.

Kociak (część trzecia)

.

– Nic ci nie jest? – zapytał, trzymając mnie za dłonie.

– Najmocniej przepraszam – odpowiedziałam, wstając.

– No właśnie, Katie, nic ci nie jest? – wtrącił, udając zaniepokojonego, Kev.

– Piękne imię – dodał nieznajomy. Schylił się, by podnieść upuszczoną przeze mnie torebkę, a woń jego perfum oszołomiła mnie jak bohaterkę zwiastuna komedii romantycznej lub reklamy Old Spice’a. Miałam wrażenie, że ten zapach rozwiał mi włosy, moja sukienka zafalowała niczym kiecka Marilyn Monroe, a z oddali usłyszałam śpiew ptaków.

– Dziękuję…?

– Harry. Jestem Harry – uśmiechnął się nonszalancko, widząc moje zakłopotanie.

– Harry May! – dodał Kev. – Z firmy John Deere. Siemasz, kolego.

– Siemasz, Kev – odpowiedział przystojniak, wyciągając dłoń na powitanie.

Stanęłam między nimi skołowana. Momentalnie dotarło do mnie, że Kevin musiał zaplanować tę całą szopkę, a uśmiech widniejący na jego twarzy nie był spowodowany jedynie spotkaniem kolegi, ale również satysfakcją ze swojego geniuszu.

– Katie, co się nie odzywasz? – zapytał nagle, wyrywając mnie z natłoku myśli. – Harry zadał ci pytanie.

– Tak? Przepraszam. Zamyśliłam się – odparłam znowu zakłopotana.

– Czy mógłbyś powtórzyć?

– Jasne. Chciałem wiedzieć, jak ci się pracuje z tym starym wilkiem. I jak długo pracujesz w Agro Solutions.

– Mam przyjemność pracować z tą starą wredotą od siedmiu miesięcy – odrzekłam, wbijając obcas w stopę starego wilka. Ten nawet nie drgnął; wiedział, że zrobiłam to z premedytacją w odwecie za wcześniejszego haka. – A w Agro pracuje mi się całkiem nieźle. Nie mogę narzekać. A ty jak długo pracujesz w…?

– W John Deere – wtrącił Kev, widząc, jak szukam w myślach nazwy firmy, o której przed chwilą wspomniał w rozmowie z Harrym.

– Od kiedy skończyłem osiemnaście lat, czyli prawie dziesięć – oznajmił, wzdychając.

Z głośnika popłynęła informacja o końcu przerwy. Harry pożegnał się uściskiem dłoni, na odchodne puścił mi oczko i wrócił na swoje miejsce. Kev usiadł po mojej lewej stronie, a ja zajęłam krzesło z widokiem na boskiego mężczyznę, który pachniał jak letnia przygoda. Spojrzałam na mojego kompana. Podał mi swój telefon, na którego ekranie widniało zdjęcie Keva z boskim Harrym.

– Tutaj widzieliśmy się ostatnio z młodym Mayem na konferencji – wyszeptał, stukając palcem w zapis daty sprzed dwóch lat w rogu zdjęcia. – To w Mediolanie.

– Przecież widzę, że w Mediolanie, mądralo, stoicie przed Duomo di Milano, jedną z najpiękniejszych katedr we Włoszech – odparowałam. – Objęci na tle wieży Eiffla też macie jakieś selfie z zeszłego roku?

– Nie, Harry’ego rok temu nie było.

– O, a dlaczego?

– Nie wiem dokładnie – odparł i wzruszył ramionami.

– A to ci smuteczek, bu-hu – zadrwiłam kąśliwie.

– A ciebie co ugryzło?!

– Wkurzyłeś mnie tym hakiem, wyszłam przez ciebie na idiotkę.

– Wybacz, nie mogłem się powstrzymać, ale przynajmniej można

powiedzieć, że przypadkiem na siebie wpadliście i oszczędziłem wam nudnego zapoznania, jak byłoby w przypadku całej reszty chłopów.

– Fakt. Niech ci będzie.

Po kwadransie przemowa zwieńczona gromkimi brawami zakończyła pierwszy etap weekendowego zgromadzenia. Zaproszono nas na dwudziestą do sali jadalnej na kolację, która była punktem kulminacyjnym pierwszego dnia zjazdu, oraz podziękowano nam za udział w seminarium. Udaliśmy się do baru, wcześniej żegnając się z Harrym i kilkoma innymi mężczyznami siedzącymi obok.

Dwa drinki i kilka średnio interesujących rozmów później wyszłam zapalić na taras obok lobby. Wolnym krokiem udałam się w stronę betonowej balustrady, znad której rozpościerał się niesamowity widok na ogrody i jezioro oświetlone milionem świateł w kolorze ciepłej żółci. Oparłam się łokciami o poręcz i wypuściłam powoli powietrze z płuc, delektując się gęstym dymem.

– Całkiem niezły widok jak na Leeds, nie uważasz, Kate? – Głos nowego znajomego wyrwał mnie z chwilowej tytoniowej ekstazy.

– O, Harry. Cudowny.

– Dziękuję – zarechotał.

– To znaczy widok cudowny jak na Leeds. Nie pochlebiaj sobie – sprostowałam zadziornie.

– Ach tak. Widok. Dasz mi macha?

– Palisz?

– Nie, chcę tylko dotrzymać ci towarzystwa.

– Proszę. – Podeszłam i podałam mu papierosa, mimowolnie przygryzając dolną wargę. Na nowo poczułam oszałamiający zapach jego perfum.

– Jest ci zimno? Cała drżysz – zauważył, przysuwając się bliżej, i rozchylił usta, jakby chciał mnie wchłonąć.

– Troszkę.

– Chodź. – Wskazał wejście do lobby. Położył swoją dłoń na dolnej części moich pleców i zachęcił do udania się w stronę hotelu. Po moim ciele przebiegł dreszcz od czubka głowy po miejsce, w którym czułam jego palce, a nogi zadrżały mi, jakbym zupełnie odzwyczaiła się od czyjegoś dotyku. 

– Wiesz już, gdzie siedzicie? Widziałaś listę stołów? – zapytał, przerywając ciszę.

– Nie. Ale… – W tym momencie w drzwiach pojawił się zupełnie niezdziwiony naszym widokiem Kev.

– Tutaj jesteście! Umieram z głodu, chodźcie wreszcie.

– Panie przodem – wyszeptał Harry, zbliżając się znacznie do mojego ucha. – Nieziemsko pachniesz, nawiasem mówiąc. – Dłoń mężczyzny zsunęła się z moich pleców w stronę pośladka i zniknęła w kieszeni jego spodni.

– Siedzimy przy stole numer osiem – oznajmił rozbawiony widokiem moich rumieńców stary wilk.

– Ja przy dziesiątce, zatem do zobaczenia później – odparł Harry i wszedł do środka.

Skinęłam głową i uraczyłam go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, po czym złapałam Keva za ramię i wypuściłam z siebie całe powietrze.

– Jasna cholera.

– Stolik numer osiem, ha, ha, osiem. Ziemia do Kitty Cata. Kolacja.

Prawa nóżka, potem lewa. Dasz radę. No chodź, chodź. – Po czym z ledwością powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.

Gwar w sali jadalnej zagłuszył łomotanie mojego serca, które jeszcze przez chwilę dudniło we mnie jak bęben na obchodach golenia mohawków podczas rytuałów godowych plemienia Irokezów.

Usiedliśmy przy stole numer osiem, tak jak przykazała lista widniejąca na drzwiach wejściowych. Harry usytuował się przy stole zaraz naprzeciwko i co chwilę posyłał mi swój flirciarski uśmiech, przez który zupełnie nie mogłam skupić się na rozmowie z osobami siedzącymi obok. Aby nie wyjść na totalną gburzycę, postanowiłam zignorować go przez resztę kolacji i skupić się na wypowiedziach moich towarzyszy. Po jakimś czasie kątem oka spostrzegłam, że boski Harry również wdał się w rozmowę z mężczyznami obok, a powaga na twarzy oraz mowa jego ciała dodawały mu uroku.

– Masz! – roześmiał się Kev, podając mi serwetkę ze stołu. –

Wytrzyj buzię, bo ślinka pociekła ci po brodzie.

– Przestań – odparłam delikatnie poirytowana jego komentarzem, złapałam chusteczkę, zgniotłam ją w dłoni i rzuciłam w jego kierunku. – Cieszę się, że znalazłeś sobie sposób na podtrzymanie dobrego humoru.

– Przepraszam, masz rację. Ale nigdy wcześniej nie widziałem cię takiej rozkojarzonej i rozanielonej. Wybacz, Kitty Cat – wyszeptał, marszcząc nos, po czym kontynuował: – Po prostu tak

sobie tylko rozważam w tej mojej starej, łysej głowie, że skoro nie chce ci się tutaj być… a z tego, co wiem, młody May również nie pała wielką miłością do maszyn rolniczych… może powinniście sobie umilić nawzajem czas i spędzić go razem? Ja i tak wybieram się na wszystkie spotkania i po powrocie zdam z nich Chrisowi szczegółową relację.

– Nie pała?

– No nie pała. Wysyłają go na takie zjazdy, bo jest najmłodszy w firmie.

– Oj, biedny, zmuszają go do spędzania czasu w najpiękniejszych miastach Europy – skwitowałam, nie mogąc powstrzymać się od złośliwego komentarza. – Kręci mnie, ale nie mam w zwyczaju być prowodyrką weekendowych przygód z nieznajomymi.

– Znam Harry’ego, od kiedy skończył osiemnaście lat, jego ojca Johna zresztą też. To dobrzy ludzie, Kate, nie jacyś zaliczacze wszystkiego, co się rusza i nie spieprza na drzewo. Mayowie mają szóstkę dzieci, pięć córek i syna, wychowywali ich wszystkich na dosyć krótkiej smyczy, ale w duchu ogromnej akceptacji i wzajemnego szacunku.

– Okej.

– Wiem, że to żaden wyznacznik podejścia do kobiet, ale z tego, co zdążyłem zauważyć, młody jest poczciwym chłopakiem. Był w związku z Caroline, od kiedy skończyli szkołę. Jakiś czas temu złamała mu serce i… jak by to powiedzieć… rzekomo obsłużyła połowę drużyny piłkarskiej na jednym z wyjazdów na wakacje z koleżankami.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem i spojrzałam w stronę stolika naprzeciwko. Harry dojadał deser. Nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Przyłożył dwa palce do ust w geście palenia papierosa, po czym wskazał na zegarek na nadgarstku i podniósł  trzy palce u drugiej ręki. Przytaknęłam ruchem głowy i momentalnie zrobiło mi się głupio. Poczułam, że może zbyt pochopnie go oceniłam. Może podświadomie szukałam w nim czegoś, co pozwoliłoby mi ostudzić rozpalone zmysły. Po chwili podziękowałam wszystkim przy stole za miłe towarzystwo oraz zapytałam Keva o jego dalsze plany na wieczór. Wyjaśnił, że umówił się z kilkoma znajomymi na piwo w hotelowym barze. Nie omieszkałam wyrazić nadziei, że ich spotkanie będzie udane, jednocześnie dając do zrozumienia, iż nawet przez sekundę nie zamierzałam do nich dołączyć. Kev życzył mi dobrej nocy, dał buziaka w czoło i zniknął w tłumie kodżaków.

Dominika Caddick

Kociak – część pierwsza

Kociak – część druga

3
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *