu.

Ilona nie odpowiada. Rzuca tylko pełne nienawiści spojrzenia w stronę nowego lokatora. Nigdy nie lubiła nauczycieli, zwłaszcza tych od matematyki. Wyjątek stanowili plastycy uczący, jej zdaniem, jedynej pożytecznej wiedzy.

Bogusław: Piękna pani, czemu się pani nie odzywa? Z wielką chęcią poznałbym pani imię.

Ilona ( do siebie ): A ja z wielką chęcią pana bym zabiła.

Rzuca mężczyźnie mordercze spojrzenie. I nagle nie on, ale Joachim pada w kałuży krwi, która nie wiadomo skąd się wzięła. Przerażona Ilona pochyla się nad nim razem z przerażonym Bogusławem.

Ilona: Joachim, co się dzieje? Co ci się stało?

Bogusław: Puls nie wyczuwalny. Nie żyje.

Ilona: Jak to?  Jak to? Niemożliwe. Pan go zabił. 

Bogusław: Jak? Czym?

Ilona: Nie wiem. Jakąś swoją matematyczną bronią.

Bogusław: Matematyczną bronią?! Czy pani wie, co gada?!

Ilona: Matematykom się nie wierzy. Są jak te psy, wściekłe, zawsze złe.

Bogusław ( do siebie ): Idiotka.

Do sali wchodzą nieznane osoby z noszami. Kładą Joachima na noszach. Przykrywają prześcieradłem i wynoszą. Ilona biegnie za nimi.

Ilona: Gdzie go zabieracie?

Jeden z nich: To pani krewny?

Ilona: Nie, ale…

Jeden z nich: Udzielamy odpowiedzi tylko krewnym osoby zmarłej. Innym nie.

Ilona próbuje zatarasować im drogę. Bezskutecznie. Są od niej silniejsi. I szybko się poruszają. Jeszcze chwila i giną we mgle. Ilona szlocha jakby zabrali jej własne dziecko. Bogusław podaje jej swoją chusteczkę.

Bogusław: Przenieśli go na pewno do innego miejsca. Tutaj nie pasował i dlatego musiał odejść.

Ilona: Jak to przenieśli? Mówili, że nie żyje.

Bogusław: W tym miejscu rzeczywiście nie żyje, a w innym ożyje.

Ilona ( podnosi się z klęczek dość gwałtownie ): To ja się też przeniosę. Tutaj bez niego nie mam co robić.

Bogusław: Niech pani nie przesadza. Z tym pasowaniem to nie taka prosta sprawa. Zrobi pani sobie tylko krzywdę.

Ilona ( oburzona ): Zaraz to ja panu zrobię krzywdę.

Do nieszczęścia nie dochodzi dzięki dzieciom w pomarańczowych strojach, które wbiegają do sali z krzykiem.

Dzieci: Nasza pani, nasza pani.

Ilona ( zdziwiona ): A wy skąd się tu wzięliście, przecież zostaliście w pociągu.

Janek, jeden z chłopców lat 10: Pan konduktor pokazał nam takie drzwi.

Basia, dziewczynka lat 9: I my weszliśmy i już zaraz byliśmy tu.

Bogusław: To się nazywa przeniesienie jednostkowe i zamiana miejsc. Chłopiec z pewnością trafił na ich miejsce.

Ilona: W takim razie jest w pociągu do tego miejsca, do którego wszyscy jechaliśmy zanim mnie wyrzucili. Dzieci idziemy na dworzec.

Bogusław: Głupie. Wasze miejsce jest tu. Nie tam. Zresztą idźcie. Wieczorem przyniosą was na noszach martwych. Ożyjecie i cała polka zacznie się od nowa.

Ilona: Skąd pan wie?

Bogusław: Ja też uciekałem kilka razy. Chciałem być razem z żoną w mieście Równania. Niestety miasto mnie odrzuciło. Muszę widocznie siedzieć tutaj z takimi jak wy, nie obraźcie się, kolorystycznymi oszołomami.

Ilona: No, nie. Teraz to już pana zabiję. Nikt mi nie przeszkodzi.

Bogusław: A niech pani zabije. Może się pani uda i znajdę się tam.

Ilona rzuca się na niego, lecz coś ją pcha do tyłu. Myśli, że to jakieś dziecko uczepiło się jej i ciągnie ją w sobie tylko znanym kierunku. Myli się to nie dziecko lecz gęstniejąca mgła nabierająca kształtów jakiegoś wielkiego stworzenia. Ilona przerażona zatrzymuje się. Cofa się. Próbuje uciec. W końcu zakrywa głowę rękami. Zamyka oczy. I wtedy wreszcie mgła odchodzi, ale pojawia się potwór. Olbrzymi pomarańczowy dinozaur. Otwiera paszczę. Pochyla się nad Iloną i połyka ją w całości. Potem jakby nigdy nic znika.

Dzieci ( krzyczą ): Nasza pani, nasza pani. Co się z nią stało?

Anna Starnc

3
0

2 komentarze

  1. Fajnie to sobie wymyśliłaś. Jest tutaj neurotyzm, który niepokoi. Tak bym sobie wyobrażała podobne miejsce, gdybym próbowała. Właśnie z tym neurotyzmem. Lubię neurotyzm choć nie każdy, ale jeśli konsekwentnie budowany, co Tobie się udaje, to sprawia, że opowieść zapamiętujemy. Tak jak oczy pudelka, kiedy się nagle zaświecą w ciemności. I jesteś bezwzględna dla swoich bohaterów.

    Agnieszka Czachor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *