.

Pięć

.

Wyskakujesz na zewnątrz. Powietrze faktycznie cuchnie spalinami, tytoniem, dymem. Kulisz się pod wpływem chłodu. Paskudny styczeń, jak listopad. Tramwaj ze zgrzytem skręca we Wschodnią 9. Przechodzi cię dreszcz, bo coś majaczy ci w pamięci. Cień dawnego życia. Czujesz, że znasz tę ulicę. Ruszasz w jej stronę. Sprawdzasz kieszenie. No przecież! W psychiatryku dokładnie obszukali ci ubranie, nawet odbyt. 

– Tak się starali – mamroczesz – słyszysz Alicjo, tak się starali, psiakrew!

Słyszę, słyszę. 

Ale nie odwykłeś od nikotyny. Kupujesz fajki w kiosku. Nie odchodząc od niego od razu zapalasz, zaciągasz się, ależ przyjemnie. Na pohybel im, wam wszystkim! Zerkasz w witrynę i przez sekundę mnie widzisz. Przecierasz oczy. Rozglądasz się. Czujesz ból wewnątrz siebie, bo nie ma lekarstw, które potrafią ocalić duszę. Nie potrafią nawet połatać serca. Ale w drogę. Skręcasz podobnie jak wcześniej tramwaj w ulicę Wschodnią. Co za głupia nazwa, bo ulica wiedzie na zachód. Komu strzeliło do głowy tak ją nazwać, dla zmyłki pewnie. Ku rozpaczy turystów i studentów przyjeżdżających tutaj z podmiejskich wiosek. Ileż się nabłądzą nim poznają miasto to tylko oni sami wiedzą. 

Przystajesz przed kamienicą. Po drugiej stronie Wschodniej, za plecami masz przyjemnie oświetlone okna kawiarni. Czujesz zapach kawy, ale nie masz na nią ochoty. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś. Wypluwasz kłąb dymu, rzucasz peta na chodnik i przydeptujesz go. Jak za dawnych czasów, jak w starym życiu. Zapinasz skórzaną kurtkę, stawiasz kołnierz i wkładasz dłonie do kieszeni. Już jesteś na pierwszym z trzech stopni prowadzących do drzwi, gdy te nagle się otwierają i naprzeciw ciebie wyrasta Marcin. Zaciskasz pięści. Jemu pulsuje dół żuchwy. Mierzycie się wzrokiem i być może stalibyście tak dłużej, gdyby nie kobieta, która wpada w plecy policjanta i popycha go ku tobie. Dlatego cofasz się na chodnik.

– Sorry, sorry – mówi speszona, ale szybko się reflektuje – a bo stoisz jak panna na wydaniu!

– Nowy partner – wskazujesz na kobietę i zapalasz kolejnego papierosa. Czujesz w sobie zimno, jakby wewnątrz ciebie wykiełkowały sople lodu. 

Marcin przytakuje, kiwa, coś mamrocze, ale nie przedstawia was. Wyraźnie czuje się niezręcznie, może nawet jest zdenerwowany. Nie wytrzymuje twojego spojrzenia, spuszcza głowę, ale ty nie spuszczasz. Świdrujesz go wzrokiem, w którym jest cały twój gniew. Chciałbyś go tym gniewem zastrzelić, chciałbyś go na niego wypluć, porazić nim, wyrzygać go. Bo to on, człowiek z tajemnicą. Właśnie, kiedy tej tajemnicy nie powinien przed tobą mieć, właśnie wtedy zataił wszystko, co było związane z moją śmiercią, a później…Później z  warknięciem: żyj! Zamknął cię w wariatkowie. Takich zdarzeń się nie wybacza, za takie zdarzenia nie sposób odpokutować. Tak się nie postępuje z kumplem, partnerem z człowiekiem, z którym razem służysz i to na tym samym wydziale.

– Wypaliłeś się – mówisz z nieukrywaną satysfakcją. Przydeptujesz peta. Zapalasz kolejnego papierosa. 

– Znalazłeś nocleg? – odzywa się ze znużeniem w głosie i spogląda ci w oczy.

Nie odpowiadasz.

– Moje zaproszenie wciąż aktualne – kontynuuje Marcin.

– Obejdzie się – spluwasz mu pod buty, niby niechcący, ale on doskonale rozumie twoją intencję.

Kobieta niecierpliwie zerka to na ciebie, to na Marcina. Nie może ustać w miejscu. W końcu nie wytrzymuje i wyciąga w twoją stronę rękę.

– Paula jestem – uśmiecha się promiennie.

Patrzysz obojętnie na jej wyciągniętą dłoń.

– Ty pewnie jesteś Jakub – mówi – dużo o tobie słyszałam. –  Niepewnie zerka na kamienną twarz Marcina.

– I usłyszysz więcej – mówisz, po czym odwracasz się, chociaż zamierzałeś wejść do kamienicy. Innym razem, myślisz, innym razem Alicjo. Odchodzisz.  

***

I jak ci? Słyszysz w głowie. Gówniano. 

Ale dasz radę zawsze dawałeś radę. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Jednak słabniesz. Siadasz na ławce. Czujesz jak żołądek podchodzi ci do gardła, rzygasz na zszarzałą trawę. Rzygasz pianą i tym wszystkim, co w ciebie wpompowali. Czyli pustką. To nie ma treści. Nawet żołądkowych. 

No tak, papierosy na czczo. Zabójstwo. 

– Co tam?

Dosiada się Niebieski. Jest pachnący, wyprasowany i pełen energii.

– Gówniano, już mówiłem. – Chowasz twarz w dłoniach. Boli cię głowa i trzewia.

– Tak? Mnie mówisz pierwszy raz. – Uśmiecha się radośnie i zachowuje się jakby było święto i to kościelne, kiedy pachnie krochmalem i czystymi koszulami. 

– Czego chcesz? – warczysz, ale nie podnosisz głowy. Masz wrażenie, że ci za chwilę odpadnie. Jak można tyle fajek naraz i to po odwyku? Zabójstwo.

– Słuchaj, stary – drapie się po brodzie bez zarostu. Można by było na nią położyć wosk i lśniłaby bardziej niż maska Mercedesa.

Spoglądasz na niego, bo to nietypowe. Spoglądasz sponad bólu głowy i tego wszystkiego, co ci się w tej głowie dzieje. Spoglądasz i nie to, że masz przeczucie, ale wręcz pewność, że za część nieszczęść w twoim życiu to on jest odpowiedzialny. I to się odbija w twoich oczach. Co Niebieski dostrzega, dlatego podrywa się z ławki i staje w pozycji obronnej. Sam go jej uczyłeś. Kręcisz głową, wyglądasz marnie, czujesz się marnie, ale już wiesz, że jeśli go nie zabijesz, to na pewno skrzywdzisz. Nie musisz się śpieszyć. Wiesz, że nie musisz. 

– Co zrobiłeś? – pytasz spokojnie. Przecież zniesiesz wszystko. Dzisiaj, po tym wszystkim, zniesiesz wszystko. 

– Wykradłem jej dane – mówi przestraszony.

– Czyje dane? – podrywasz się z ławki.

– Alicji – głos mu się łamie. – Naszej Alicji – dodaje.

I wtedy sobie przypominasz, ale nim odlecisz, pytasz:

– Pracujesz dla psów?

– Od zawsze pracowałem – wyznaje.

Masz wrażenie, że chciałby się schować do własnej kieszeni. Ale lekceważysz to. Spoglądasz na niego martwymi oczami.

– Masz je przy sobie? – zaciskasz pięści.

– Nie, nie nosi się takich dokumentów przy sobie.

– Kto jeszcze o tym wie?

– Tylko ja.

– Kogo powiadomisz, że mi je dostarczyłeś?

– Marka.

– Zrobimy inaczej – bierzesz go za kołnierz i wykorzystujesz jego poczucie winy.

Kiedy wracasz do „hotelu” rzucasz się na pryczę i ze wszech sił starasz się pokonać rozpaczliwą ochotę, aby przytulić Alicję.

.

Jacek Łąka

z tego świata:

Jacek Łąka – Wspomnienie

Jacek Łąka – Wyjście awaryjne

4
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *