.

Kociak – część piąta

.

Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, jak się zachować, jak zareagować na jego słowa. Zamurowało mnie. Mężczyzna stał przede mną i wpatrywał się w moją twarz, szukając chyba na niej jakiejś reakcji. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, postanowiłam nie przypatrywać się jego bliznom. Wstałam i wtuliłam się w niego delikatnie.

– Bardzo mi przykro, Harry.

Pogłaskał mnie po plecach, po czym odwrócił się, opuścił koszulkę i zapiął spodnie.

– Mnie też. Ale to nie wszystko – dodał ze spuszczoną głową, nie odwracając się w moją stronę. – Lekarze zrobili, co mogli, żeby mnie ratować. Jednego jednak nie udało im się naprawić…

– Harry?
– Tak?
– Usiądź koło mnie, proszę – poprosiłam, klepiąc dłonią w siedzenie.
Podszedł z powrotem do ławki, lecz zamiast zająć miejsce obok, przyklęknął przede mną i kontynuował:
– Katie, mówię ci o tym wszystkim, chociaż w sumie wcale się nie znamy. Dziś po raz pierwszy, od kiedy wyszedłem ze szpitala, coś mi drgnęło… to znaczy coś WE MNIE drgnęło – zaśmiał się na dźwięk wypowiedzianych przez siebie słów – coś… Myślałem, że to umarło po wypadku już na zawsze. Pożądanie. Dlatego powinienem być z tobą szczery, musisz wiedzieć, że przez kilka dosyć poważnych powikłań pooperacyjnych i powypadkowych ja nie… nie jestem… – zatrzymał się, przełknął głośno ślinę, opuścił głowę i zaczął wpatrywać się w ziemię. – Ja po prostu nie mogę uprawiać seksu. Mój sprzęt nie działa tak, jak powinien. Jestem kaleką w tych sprawach – wyszeptał, podniósł wzrok i zatrzymał go na moich ustach. Złapałam jego twarz obiema dłońmi i pogładziłam oba policzki kciukami. Uśmiechnęłam się ciepło i pocałowałam go najczulej, jak tylko potrafiłam. Zrobiło mi się go bardzo szkoda, widząc, ile bólu kosztowało go wyznanie mi prawdy. Czułam, jak całe jego ciało drży. Nasz nieśmiały i delikatny pocałunek zaczął nabierać intensywnego rytmu. Harry podniósł się, i nie przestając mnie całować, usiadł obok na ławce.

Przyłożyłam dłoń do jego warg i wyszeptałam:
– Powiedz mi tylko, proszę, czy odczuwasz TAM ból.
– Już nie. Tylko niemoc – odrzekł i zaczął mnie całować po szyi, odchylając moją głowę do tyłu, bym mogła przez chwilę delektować się dotykiem miękkich ust i języka. Nasze usta szukały się wzajemnie, spragnione czułości. Nagle złapał mnie za biodra i stanowczym ruchem posadził okrakiem na swoich udach. Odchyliłam jego twarz, i zataczając językiem okręgi, zaczęłam pieścić jego ucho i szyję. Żądne dotyku dłonie Harry’ego powędrowały od moich włosów i karku przez plecy aż po pośladki. Ścisnął je kurczowo i zaczął rytmicznie przesuwać moje biodra w tył i przód. Po chwili, nie wypuszczając mnie ze zmysłowego uścisku, wstał i oplótł swoje biodra moim udami, obrócił się i przycisnął mnie plecami do muru obok. Nasze ciała zwarły się w rytmicznym tańcu, a ruchy bioder stawały się bardziej intensywne. Pozwoliłam mu zawładnąć łączącym nas momentem. Jego miarowy oddech i pomrukiwanie upewniły mnie w fakcie, że właśnie tego potrzebował. Po dłuższej chwili nagle całe jego ciało zadrżało w przypływie niekontrolowanej przyjemności. Opuścił mnie delikatnie na ziemię, stanął przede mną, dysząc, i zasłonił dłonią usta. Starłam kciukiem kroplę potu spływającą po jego skroni i usiadłam z powrotem na ławce. Zapaliłam papierosa i spojrzałam na jego zakłopotaną twarz. Chwilowe zadowolenie i przyjemność przerodziły się w smutek i niedowierzanie. Poczułam się temu winna. Wstałam i podeszłam do niego.

– Harry, chciałabym, żebyś mnie wysłuchał – zaczęłam. – Spójrz na mnie, proszę. Stoi przed tobą nieznajoma. Osoba, która za kilka godzin stanie się jedynie wspomnieniem. Los chciał, że spotkaliśmy się tutaj zupełnie przez przypadek, niemniej w ciągu kilku krótkich chwil i paru spojrzeń urodziło się w nas coś, co zaowocowało nieplanowaną przejażdżką, drżeniem głosów, przyspieszonym biciem serc, zaspokojeniem spragnionych dotyku ust i chwilą przyjemności – mówiłam spokojnie, a on wpatrywał się we mnie, od czasu do czasu lekko się uśmiechając. – Chcę, żebyś wiedział, że niczego od ciebie nie oczekuję i nie przeszkadza mi myśl, że za kilka chwil staniemy się znowu dla siebie zupełnie obcy. Za moment wrócimy do codziennych zajęć i obowiązków, oddalonych o setki mil. Ale skoro już jesteśmy tutaj we dwoje i zaufaliśmy sobie na tyle, by móc się do siebie zbliżyć, może warto spędzić ten czas razem i pozwolić sobie na coś, co nam obojgu przyniesie chwilę zapomnienia i będzie odskocznią od codzienności. Co ty na to?

– Jesteś niesamowita, kociaku. Zostało nam… – wyszeptał, spoglądając na zegarek – jakieś czterdzieści godzin. – Jego twarz wypogodziła się, a uśmiech na nowo rozpromienił jego oczy. – Oddaję ten czas w twoje cudowne dłonie. Ale mam jeden warunek.

– Jaki? – zapytałam zaciekawiona, z trudnością powstrzymując podekscytowanie.

– Cokolwiek się wydarzy, zostanie między nami.
– Zgoda. Nie wyjdzie poza miejsce, w którym się znajdujemy. – W takim razie umowa stoi – dodał, puszczając mi oko. – Wracajmy, okej? Przez ciebie muszę jak najszybciej iść pod prysznic – roześmiał się, dotykając spodni w kroku.

Skinęłam głową, zagryzając wargi i z ledwością powstrzymując się od wybuchu śmiechu. Złapałam go za dłoń i ruszyliśmy w stronę samochodu. W drodze powrotnej na nowo zachwyciło nas piękno okolicznej przyrody, której oszałamiające walory estetyczne na chwilę przysłoniła akcja na ławce i pod murem.

Droga powrotna, ze względu na niewielką ilość przebytej trasy, minęła nam w mgnieniu oka. Pożegnaliśmy się czule pod windą i życzyliśmy sobie nawzajem udanego odpoczynku. Zdecydowanie był nam potrzebny po dniu wypełnionym po brzegi dosyć intensywnymi przeżyciami. W windzie sprawdziłam powiadomienia na komórce. Wiadomości od Keva upewniły mnie, że mój wieczór na pewno należał do bardziej ekscytujących niż jego. Kilka piw w towarzystwie pasjonatów snopowiązałek i roztrząsaczy obornika dziwnym sposobem nie wzbudziło we mnie zazdrości, a tym bardziej poczucia, że ominęła mnie impreza życia. Odpisałam krótko, że mam się dobrze i właśnie wracam do pokoju. Chciałam wysłać Harry’emu SMS-em buziaka na dobranoc, gdy zdałam sobie sprawę, że przez nasze rozkojarzenie nawet nie wymieniliśmy się numerami telefonów.

Po powrocie do pokoju wzięłam prysznic, zmywając ze skóry dotyk Harry’ego, smak jego pocałunków z ust i zapach perfum z karku. Stałam chwilę przed lustrem, nie dowierzając, że uległam tak nagłemu pożądaniu. Nigdy wcześniej nie pozwoliłam sobie na lubieżne igraszki z nieznajomym, i to w miejscu publicznym. Musiałam chyba kompletnie postradać zmysły – uprzytomniłam sobie, patrząc na gęsią skórkę na przedramieniu.

Tego wieczora emocje schodziły ze mnie bardzo powoli, nie pozwalając mi zasnąć. Obrazy drżących ciał przesuwały mi się w głowie niczym klatki w projektorze przy każdej próbie zamknięcia oczu na dłużej. Podekscytowana wyzwaniem postawionym przede mną przez niemoc Harry’ego, postanowiłam stanąć na wysokości zadania i zaczerpnąć informacji z bezdennej studni wiedzy wujka Google’a. Zadowolona z wyników detektywistycznej pracy zasnęłam, na nowo odpływając w objęcia sennej hybrydy, która tym razem wpatrywała się we mnie bursztynowymi ślepiami młodego Maya. I miała jego zapach.

***

Nazajutrz poranek przywitał mnie ulewą. W drodze na śniadanie zadzwoniłam do Keva, myśląc, że pewnie jeszcze śpi po wczorajszym spotkaniu z kolegami. Ten jednak oznajmił, że zaraz się spotkamy. Głód i pragnienie porannej kawy przyspieszyły mój krok. Wpadłam na stołówkę, oszołomiona zapachem świeżo upieczonych bułeczek i parzonych ziaren z samego serca Czarnego Lądu, czując, jak cieknie mi ślinka. Wchłonęłam śniadanie jak odkurzacz Dyson. Miałam wrażenie, że zadowolone do granic możliwości i zaspokojone kubki smakowe przybijają sobie piątki. Zaraz potem przywitałam się z Kevem, który akurat wrócił do sali po kolejny kubek herbaty.

– Hej, mała. Widzę, że apetyt dopisuje – skwitował, spoglądając na stojący przede mną pusty talerz.

– Jak najbardziej. Wszystko okej?

– Jasne. Gdzie masz młodego Maya? – spytał i rozejrzał się po sąsiednich krzesłach i stołach.

– Nie wiem, pewnie jeszcze śpi – odparłam, wzruszając ra- mionami.

– O! A co, nie pykło?

– Pykło, pykło – zachichotałam, prawie dławiąc się łykiem kawy w ustach.

– A, no to jak pykło, to gitolo. Masz jakieś konkretne plany na dziś, czy mogę liczyć na twoje wsparcie w trakcie prezentacji firmy o jedenastej?

– Jasne, że możesz – powiedziałam, poprawiając się na krześle. – Zróbmy tak: ja postoję na naszym stoisku z gadżetami, a ty poczarujesz słownie potencjalnych klientów i omamisz ich wizją niezwykłości naszej firmy. Co ty na to, stary wilku?

– Ha, ha, nie ma problemu – odparł rozbawiony i odszedł od stołu w stronę grupy mężczyzn w rogu sali.

Przez chwilę zastanawiałam się jeszcze, gdzie mógłby się podziewać mój apetyczny nowy znajomy. Nie pojawił się na śniadaniu, więc postanowiłam poszukać go w jego pokoju. Udałam się do recepcji i pod pretekstem bycia współpracownicą Harry’ego oraz potrzebą podrzucenia mu kilku drobiazgów na prezentację firmy wycyganiłam od pani za biurkiem numer pokoju, w którym się zatrzymał. Ruszyłam w stronę schodów i już na półpiętrze było nam dane się spotkać. Jego twarz rozpromieniła się na mój widok, ja również nie potrafiłam pohamować ekscytacji, gdy ujrzałam ten uśmiech. Nasze usta złączyły się bez słowa w namiętnym pocałunku. Podniecające ruchy warg oszołomiły moje zmysły i obudziły tornado motyli w brzuchu, a uda zadrżały z podniecenia. Dłonie Harry’ego były śmiałe i głodne dotyku mojej skóry, moje zresztą nie potrafiły się powstrzymać od delikatnego muskania jego silnych ramion i torsu. Chwile rozkoszy przerwał głośnym chrząknięciem przechodzień, co wywołało w nas szczenięce zakłopotanie i chichot.

– Dzień dobry, kociaku. Dobrze spałaś? – zapytał złotooki, posyłając mi oszałamiająco zalotny uśmiech.

– Dzień dobry, łobuzie. Wyśmienicie, a ty? – odpowiedziałam, przecierając usta kciukiem.

– Zwariuję przez ciebie zaraz – odparł, śledząc wnikliwie ruch mojego palca.

– Jadłeś śniadanie?

– Tak, za chwilę mam meeting, a potem prezentację, wyjaśnił. – Później zaplanowano jeszcze kilka innych spotkań, ale jak chcesz, możemy się urwać gdzieś na spacer.

– Z miłą chęcią, ale spacery w deszczu jakoś mnie nie kręcą. Może przejażdżka?

– Jasne.

– W takim razie do zobaczenia później – wyszeptałam, przybliżając swoje usta do jego policzka. Ten obrócił zwinnie głowę w moją stronę i nasze wargi na nowo połączył namiętny pocałunek.

– Zmykaj, bo zaraz nie będę mógł się powstrzymać i…

– I zerwiesz ze mnie koszulkę i spodnie? – przerwałam mu, wybuchając śmiechem.

– I nie tylko spodnie – odparł, obrócił mnie i klepnął w pośladek. – Widzimy się na lunchu, a potem gdzieś sobie pojedziemy. Pa!

– Pa. – Oddaliłam się, zalotnie kręcąc tyłkiem. Miałam nadzieję, że mnie obserwował. Nie myliłam się. Po zejściu na dół odwróciłam się, a on nadal stał na półpiętrze z wlepionym we mnie wzrokiem.

***

Prezentacja oferty przedsiębiorstwa, spotkanie biznesowe i czas spędzony na rozdawaniu drobiazgów z logiem naszej firmy mi- nęły mi w okamgnieniu. Nie potrafiłam do końca skupić uwagi na tym, co działo się wokół mnie. Za każdym razem, gdy pomyślałam o ustach Harry’ego, mój żołądek zaczynał tańczyć tango z figurami, żywo przemieszczając się we wszystkie strony. Nie mogę nawet porównać tego, co czułam, do motyli w brzuchu, bo te już pewnie pozabijały się o siebie w tornadzie wywołanym moim podnieceniem.

Lunch spędziliśmy przy jednym stoliku, dyskretnie świntusząc przy każdej nadarzającej się okazji. Miałam coraz większą ochotę zapomnieć o otaczających nas ludziach i rzucić się na Harry’ego jak wygłodzona pieszczot hiena. Z trudnością udało mi się powstrzymać. Pożądanie między nami rosło z minuty na minutę, a ja zaczęłam zastanawiać się, jak go nie uszkodzić, gdy już faktycznie się do niego dorwę. Nie wiedziałam, na ile mogę sobie pozwolić, żeby nie sprawić mu bólu. Wizja jutrzejszego końca konferencji napędzała mnie jednak do działania. Zapach perfum Harry’ego oszałamiał nieustannie i niweczył wszelkie zahamowania i moralne rozterki, które od czasu do czasu przelatywały mi przez głowę. Nie potrafiłam się oprzeć wizji rozkoszy naszej ostatniej wspólnej nocy.

Zaraz po lunchu przebraliśmy się w coś wygodniejszego i zanim się obejrzeliśmy, już biegliśmy w stronę parkingu koło hotelu, trzymając się za ręce i chichocząc jak para nastolatków, której udało się zwiać z klasówki z historii w ogólniaku. Odjechaliśmy z piskiem opon, uśmiechając się do siebie.

– Gdzie jedziemy?
– Byłaś kiedyś w Saint Aidan’s?
– Nie, co to Saint Aidan’s? – spytałam podekscytowana, kładąc dłoń na jego udzie. Uśmiech Harry’ego zdradził zadowolenie.
– To idealne miejsce, aby zbliżyć się do natury i odpocząć, odstresować się lub poćwiczyć w relaksującym otoczeniu. Tuż za Leeds, nad brzegiem rzeki Aire, znajduje się nowa, duża przestrzeń do spacerów, biegania, jazdy na rowerze lub jazdy konnej i podziwiania otaczającej cię przyrody. Skupia szeroką gamę dzikich roślin i zwierząt, jest domem dla tysięcy ptaków, zajęcy brunatnych, saren, kwiatów i owadów. Wszystko to żyje wśród przepięknych krajobrazów, rozległych połaci trzcin, łąk, lasów, jezior, stawów i wysp – wyrecytował niczym Antoni Gucwiński w jednym z odcinków programu „Z kamerą wśród zwierząt”.

– O wow, wykułeś ten opis na pamięć z przewodnika turystycznego? – wybuchnęłam śmiechem, nie mogąc powstrzymać się od komentarza.

– Skąd wiedziałaś?! Jestem przykry, co? – zaniepokoił się i zmarszczył czoło.

– Przykry? Ha, ha, nie, no co ty. Jesteś uroczy… – zreflektowałam się, nie chcąc wywołać w nim większego zakłopotania. – Uwielbiam cię, a dopiero co się poznaliśmy…

– To pewnie właśnie dlatego… – roześmiał się, pstrykając mnie w nos.

Dominika Caddick

Kociak – część pierwsza

Kociak – część druga

Kociak – część trzecia

Kociak – część czwarta

3
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *