Grzegorz Byczkowski – Fotograf poszukujący

Na początku muszę się do czegoś przyznać; jestem wielofunkcyjnym amatorem praktycznie we wszystkich dziedzinach życia i „twórczości” za wyjątkiem (może) mojego zawodu :-). Postaram się wyjaśnić co to w praktyce oznacza…

Pierwsze moje zdjęcia to całkowicie surowe i bardzo nieudane fotki strzelane przypadkowo aparatem mojego ojca, malutkim Altixem. Ojciec twierdził, że ma świetne szkło (Zeiss), a ja wierzyłem, latek mając może z 8 albo 9 :-). Nie uchowało się nic z tego okresu. Następnym, wyłącznie moim, sprzętem fotograficznym był Zenit TTL przywieziony ze wschodu. Czasy były trudne, a ja, nastolatek nie miałem kasy na odbitki fachowo zrobione.

Po pewnym czasie zamarzył mi się kolor, a to już było dla mnie możliwe tylko na błonach odwracalnych (slajdach), firmy ORWO…niestety. Jest tych slajdów dużo i kiedyś moja małżonka podjęła się koszmarnie mozolnej pracy polegającej na zeskanowaniu tych tysięcy obrazków. Efekt (z winy skanera) umiarkowany – raczej kiepski.

Potem było lat wiele wolnych od uwieczniania rzeczywistości i poszedłem śmiało (!) w kierunku grafiki komputerowej. Przetestowałem sporo różnych programów graficznych – Corel Draw, Picture Publisher, Adobe Illustrator i w końcu 3D Studio Max. (To moje hobby miało swoje żródło w moich wcześniejszych zabawach na Commodore 64 z cartridge’m graficznym w latach 80-tych ubiegłego wieku – udało mi się nawet spłodzić jakiś własny program do generowania grafik, losowo. Niestety był to czas małych twardych dysków i dyskietek, więc moje „płody” są na ogół w niskiej rozdzielczości.

Rozstawszy się z Zentem TTL w roku 2000 nabyłem mój pierwszy, mikroskopijny, aparat cyfrowy – Casio Exilim EX-M2 – całe 2.0 mega pixele rozdzielczości. Dzisiaj brzmi to śmiesznie, ale mój zachwyt możliwościami fotografii cyfrowej był gigantyczny. Sporo zdjęć powstało dzięki tej kieszonkowej zabaweczce. Potem była jakaś kompaktowa Minolta i w końcu Sony A100, A200, A350, A500.

Czas fotografii na poważnie zaczął się w Wigilię roku 2006. Zawsze lubiłem mapy i buszując w Google Maps zobaczyłem dużo małych niebieskich kółeczek z białym krzyżykiem, Po kliknięciu na takie kółeczko pokazało się okno ze zdjęciem a poniżej zdjęcia aktywny napis „Dodaj swoje zdjęcie”. No i dodałem swoje zdjęcie, bo to otwarte było akurat zdjęciem z Łodzi. Kółeczka były wyprodukowane przez kilku sympatycznych Hiszpanów, którzy założyli stronę internetową i stronę społecznościową o nazwie Panoramio. Można tam było ładować i geo-tagować zdjęcia z całego świata. Po kilku latach Panoramio miało już 4 mln użytkowników z czego około 400 000 mocno aktywnych. Pod zdjęciami toczyły się dyskusje, nie tylko dotyczące tego zdjęcia, ale o wszystkim. Powstawały grupy zaprzyjaźnionych „panoramistów”, którzy umawiali się na plenery w różnych zakątkach Polski. Miły to był czas, a plenerów zatrzęsienie. Niestety w roku 2012 właściciele Panoramio sprzedali swoje dziecko firmie Google, która dość szybko je uśmierciła – w roku 2014, usiłując wdrożyć swoją własną aplikację, która była kompletnym niewypałem i zmarła w ciągu roku – rzecz typowa dla Google.

W czasach Panoramio poprawiła się jakość moich zdjęć. Starałem się, w końcu była tam swego rodzaju rywalizacja. Usiłowałem nawet nauczyć się pełnej obsługi Adobe Photoshop, ale poległem czytając „biblię” Photoshopa (1000 stron !) – dzisiaj korzystam z Adobe Lightroom i Photoshopa w ograniczonym zakresie przy obróbce zdjęć.

Moje podejście do fotografii można by określić następująco – chwytam chwile i widoki w kadrach. Te chwile mogą być statyczne i bezludne, ale mogą być też dynamiczne i z ludźmi w kadrze. Nigdy nie planuję, robię zdjęcia spontanicznie i szybko, bo zawsze w pewnym pośpiechu.

Skąd ten pośpiech ?. Po prostu, za następne 20 metrów albo za kilka minut mogę zobaczyć kolejny kadr wart uwiecznienia, a czasu jest ograniczona ilość, szczególnie podczas zwiedzania świata. Robię zdjęcia Łodzi i okolic podczas moich eskapad rowerowych. Kiedyś grzecznie dźwigałem lustrzankę, ale ostatnio zawsze robię zdjęcia telefonem. Telefon jest po prostu szybszy. A jakość już prawie nie ustępuje lustrzankom, według mnie (przynajmniej do takich zastosowań jak publikacja na Facebooku).

Ostatnio bawię się trochę generowaniem zdjęć/obrazów przy pomocy AI. Efekty bywają dość ciekawe, aczkolwiek ta moja AI niekiedy kiepsko sobie radzi z ludzką anatomią . Brak Panoramio okazał się na tyle dolegliwy, że (pomimo pewnego wstrętu) stworzyłem profil na Facebooku – chyba w roku 2017.

Aktualnie należę na Facebooku do kilku grup ściśle fotograficznych:

Łódzki Hyde Park, Artopho Group, Foto Art, B&W Planet, Galeria Foto Humanum, B&W Minimal and More. Minimal and More

Czasem nawet jakieś moje zdjęcie bywa wyróżnione wśród innych 🙂 .

Grzegorz Byczkowski

Wywiad z autorem wystawy

Leonard: Jesteś bardzo aktywnym fotografem, uczestnikiem wielu grup fotograficznych, eksperymentujesz z formą, pracujesz z programami 3d, ze sztuczną inteligencją i z kolorem, co jest twoją siła napędowa w tych ciągłych poszukiwaniach?

Grzegorz Byczkowski: Nie da się ukryć, że to jest trudne pytanie J. Są trzy rzeczy, które mnie w życiu interesują:

– Po pierwsze lektury – praktycznie nie ma nawet jednego dnia w roku (z wyjątkiem wakacji) żeby na mojej półce przy łóżku nie leżała aktualnie czytana książka. Innymi słowy – czytam cały czas. Od dłuższego czasu jest to tematyka sci-fi. Zaczęło się to od Lema, bardzo dawno temu, a teraz jest to pełen przekrój tego zakątka literatury. .(z jednym zastrzeżeniem – nic w rodzaju Wiedźmina czy Harrego Pottera)             Nie stronię też od innej tematyki, ale dzisiaj trudno jest znaleźć coś wartego uwagi   w zalewie literackiej tandety.

– Zwiedzanie świata i „uwiecznianie” świata w fotografii – często wybór miejsca podróży jest zdeterminowany przez jakiś interesujący obiekt lub obiekty warte zobaczenia i sfotografowania. Na przykład niegdysiejszy urlop w Barcelonie był „zawiniony” przez Gaudiego i Carlosa Ruiza Zafona i jego cyklu powieściowego zaczynającego się od powieści „Cień wiatru”

– Szukanie nowych form wyrazu, na początku grafika komputerowa, potem arkusz papieru kredowego i kolorowe mazaki, potem znów komputer i przeróżne programy graficzne, a ostatnio nieśmiałe próby wykorzystania sztucznej inteligencji do generowania baśniowych ale i groźnych światów, także poprzez ingerencję w fotografie.

Tak więc, jedna aktywność bardzo prywatna i dwa rodzaje aktywności które (może nie dosłownie), trzymają mnie przy życiu. Lecz oczywiście nieodłączna jest chęć uzyskania interakcji od ludzi, którym moje prace pokazuję, aktualnie głównie na Facebook’u.

L: W twojej fotografii występuje często człowiek, i jest przedstawiony w relacji z otaczającym go światem nie zawsze jako temat, ale jego obecność jest znacząca, czy ta potrzeba obecności ludzkiej wynika z koncepcji na fotografię?

GB: W okresie Panoramio, kiedy to zacząłem doskonalić swoje fotograficzne umiejętności, szukałem kadrów „bezludnych”.

Potrafiłem długo czekać aż z jakiegoś upatrzonego kadru znikną ludzie. Jeśli się pojawiali to wyłącznie przypadkowo.

Dzisiaj nie jestem już takim ortodoksem . Nie idę dosłownie i nieudolnie w ślady Bressona, ale odruchowo szukam ciekawych sytuacji gdzie ważnym i kluczowym elementem jest obecność ludzkich postaci.

L: Jesteś zwycięzcą licznych konkursów i przeglądów fotograficznych grup, czy czujesz usatysfakcjonowanym fotografikiem, czy jest trofeum które jeszcze chciałbyś zdobyć i co byłoby ukoronowaniem twoich sukcesów?

GB: Ciut za mocno powiedziane. Dostaję niekiedy jakieś wyróżnienie w którejś grupie fotograficznej na FB. Bardzo to jest miłe, nie ukrywam. Uczestniczę też w wernisażach organizowanych corocznie przez grupę Łódzki Hyde Park, gdzie każdy wystawia jakąś swoją fotografię, która wydaje mu się być warta pokazania szerszej publiczności. Nie marzę o jakiejś indywidualnej wystawie, myślę, że czułbym się bardzo skrępowany, ponieważ jestem zatwardziałym odludkiem i człekiem dość jednak nieśmiałym.

L: Twoje eksperymenty z fotografią tworzą szeroki zakres doświadczeń artystycznych, czy jest jeszcze coś co chciałbyś zrobić a czego nie zrobiłeś, jednym słowem co jest twoim marzeniem do zdobycia w dziedzinie fotografii?

GB: W roku 2018 nabyłem drona. Małego Sparka firmy DJI. Robi toto zdjęcia, lata i kręci filmy.

Przez jakieś 2, 3 lata dość często jeździł ze mną w bagażniku na rowerze podczas moich przejażdżek po Łodzi i okolicach. Efektem są jakieś zdjęcia i filmy, niektóre nawet mi się podobają J. Jeździł też w bagażniku samochodu przy dłuższych wyprawach.

Zmieniły się jednak przepisy (i ja je poznałem zdając egzamin na operatora drona) i teraz w Łodzi nie da się polatać wyżej niż 30 metrów. To jest za nisko jak dla mnie.

Generalnie bardzo mi się podobają zdjęcia z dużej wysokości – 200, 300 metrów, ale teraz tak już nie wolno – maksimum dozwolone to 130 metrów.

Tak więc pozostają mi wieże widokowe, i kościelne…i góry.

Drugim interesującym tematem, którego jeszcze nie liznąłem, jest fotografia nieba. Ekstremalnie długie czasy naświetlania (nawet kilka godzin) i szukanie mgławic, galaktyk, planet. To jednak wymaga znalezienia miejscówki nie skażonej światłem (jest takie miejsce w górach Izerskich). Kto wie, może się kiedyś na to skuszę ?

Grzegorz Byczkowski – Fotograf poszukujący

5
0

11 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *