
.
Baba Jaga
.
Górka okazała się o wiele bardziej stroma, niż się wydawało. Stare jabłonki, leszczyna i krzaki głogu haczyły ubrania, utrudniając wspinaczkę.
– Już niedługo – Brajan się zasapał. Brakowało mu kondycji, odkąd matka go ciągle zwalniała z wu-efu. Ponoć często się przeziębiał, więc siedział na korytarzu i żarł chipsy oglądając na tablecie strony dla dorosłych z gołymi dupami.
– Zobacz! Jakieś światełko! – Andżelika była pierwsza na szczycie wydmy.
Stanęli zdziwieni widokiem. Przed nimi stała maluteńka chatka.
– O w mordę! – szczęka opadła Brajanowi. Pamiętał, kiedy był tu ostatnim razem, popalając z kolegami papierosy. Bawili się na ruinach, które teraz o dziwo zastąpiła chata.
– Zobacz jaka śmieszna! Jak z bajki!
Rzeczywiście. Budynek był przyozdobiony piernikami i cukierkami, a dach przypominał wielkiego wafla. Podeszli bliżej, a dziewczynka stanęła przy samej ścianie.
– Jak pysznie pachnie! Zobacz, tu jest odłamany kawałek. – Niewiele myśląc urwała i spałaszowała piernik. – Delicje!
– Zostaw! To trucizna! Zaraz Baba Jaga wyjdzie i nas zje!!! – W otępiałym od Internetu mózgu Brajana zaskoczyły klepki. – Uciekajmy!
– Nigdzie nie pójdziecie! – z mroku wyłoniła się przygarbiona postać staruszki.
Chłopak wrzasnął, gwałtownie się cofnął i usiadł z impetem na dupę.
Dziewczynka zaś jadła dalej; nigdy wcześniej nie miała do czynienia z czymś takim dobrym.
– Nie pójdziecie, póki nie wypijecie kubka kakao! – Dzieci ujrzały staruszkę ubraną dosyć staromodnie: w szarą płócienną chustkę, fartuch i inne folklorystyczne dodatki. Jednak na widok zakrzywionego nosa, zakończonego pypciem, chłopak przeciągle krzyknął i uciekł prosto do starego sadu.
Staruszka nie zwróciła na to uwagi i weszła do środka chatki.
– Poczekaj, malutka, zaraz ci zagrzeję. Na tego szkraba chwilę poczekamy.
Dziewczynka, jak zaczarowana, usiadła na ławeczce i zaczęła gryźć kolejny kawałek ściany. Po dwóch minutach, na placyk przed domem, wypadł zziajany Brajan.
– Wróciłeś po mnie? – zapytała siostra.
Rozejrzał się dookoła.
– Zgubiłem się w tym cholernym sadzie – ledwo mógł mówić. – Jakieś czary. Kurwa! – Ryknął przerażony, poderwał się i znowu wbiegł w zarośla. Długo nie dał na siebie czekać. Znów wypadł przed domkiem.
– Poczekaj, zaraz będzie kakao! – zawołała Andżelika.
– Uciekaj głupia! – zawołał i zniknął w gęstwinie.
Gdy za dziesiątym razem wrócił przed chatkę, nie miał siły się ruszać. Wtedy otworzyły się drzwi i wyszła staruszka niosąca dwa duże kubki.
– Jak miło, że jesteś. Proszę, nie jestem taka straszna, jak ci się wydaje.
– Utuczysz nas, a potem zjesz!
Staruszka zdębiała na progu, a potem zaczęła się serdecznie śmiać. Oddała kubek dziewczynce a drugi wręczyła Brajankowi. Ten zrezygnowany przyjął i ciężko usiadł na ziemi.
– Sam się, grubasku, tuczysz, od dłuższego czasu. Obrastasz w sadełko, że przykro patrzeć. Wypij, odpocznij, zjedz zdrowe pierniczki. Opowiem wam bajkę i sobie pójdziecie do domu.
– Obiecujesz? – Kakao tak bardzo nęciło zapachem, że nie czekał na odpowiedź i łyknął. Gorąca słodycz rozlała mu się w gardle, aż jęknął z rozkoszy.
– Oczywiście, że tak. Usiądź lepiej na ławeczce, bo złapiesz wilka.
Grzecznie, ze spuszczoną głową, usiadł i pił łapczywie napój, który nie chciał
o dziwo się skończyć. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie.
Czarownica pstryknęła palcami i między nimi pojawiło się małe ognisko. Dawało ciepło i sad w zachodzącym słońcu zdawał się mniej przerażający.
-Posłuchajcie mnie dobrze, bo nie będę powtarzać – usiadła blisko ognia – Rzeczywiście, dawno, dawno temu zdarzały się wariatki, które zjadały dzieci. W większości były to amatorki, psujące nam renomę. Była taka sfiksowana Kryśka z Gołczowa, z racji upodobań zwana Mięsożerną, po ichniemu to Fleisch- Fresser. Chociaż Prusacy spalili ją na stosie już w tysiąc sześćset pięćdziesiątym, to legenda o niej wciąż przynosi wstyd profesji i moim siostrom. Jej ofiar były dziesiątki, a każdej zjadła serce i co zdążyła połknąć. Starałyśmy się takie potwory same likwidować, ale nie zawsze to się udawało, bo przerażeni ludzie palili na stosach zarówno te złe, jak i te które ze wszystkich sił im pomagały. Taka to wdzięczność ludzka… – zamyśliła się, a dzieci zafascynowane w ogniu zobaczyły strzępki wydarzeń sprzed wieków.
-Czy mogę, babciu, pierniczka? – Brajan od biegania zgłodniał i złagodniał.
-Oczywiście, moje wielkie słoneczko – podała mu koszyk pełen ciastek.
-Dziękuję – powiedział pełnymi ustami.
-Ludzie teraz z całych sił dążą do samozagłady; zabiegani, zestresowani, w ciągłym pędzie zatracili kontakt z przyrodą i swoim jestestwem.
-Niszczą środowisko naturalne?
-Tak, maleńka. Oczywiście, że tak. Jednak największym problemem są pseudo-ekolodzy. Kupieni przez wielkie korporacje protestują przeciwko jakiejś inwestycji, tylko po to, żeby inna, równie zabójcza dla Matki Ziemi była wybudowana obok. Na zlecenie międzynarodowych korporacji atakują tych, którzy starają się być niezależni na świecie. To jeszcze może dla was za trudne, ale nie możecie ślepo zachwycać się tym, co mówią oszołomy z Greenpeace czy innej brudnej, pseudo-ekologicznej bandy, że jesteśmy odpowiedzialni za zmianę klimatu. Każąc jeść świerszcze i jeździć drogimi i małowydajnymi elektrykami, których produkcja pociągnęła za sobą śmierć dzieciątek w kopalniach kadmu w Kongo .
Później, wiedźma opowiadała im o żywności zmodyfikowanej genetycznie i zagrożeniach z tym związanych. Skrytykowała też wszelkiej maści fast foody, dmuchane bułki, nadmiar tłuszczu i innych uzależniających składników. Potem oberwało się nadmiernej cyfryzacji i zidioceniu społeczeństwa. Jej zdaniem ludzie tylko macają ekrany, a nie są sami w stanie niczego wytworzyć praktycznego. Jak na zawołanie Brajan poczuł, że boli go kark, nadgarstek i kciuki.
-Babciu, ale nie możemy być wykluczeni ze społeczeństwa…
Ta pieszczotliwie potarmosiła go po włosach, swoją długą ręką.
-Widzisz, chłopcze, używanie to jedno, bo sama na co dzień korzystam z tabletu, a przesiadywanie nad nim godzinami to drugie. Zapomnieliście, co to książka czy zwykła aktywność fizyczna. Kiedy byliście ostatnio na wycieczce rowerowej, by, ot tak, nad rzeczkę z rana się wybrać? Chociaż na godzinkę? Ptaszków posłuchać, rybki pooglądać, rzucić kamieniem, pochodzić na bosaka na brzegu? Wsłuchać się w bicie własnego serca, poczuć potęgę wody, przejąć moc ziemi, schwytać wiatr chociaż na chwilę? Wszelka elektronika to zabija; tracimy kontakt z tym co ludzkie. Często słyszymy o eutanazji starszych osób czy walce zwyrodniałych babiszonów o dowolną aborcję. Pamiętajcie, życie ludzkie jest najważniejszą wartością… Chociaż… Jak widzę, słyszę tych szaleńców, którzy niszczą naszą cywilizację, to mam ochotę ich wszystkich pozabijać. Bez wyrzutów sumienia. Z jednej strony gadają, że wszystkie nasze tradycje są do bani, nawet te, tfu, chrześcijańskie, a z drugiej namawiają, żeby być tolerancyjnym dla innych kultur i religii. Brońcie i chrońcie swego rodu i tego co słuszne. Nie dajcie się omamić. Nic nie trwa wiecznie, bo kiedyś te tereny pokrywała puszcza, a ludzie modlili się do drzew i do sił przyrody. Wszystko toczyło się zgodnie z wielkim kołem życia, a teraz? Dehumanizacja, zezwierzęcenie i utrata wszelkich ideałów.
Jeszcze chwilę mówiła im o zagrożeniach ze strony globalizacji, konsumpcjonizmu, samobójczego klimatyzmu, neokomunizmu, co złego może przynieść liberalizacja społeczna i inne oszukańcze idee. Dzieciaki z otwartą buzią chłonęły wszystko i czuły, że bezpieczna bańka, w której były wychowywane, to jedno wielkie kłamstwo.
-Mam do was wielką prośbę, a w zasadzie to przykaz.
-Tak, babciu?
-Nie możecie NIKOMU o mnie powiedzieć. To będzie test, czy chociaż jakąś małą część zrozumieliście. Jeśli się wygadacie ojcu, to będę musiała mu zrobić kuku. On nawet sam o to będzie prosił, bo jest dupkiem i ignorantem, skoro nie interesuje się swoimi dziećmi. Jak mógł dać pieniądze swojemu pierworodnemu na dopalacze?!
-Ale… – Brajan chciał go bronić.
-Wiem, wiem, smyku, ale jesteś tylko głupiutkim chłopcem. Dlatego też, jak wygadacie, jemu stanie się krzywda, co zresztą wyjdzie mu na zdrowie. Nie, nie zabiję go. Poczujcie moją dobroć, a mam jej coraz mniej. Dzieciaki, mam jeszcze dla was dobrą nowinę, gdyż widzę waszą świetlaną przyszłość.
-Naprawdę? – Andżelika ucieszyła się, bo ostatnio usłyszała od mamy, że nic z niej nie będzie.
-Słoneczko najpiękniejsze ty moje! Krąży w tobie prastara krew lechickich królów, którzy przed tysiącami lat władali tą ziemią. Nie czujesz tego?
Dzieciaki z wrażenia wypuściły puste kubki.
-Ale jest jeden warunek, a w zasadzie dwa, moja księżniczko. Po pierwsze zaczniesz się uczyć na samych piątkach i przestaniesz się kolegować z tymi idiotkami z 7b. Bo skończysz z brzuchem w wieku siedemnastu lat, opryszczką i będziesz uzależniona od starych do końca swych dni.
-Dobrze, proszę pani – odpowiedziała bez namysłu, chociaż nie wiedziała o co chodzi.
-Ty natomiast… – wskazała na Brajana długim paluchem zakończonym ostrym jak sztylet pazurem. – Za rok, równo za rok, znajdę cię, albo któraś z moich sióstr. Jeśli będziesz dalej się obżerał frytkami i tuczył dupę przed telewizorem, nie uciekniesz i skończysz źle. Liczę na ciebie. Teraz chodźcie, pokażę wam drogę.
Wzięła ich za ręce i podprowadziła do ulicy, przy której mieszkali.
– No, uciekajcie. A! Weźcie pierniki. Zdrowe, na miodzie. Tylko pamiętajcie: ani mru mru o mnie, bo inaczej… – Tak, proszę pani.
– Ale… – Brajan spojrzał na swój tłusty brzuch – czy nie powinienem rzucić słodyczy?
– Nie martw się słodziaku, nikomu zdrowe jedzenie, w umiarze nie zaszkodzi. No biegnijcie już.
Gdy odbiegli kawałek, czarownica splunęła i zasyczała pod nosem.
– Na pewno się nie wygadają – znów splunęła.– Już to widzę. Gówniarze, cholerna gównarzeria. Po czym kucnęła, rozpostarła skrzydła i poleciała na polowanie.
BABA JAGA – fragment opowiadania ze zbioru PRZEDMIEŚCIA Jacek Fleiszfreser
Inne utwory tego autora:
Jacek Fleiszfreser – Mikołowski turkuciołak
Jacek Fleiszfreser – Trzech meneli apokalipsy
Lubię snuć historyjki, czasem ludziom wydają się szalone – wywiad z Jackiem Fleiszfreserem
Jacek Fleiszfreser – Alojzy-1, czyli skutki średniej wielkości apokalipsy