.

Nicość

.

Za górami, za lasami, za granicą życia i śmierci istnieje miejsce zwane Sensbezsensem. Niektórzy twierdzą, że nie da się stąd uciec, że jak raz tu trafisz, nigdy stąd nie wyjdziesz, a jak jest naprawdę? Gena i Konrad za chwilę się o tym przekonają.

.

Miejsce, czas, bohaterowie

Miejsce: Świat po śmierci.

Czas: Nieokreślony

Bohaterowie: Gena – kobieta lat 30, Konrad – niespełniony pisarz lat 20 i trochę; Edward – mężczyzna, którego nikt nie zna; Ciotka Dynia – ciotka Geny dawna nauczycielka klas początkowych; Pan Kanciasty – dawny nauczyciel matematyki.

.

Dialog 1

Miejsce: Dworzec miasta Sensbezsens.

Duży, lśniący bielą pociąg, inny niż pozostałe wjeżdża na peron. W środku w przedziale pasażerowie zbierają się do wyjścia. Konrad zerka przez okno. Nieznajomy ślepiec czyści swoje ciemne okulary, błyskając bielą swoich oczodołów. Gena patrzy na niego z przerażeniem. 

Gena: Gdzie jesteśmy?

Konrad: Nie wiem. Miejsce wydaje się znajome.

Nieznajomy: Bo jest znajome. To samo, z którego wyjechaliśmy.

Konrad: Co?

Nieznajomy: Sensbezens. Stąd wyjechaliśmy i tu wróciliśmy.

Gena: Niemożliwe. Przecież mieliśmy przejechać przez most i zniknąć w nicości.

Nieznajomy: Dobrze powiedziane, mieliśmy.

Konrad: Więc, kurde co się stało?

Gena ( krzyczy ): Gówno się stało.

Nieznajomy ( nadal spokojnie ): Nikt by tego lepiej nie ujął.

Gena ( patrzy z nienawiścią na ślepca ): Ty jesteś wszystkiemu winien.

Nieznajomy: Ja? Poza tym, nie przypominam sobie, żebyśmy mówili sobie po imieniu. 

Gena podchodzi bliżej. Chce uderzyć mężczyznę, lecz Konrad staje między nimi.

Konrad: On nie jest winny.

Gena ( ze złością ): To kto?

Konrad: Nie wiem.

Do przedziału wchodzi konduktor.

Konduktor: Wysiadać!

Konrad: Ja zostaję.

Gena: Ja też.

Nieznajomy: Idę.

On jeden słucha konduktora i wysiada. 

Konduktor: Dla was widzę, muszę zastosować środki specjalne.

Konduktor wyjmuje żółty gwizdek z kieszeni niebieskiego uniformu. Niby zwyczajny, a jednak, gdy dotyka go ustami, wszyscy już wiedzą, zwłaszcza niegrzeczni pasażerowie, że taki nie jest. Jego ostry dźwięk wnika głęboko w uszy. Niszczy je razem z mózgiem. Dlatego Konrad i Gena wyskakują z pociągu. Oboje rękami próbują zasłonić głowę przed dalszymi uderzeniami nieznośnego gwizdu. Dopiero w pewnej odległości od pociągu nastaje cisza.

Na dworcu stoi jeden były lub przyszły podróżnik. Wysoki mężczyzna ubrany na szaro z hakiem zamiast ręki i jednym zasłoniętym okiem. Wygląda jak pirat zabrany wprost z czarno-białego filmu. Nie wiadomo dlaczego uśmiecha się do Konrada i Geny.

Edward: Witajcie.

Gena: Znamy się?

Edward: Jeszcze nie, ale zaraz się poznamy. Jestem Edward. Wyprowadzę was z dworca tak, że nie spotkacie swoich oczekujących.

Konrad: Kogo?

Edward ( pokazuje drzwi poczekalni ): A tych tam. Wiem, że ona jest gruba, a on raczej chudy i świetnie się ze sobą dogadują. 

Konrad ( myśli ): Pan Kanciasty?

Gena ( myśli ): Ciotka Dynia?

Konrad i Gena: Skąd wiesz, że na nas czekają?

Edward: Ciszej. Jeszcze nas usłyszą. Gadają o was i stąd wiem.

Gena: O nas? Na pewno?

Edward: Tak. Dobrze was opisali i dlatego wiedziałem, że to wy jak wysiedliście.

Gena: Czemu chcesz nam pomagać?

Edward ( wzdycha ): Sam kiedyś próbowałem uciec i ktoś mi pomógł. Teraz oddaję dług wdzięczności.

Konrad: Nam? Nie jemu?

Edward: Jemu. On chciał, żeby innych też kierować na tę drogę, ale szkoda czasu. Chodźcie.

.

Dialog 2

Miejsce: Dworcowa poczekalnia.

Pan Kanciasty i ciotka Dynia siedzą przy jednym z wielu stolików pod ścianą. Ciotka Dynia na czerwonym fotelu, a pan Kanciasty na niebieskim. Poczekalnia przypomina istniejącą na Ziemi w Mikołowie. Te same ściany, ławki, stoły, tapczany i fotele. Nawet bufet. Tylko oświetlenie bardziej mroczne i migający przed wejściem napis Sensbezsens.

Ciotka Dynia: Ale tu paskudnie.

Pan Kanciasty: I nie ma zegara.

Ciotka Dynia: Żadnych napisów.

Pan Kanciasty: Lepiej stąd chodźmy.

Ciotka Dynia: Tylko dokąd? A jak oni wrócą?

Pan Kanciasty: Nie wrócą. Nie po to uciekli, żeby wracać.

Ciotka Dynia ( wyciera łzy chusteczką ): Bardzo mnie Gienia rozczarowała. Tyle czasu jej poświęciłam, a ona tak mi odpłaciła.

Pan Kanciasty ( nie słucha, rozgląda się ): Jak oni tu mogą żyć bez zegara? A inne liczby? Nigdzie ich nie widzę. Świat bez porządku? Chaos. I co to za głupi napis Sensbezsens? Gdzie my jesteśmy?

Ciotka Dynia ( mówi jakby sama do siebie ): Jej matka pracowała. Ojciec się nie interesował. Żadna babcia nie czuła obowiązku ani chęci, żeby się nią zająć. Wszystko spadło na mnie, a przecież ja tylko mieszkałam obok, ale się odezwałam. Współczułam i proszę matka zaraz to wykorzystała. Zrobiła ze mnie opiekunkę i ciocię. Co z tego mam teraz? Jakąś wdzięczność? Nic. Gienia ucieka, zamiast się o mnie zatroszczyć. Za te wszystkie stracone lata należy mi się coś, prawda?

Pan Kanciasty: Nie podoba mi się tutaj. Jeszcze chwila, a się uduszę albo dostanę zawału. Czy ty rozumiesz, że ja nie chcę żyć w chaosie, a jak zegara nie ma, a powinien tu wisieć jak w każdej poczekalni, to chaos! Chodźmy stąd natychmiast!

Pan Kanciasty już się podnosi ze swojego miejsca, gdy do stolika podchodzi nieznajomy. Bez jednej ręki i oka w szarym ubraniu. 

Edward: Wiem, gdzie oni są. Przyprowadzę ich do was.

Pan Kanciasty ( zły, że ktoś staje mu na drodze do wyjścia z miejsca, które mu się nie podoba ): Kim pan jest? Czego pan chce?

Edward: Mam na imię Edward. Pomagam takim jak wy połączyć się z rodziną.

Ciotka Dynia ( z entuzjazmem ): Naprawdę? Przyprowadzi pan Gienię?

Edward: Tak. Za chwilę. Zaraz z nią wrócę i z Konradem.

Pan Kanciasty: Daruj sobie pan. My już stąd idziemy. Nie będziemy czekać.

Ciotka Dynia ( szarpie rękaw Kanciastego ): Uspokój się. Poczekamy.

Pan Kanciasty: Beze mnie.

Idzie jak burza do drzwi. Otwiera je. Wychodzi. Dynia waha się tylko chwilę i pędzi za nim. Edward wzrusza ramionami. 

Edward ( mówi do siebie ): Nie, to nie. Pogadam z tamtymi. Zawsze komuś pomogę albo uratuję.

.

Dialog 3

Miejsce: Dach dworca i jeszcze dalej.

Powoli wspinają się po schodach. Pierwszy Edward. Za nim Gena i na końcu Konrad.

Gena: Skąd te schody w tym miejscu?

Edward: Pojawiły się jak wszystko tutaj nie wiadomo kiedy.

Konrad: I już wiesz dokąd prowadzą?

Edward: Zajmuję się pomaganiem. Muszę wiedzieć.

Gena: Więc, gdzie?

Edward: Do Mostu Nicości.

Konrad: E, on nie istnieje. Jechaliśmy tam pociągiem, a wróciliśmy do Sensbezsensu.

Edward: Pociągiem nie próbowałem uciec, bo słyszałem, że się nie da, ale schodami na pewno.

Gena: I co, byłeś w Nicości. Jak tam jest?

Edward: Nie wiem. Ja tylko prowadzę do mostu, a potem wracam. Muszę innym pomagać.

Gena: Czym jest to kłębowisko po lewej?

Zatrzymują się na półpiętrze blisko dachu dworca. Widać stąd kawałek Sensbezsensu w dole i coś jeszcze. Koliste, prostokątne, kwadratowe budowle jedne obok drugich, proste, krzywe ulice na dole i górze w pstrokatych kolorach, mdłych, czarno-białych. Między nimi drzewa duże i małe. Ludzie i nieznane istoty z innych światów. Gena i Konrad patrzą zaciekawieni. Edward spogląda na dalsze schody. Niecierpliwi się.

Edward: Szkoda czasu. Chodźmy. Przejście może zniknąć.

Gena: Jak to?

Edward: Nie wiem jak, ale się zdarza.

Konrad ( z trudem odrywa wzrok od dziwnych budynków ): Nigdy nie widziałem czegoś takiego. 

Edward: Chaos. Powstał niedawno.

Gena: Ciekawe. Opowiesz nam o nim.

Edward: Za długa historia. Może innym razem jak się do Nicości nie dostaniecie.

Ostatnie słowa Edwarda sprawiają, że Gena i Konrad się spieszą. Oboje wolą Nicość niż opowieści o Chaosie. Schody prowadzą wyżej ponad dach dworca i dachy innych budynków. Z daleka widać jak oparte o rusztowanie skręcają w stronę wielkiego mostu. Nad mostem i pod unosi się mgła. Drugiego brzegu nie widać. Jakby świat tu właśnie się kończył albo dalsza część ukrywała się gdzieś za mrokiem, który oddziela znaną część Sensbezsensu i Chaosu od nieznanej.

Gena: Daleko jeszcze?

Edward: Kawałek.

Konrad: Ile? Kilometr? Dwa?

Edward: Nie wiem. Tutaj zwykłe miary nie działają. Raz jest bliżej, raz dalej. Raz wcześniej, raz później. Zauważyliście, że nie ma zegarów ani kalendarzy.

Gena: Właśnie. Dlaczego?

Edward: Nie wiem.

Konrad: Coś leci.

Edward: Rety strażnicy. Kryć się!

Edward kładzie się na kolejnym piętrze. Gena i Konrad również. Jednak czarny punkt się zbliża. Razem z nim mrok, hałas silników odrzutowca, silny podmuch wiatru. Zaraz za tym coś jak wielka czarna dziura. Obniża się. Zakrywa Edwarda, Genę i Konrada. Unosi wysoko na pokład okrągłego samolotu. Po sobie pozostawia pustkę, jakby niekończącą się ciszę i znikające kawałek po kawałku schody. Przejście do mostu zostaje zamknięte. 

Anna Stranc

3
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *