
.
Kociak (część druga)
.
Kev przyjechał po mnie punktualnie. Spakowałam mnóstwo ubrań w dużą walizkę, która ledwo zmieściła się na tylnym siedzeniu sportowego mercedesa dyrektora. Bagażnik byłby lepszym rozwiązaniem, ale Chris zadbał o wypełnienie go długopisami, termosami oraz innymi gadżetami promującymi naszą firmę. Nowe srebrne logo i nazwa Agro Solutions pięknie prezentowały się na granatowym tle. Byłam dumna z mojego projektu i faktu, że szef szybko przystał na zaproponowane przeze mnie zmiany. Wcześniejszy design był zdecydowanie mniej przyciągający oko klientów.
Chwilę po wyjeździe zostałam nominowana do roli DJ-a, więc dołożyłam wszelkich starań, aby oprawa muzyczna naszej wycieczki zaspokoiła nasze, o dziwo podobne, gusta. Guns’n’Roses,
Kings of Leon i Aerosmith rozbrzmiewały z głośnika, umilając nam drogę. Udało mi się nawet przekonać Keva do poszerzenia swoich muzycznych horyzontów dzięki kilku piosenkom mojego ulubionego ostatnimi czasy wykonawcy, Gerry’ego Cinnamona. Krajobrazy, które oplotły nas na trasie, niejednokrotnie zaparły mi dech w piersiach, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że tegoroczny urlop chcę spędzić na zwiedzaniu przepięknych zakątków północnej Anglii. Kev polecił mi kilka miejsc wartych odwiedzenia. Zapisałam je w telefonie, po cichu łudząc się, że nie przyjdzie mi ponownie podróżować w samotności.
Po przyjeździe i zameldowaniu się w hotelu udaliśmy się do naszych pokoi na ostatnim piętrze.
– Pamiętaj, w razie potrzeby będę pod numerem osiem sześć pięć – oznajmił zmęczony drogą za kółkiem Kev. – Idę się zdrzemnąć godzinkę, trochę rozbolała mnie głowa.
– W porządku. Będę na końcu korytarza, numer osiem osiem dziewięć. Widzimy się tuż przed osiemnastą w głównym holu – odpowiedziałam, podając mu listek tabletek przeciwbólowych, który wyciągnęłam z torebki.
Pokój hotelowy był bardzo ekskluzywny. Miał się w nim przecież zatrzymać Chris, a on bardzo lubi luksus. Ogromne wygodne łóżko wydawało się szeptać moje imię, zachęcając mnie do krótkiego odpoczynku. Nie opierałam się zbyt długo jego hipnotyzującemu zapachowi i, gdy tylko moja głowa dotknęła aksamitnie miękkiej poszewki poduszki, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Tym razem miał ciało Channinga Tatuma i twarz Toma Hardy’ego. Idealna hybryda wieloletnich fantazji zawładnęła moją wyobraźnią i zabrała ze sobą w miejsce, gdzie jedynie umysł stał się wyznacznikiem limitów.
Miałam wrażenie, że zamknęłam oczy zaledwie na chwilkę, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
Zerwałam się z łóżka i szarpnęłam klamkę.
– A ty co? Niegotowa? – wykrzyknął zdziwiony moim widokiem Kev.
– Gotowa?! – zapytałam, zerkając na zegarek na nadgarstku. – Jasna cholera! Osiemnasta!
– Przebieraj się! Ja biegnę na rozpoczęcie. Widzimy się na miejscu.
– Przepraszam, jasne, już się szykuję.
Zaraz się widzimy. – Wbiegłam do łazienki, po drodze chwytając kosmetyczkę. Kev pospiesznie zatrzasnął za sobą drzwi.
Szybki makijaż, dwa psiknięcia perfumami, guma do żucia. Przebrałam się w szarą sukienkę do kolan z rozcięciem na lewym udzie, do tego czarne szpilki. Spryskałam włosy lakierem i ugniotłam je w dłoniach, żeby nabrały objętości. Wybiegłam z pokoju jak wystrzelona z procy, łapiąc przy drzwiach wiszącą na wieszaku torebkę, i wbiegłam do windy na końcu korytarza. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie mi tak spieszno na spotkanie o kombajnach – przemknęło przez głowę, gdy wpatrywałam się w malejące numerki na panelu kontrolnym windy, i uśmiechnęłam się do siebie zdyszana. W głównym lobby odnalazłam tablicę informacyjną z rozkładem spotkań i szybkim krokiem podążyłam w stronę sali na końcu korytarza. Starałam się nie robić zbyt dużego hałasu obcasami stukającymi o marmurową podłogę. Weszłam cicho do sali, w której panował prawie zupełny mrok, a jedynym źródłem światła okazała się prezentacja na ogromnym ekranie po drugiej stronie pomieszczenia. Usytuowałam się blisko ściany z tyłu sali i nadaremnie wytężałam wzrok, aby móc znaleźć Keva. Zrezygnowałam jednak po chwili i usiadłam na najbliższym wolnym krześle, starając się uspokoić oddech. W ciągu kolejnych pięciu minut i po kilku zajawkach na ekranie, dotarła do mnie świadomość, że miłość do maszyn rolniczych zdecydowanie nie wybuchnie mi w sercu płomiennym uczuciem. Po skończonym pokazie zapalono światła w sali, a ja wznowiłam rozglądanie się po uczestnikach konferencji w poszukiwaniu mojego kompana. Po chwili zdałam sobie sprawę, że odnalezienie go będzie graniczyło z cudem. Kev i większość mężczyzn wokół mnie przejawiali niemal identyczną tendencję wizualną. Morze łysiejących potylic i obszernych ramion zdradzających fakt, że serca ich właścicieli wypełnia zamiłowanie nie tylko do maszyn rolnych, ale również do jedzenia i braku aktywności fizycznej, uniemożliwiało mi zlokalizowanie kolegi.
Na scenie pojawił się kolejny mężczyzna prezentujący rozkład weekendowej konferencji. Nie potrafiłam i – szczerze mówiąc – nie chciałam skupiać się na jego przemowie. Zamknęłam oczy i momentalnie odpłynęłam w myślach do zdarzeń ze snu, którego finał na pewno przyprawiłby mnie o szybsze bicie serca. Idealnie miękkie usta mojego kochanka smakowały jak waniliowe lody w upalny dzień; czułam, jak pod ciężarem jego ciała i od ruchu bioder robi mi się błogo, a zarazem lekko. To dziwne, jak samotność potrafi wyostrzyć spragnione zmysły. Czasami czuję się jak głodny ludzkiego dotyku szczeniak w schronisku. Kilka nieudanych randek umocniło mnie tylko w przekonaniu, że cholernie trudno będzie mi poznać kogoś, kto z miejsca wyciągnie zawleczkę z granatu mojego serca. Dlatego obecnie porzuciłam marzenie o wielkiej miłości i skupiłam się na samodzielnym zaspokajaniu potrzeb cielesnych, które z biegiem czasu zaczęły mi bardzo doskwierać. Od kiedy skończyłam siedemnaście lat, nie miałam aż tak długiej przerwy pomiędzy jednym związkiem a drugim jak obecnie, a co za tym idzie, nie musiałam porywać się na przelotne znajomości oparte jedynie na seksie. Nie widzę w nich nic złego, ale nigdy dotąd takowych nie potrzebowałam. Będąc sama, mam o wiele więcej czasu na poznanie siebie. Obserwuję swoje ciało i uczę się siebie na nowo. W pewnym momencie spostrzegłam jednak, że brak seksu dosyć negatywnie wpływa na mój nastrój. Chodziłam podenerwowana, szybko się złościłam, a w przypływie emocji wybuchałam płaczem. Hormony brały górę nad zdrowym rozsądkiem, co irytowało mnie jeszcze bardziej. Mając na uwadze stare przysłowie, że potrzeba jest matką wynalazków, postanowiłam rozejrzeć się za najkorzystniejszym rozwiązaniem zaistniałej sytuacji i spróbować czegoś nowego. Czegoś, co pozwoliłoby mi ponownie objąć kontrolę nad własnym ciałem. Po kilkudniowym rozpoznaniu w terenie rozwiązaniem okazały się produkty ze sklepu na stronie internetowej Ann Summers. Dzięki nim w zaciszu własnego domu mogłam odstresować się i zaznać chwili przyjemności. I choć na pierwszy rzut oka mój sposób na zaspokojenie libido może wydawać się żałosny, mnie on odpowiadał, i jak długo zostanie moją tajemnicą, nie będę nigdy nikomu tłumaczyć się z jego skuteczności lub nawet istnienia.
Z natłoku myśli wyrwały mnie gromkie brawa, dołączyłam do aplauzu, choć nie zwróciłam najmniejszej uwagi na treść prezentacji oklaskiwanego mężczyzny. Ogłoszono przerwę na kawę.
Wyciągnęłam z torebki telefon i zadzwoniłam do Keva, który po chwili pojawił się w umówionym miejscu, zaraz obok ekspresu do kawy.
– Szukałam cię.
– Tak? A ja cię widziałem od razu, jak usiadłaś trzy rzędy przede mną – odparł.
– Poważnie?
– Poważnie jak atak serca. Widziałem też, że masz adoratora…
– Że co? – spytałam zdziwiona.
– No tak. Koleś mało co sobie karku nie skręcił, tak się za tobą oglądał.
– Jaki koleś? – zaśmiałam się, myśląc, że Kev po swojemu kolejny raz robi sobie ze mnie żarty.
– No ten – odpowiedział całkiem poważnie, i łapiąc mnie za ramiona, odwrócił w stronę mężczyzny stojącego w głębi sali.
– Ten w czarnej koszuli, wysoki, o tam. – Przesunął moją głowę w jego kierunku. – Właśnie podnosi kubek z kawą do ust, widzisz?
– Wow! Serio? – wyszeptałam na widok nienagannie ubranego
szatyna o kasztanowo połyskujących włosach i nieziemsko złotych oczach.
– Po co miałbym cię okłamywać?! Mówię ci tylko, co widziałem.
– Niezły…
– Niczego sobie – zarechotał Kev, widząc moją reakcję. Czerwone policzki pewnie zdradziły moje zakłopotanie. – Zaczekajmy, jak z powrotem usiądzie po przerwie, i siadamy za nim – zarządził puszczając mi oko.
– Mówisz, że teraz moja kolej się na niego pogapić?
– Czemu nie? Co ci zależy? Mały flirt jeszcze nikogo nie zabił – oznajmił mój kolega z przekonaniem w głosie. – Ty jesteś singielką, u niego też nie zauważyłem obrączki, więc…
– Więc? – przerwałam mu, wybuchając śmiechem.
– Więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby umilić sobie pobyt w Leeds, tyle. Nie mówię przecież, że macie się wiązać na lata.
– Wiem, wiem. Chodźmy już, zaraz koniec przerwy.
Przystojniak zajął miejsce w przedostatnim rzędzie, Kev ruszył w jego stronę, w odpowiedniej chwili przystanął i przepuścił mnie, żebym mogła usiąść pierwsza w rzędzie bliżej. Gdy znalazłam się tuż za mężczyzną z, wedle opisu mojego kolegi, prawie skręconym karkiem, Kev podstawił mi haka, a ja jak długa poleciałam z całym impetem, wpadając na krzesło, na którym siedział nieznajomy. Ten zerwał się przestraszony, przeskoczył przez krzesło i zaczął podnosić mnie z podłogi. Czułam, jak twarz płonie mi ogniem wstydu, a jednocześnie starałam się nie roześmiać na widok przejętego rolą mojego bohatera.
Dominika Caddick