.

Sześć…….

I jak ci? Słyszysz w głowie. Gówniano.

Ale dasz radę zawsze dawałeś radę. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Jednak słabniesz. Siadasz na ławce. Czujesz jak żołądek podchodzi ci do gardła, rzygasz na zszarzałą trawę. Rzygasz pianą i tym wszystkim, co w ciebie wpompowali. Czyli pustką. To nie ma treści. Nawet żołądkowych.

No tak, papierosy na czczo. Zabójstwo.

            – Co tam?

            Dosiada się Niebieski. Jest pachnący, wyprasowany i pełen energii.

            – Gówniano, już mówiłem. – Chowasz twarz w dłoniach. Boli cię głowa i trzewia.

            – Tak? Mnie mówisz pierwszy raz. – Uśmiecha się radośnie i zachowuje się jakby było święto i to kościelne, kiedy pachnie krochmalem i czystymi koszulami.

            – Czego chcesz? – warczysz, ale nie podnosisz głowy. Masz wrażenie, że ci za chwilę odpadnie. Jak można tyle fajek naraz i to po odwyku? Zabójstwo.

            – Słuchaj, stary – drapie się po brodzie bez zarostu. Można by było na nią położyć wosk i lśniłaby bardziej niż maska Mercedesa.

            Spoglądasz na niego, bo to nietypowe. Spoglądasz sponad bólu głowy i tego wszystkiego, co ci się w tej głowie dzieje. Spoglądasz i nie to, że masz przeczucie, ale wręcz pewność, że za część nieszczęść w twoim życiu to on jest odpowiedzialny. I to się odbija w twoich oczach. Co Niebieski dostrzega, dlatego podrywa się z ławki i staje w pozycji obronnej. Sam go jej uczyłeś. Kręcisz głową, wyglądasz marnie, czujesz się marnie, ale już wiesz, że jeśli go nie zabijesz, to na pewno skrzywdzisz. Nie musisz się śpieszyć. Wiesz, że nie musisz.

            – Co zrobiłeś? – pytasz spokojnie. Przecież zniesiesz wszystko. Dzisiaj, po tym wszystkim, zniesiesz wszystko.

            – Wykradłem jej dane – mówi przestraszony.

            – Czyje dane? – podrywasz się z ławki.

            – Alicji – głos mu się łamie. – Naszej Alicji – dodaje.

            I wtedy sobie przypominasz, ale nim odlecisz, pytasz:

            – Pracujesz dla psów?

            – Od zawsze pracowałem – wyznaje.

            Masz wrażenie, że chciałby się schować do własnej kieszeni. Ale lekceważysz to. Spoglądasz na niego martwymi oczami.

            – Masz je przy sobie? – zaciskasz pięści.

            – Nie, nie nosi się takich dokumentów przy sobie.

            – Kto jeszcze o tym wie?

            – Tylko ja.

            – Kogo powiadomisz, że mi je dostarczyłeś?

            – Marka.

            – Zrobimy inaczej – bierzesz go za kołnierz i wykorzystujesz jego poczucie winy.

            Kiedy wracasz do „hotelu” rzucasz się na pryczę i ze wszech sił starasz się pokonać rozpaczliwą ochotę, aby przytulić Alicję.

Siedem…..

No i patrzysz na to wszystko, patrzysz! I, co z tego że patrzysz? Zaklął byś, ale nie wolno, bo publicznie. Bo niepublicznie to jak leci, wiesz, to przecież głupio by było nie wiedzieć. Ale, co masz powiedzieć, kiedy twój kumpel choruje.

– Niebieski? – Szturchasz go i od razu sobie wyobrażasz, co będzie, jeśli nie żyje! Dlatego go szturchasz mocniej, a kiedy nie reaguje potrząsasz nim.

– Co? – Złości się.

Robisz misiową minę i udajesz, że nic. Tak tylko sprawdzasz.

– Cześć – mówisz po namyśle.

– Sreś! – odpowiada i siada, spuszcza nogi z ławki.

Jest mroźny, zadymiony poranek. Siedzicie w parku nieopodal rzeki, na której popękał lód. Przeciągasz się, udając obojętność i zbliżasz się do rzeki. Popękany lód utworzył kry, które pod wpływem nurtu obijają się o siebie. Słychać głuche uderzenia. Czujesz się samotniejszy niż kiedykolwiek dotąd. Zerkasz przez ramię na Niebieskiego. Jest zielono żółty na twarzy. Ogarnia cię zniechęcenie.

– No czo? – Burczy, widząc twój wzrok. Oblizuje z niesmakiem usta.  – Sie paczysz jak wilk. – Próbuje doprowadzić się do porządku. Przygładza tłuste włosy. Kilka razy pluje na dłoń, bo nie wie, że są tak przyklapnięte, jakby całą noc miał na głowie worek.

Kry uderzają o siebie. Wrony siedzą nieopodal. Jedna z nich przysiada na krze, ale jej ruch ją zniechęca. Podlatuje do szerokiego kosza i nie lękając się ciebie zabiera się za dziobanie wyrzuconych frytek utaplanych w keczupie.

– Która? – odzyskuje głos.

– Szósta rano – odpowiadasz. – Mogłeś zamarznąć. – Zapalasz papierosa – co się z wami dzieje? – Wypuszczasz dym w jego stronę.

– Poczęstuj – błagalny wzrok koncentruje na papierosie.

– Nie ma mowy, jeszcze mi tutaj zejdziesz – odwracasz się w stronę rzeki.

Kry nadal uderzają o siebie, wrona teraz szarpie dziobem pudełko po hamburgerze, ludzie na przystanku po drugiej stronie ulicy przypominają zamazane, szklane postacie. I już wiesz, co to za dźwięk. Jaki dźwięk przypominają te uderzające o siebie kry. Kołatki albo kości. Głuche choć przeszywające do trzewi dudnienia, które z biegiem czasu zalęgły ci się w głowie. Pamiętasz, że z Alicją chodziliście wzdłuż tej rzeki i wtedy te kry nie przerażały cię. 

– Skąd tutaj tyle wron – mówisz do siebie, ale Niebieski słyszy.

– Wstrętne ptaszyska – chwiejnym krokiem podchodzi do ciebie.

Wiesz, że chce się chociaż raz zaciągnąć, raz jeden, ale ty się nie dzielisz papierosem z nikim. Może z Alicją byś się podzielił, ale ona nie paliła. Nie znosisz takich ponurych, pochmurnych, zimowych poranków śmierdzących spalinami, wypełnionych czarnymi ptakami, które potrafiłyby ci wyrwać kanapkę z ręki. Ale ciągle jesteś tam, przed tym wszystkim, co się stało potem. Wtedy, tam, nie zauważałeś brzydoty podobnych poranków, a przecież przeżyłeś ich mnóstwo, ale obok była Alicja. Milcząca i spokojna o niebieskich oczach, które potrafiły przybierać barwę morza podczas sztormu, ciskać błyskawice też potrafiły. Czujesz się obcy na ulicy miasta, które doskonale znasz, pośród ludzi, z którymi spędziłeś połowę życia. Jesteś obcy, bo już nie jesteś tamten. Jesteś nowy choć nie wspaniały, nowy, bo z balastem, którego nigdy się nie pozbędziesz. Już nie należysz do nich. Stoisz w rozkroku między światłem dnia a krainą cieni. Dzień się o ciebie nie upomina, cienie twierdzą, że już jesteś ich. Jeszcze wybierasz dzień, ale wiesz, że kiedyś się poddasz. Kiedyś tak, ale jeszcze nie dzisiaj. Jeszcze nie teraz ani nawet jutro. Jeszcze nie.

Im dłużej patrzysz na rzekę, im większy robi się ruch na ulicy i im więcej zlatuje się wron, ty coraz intensywniej wsłuchujesz się w ten głuchy dźwięk, uderzającej kry o inną krę. Niebieski coś do ciebie mówi, ale nie słyszysz słów. Słuchasz rzeki i nie rozumiesz czemu akurat rzeki słuchasz, ale nie potrafisz się obronić przed jej magnetyzmem. Odwracasz się raptownie, tak szybko, że uderzasz głową o twarz Niebieskiego, bo za blisko podchodzi.

– Tutaj ją znaleziono?

Niebieski od razu się kurczy jakby ktoś wypuścił z niego powietrze. Nie wiesz czy ręce zaczynają mu się trząść z nerwów czy z kaca po tym, co brał wczoraj. Patrzysz na niego zimnym wzrokiem i ten wzrok na pewno go przeraża. Ale nie czujesz satysfakcji. Raczej odrazę. Wyciągasz paczkę i częstujesz go papierosem. Masz już w nosie, co się z nim stanie. Już wiesz, że nie mówi ci prawdy, wiesz, że nikt ci prawdy nie mówił nawet Marcin. O nic ich nie podejrzewasz, jedynie o brak działania. O nieudolność, o obojętność. Patrzysz na rozkrwawiony nos Niebieskiego i podejmujesz decyzję. Osobistą decyzję, która doprowadzi cię tam, gdzie determinacja doprowadziła Gladiatora. Podejmujesz tę decyzję bez słów i manifestacji, bez machania rękami i rzucania mięsem. Podejmujesz ją obok wrony wpierdalającej cudze wymiociny i cały czas słuchając dźwięku kry uderzającej o krę. Już nie możesz znieść tego dźwięku.

– Ty – zwracasz się do Niebieskiego – wprowadzisz mnie na komisariat.

– Nie mogę – delektuje się papierosem.

– Dlaczego?

– Nie pracuję już tam.

– Co się wydarzyło, kiedy ja…kiedy ona, co się stało?

– Możesz mnie poćwiartować, ale ci nie powiem. – Przestaje się delektować. Wrzuca niedopalonego do kosza, kopie wronę. Ta z wrzaskiem odskakuje, ale niedaleko. – Nie wrócisz jej życia – mówi stłumionym głosem, jakby w gardle tkwił mu korek.

– Nie wrócę, ale chcę zrozumieć, co się stało?!

– Przestań.

– Wbrew mnie wystawiliście ją na wabia? – Starasz się to powiedzieć spokojnie, ale ci się nie udaje.

Niebieski wygląda tak, jakby chciał się rozpuścić w kałuży.

– Nieee – głos mu drży – no coś ty!

Ale ty wiesz. Ty już wiesz, że musisz znaleźć Brudnego Harrego i wcisnąć mu w dłoń banknot, a reszta pojawi się dyskretnie pod adresem, który wskażesz. No chyba, że Harrego też załatwili. Nie wiesz tego, dlatego musisz to sprawdzić.

Masz jeszcze jedną myśl, nim zostawiasz Niebieskiego żółto sinego na twarzy obok kosza, gdzie kopnięta przez niego wrona pałaszuje pety.

– Czy to Marcin zdradził?

– Nie wiem – odpowiada Niebieski i odwraca wzrok.

– Co z Paulą? – Nie odpuszczasz.

– To nowicjuszka, sprawna, ale nie zna naszej gry.

– Naszej gry… – mówisz z goryczą i odchodzisz.

Jacek Łąka

Z tego świata :

Jacek Łąka – Wyjście awaryjne

Jacek Łąka – Wspomnienie

Jacek Łąka – Pięć

Jacek Łąka – Ta dziewczyna , ta kobieta

1
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *