.

Rozważania o niemocy twórczej

.

Brakuje mi słów. Jedyne, które brzmią w okolicy głowy to teksty piosenek. Próbuję je wtłoczyć sobie do środka, by uzbierać ich odrobinę. Choć na wiersz. Sentencję? Cokolwiek  najmniejszego.  Przyjmę nawet jedno słowo, które wpiszę na kartkę lub do pliku tekstowego.  Cokolwiek, co będzie czymś więcej niż pustą spacją, która nic nie zmienia. Ani na papierze, ani w mojej głowie. Mam wrażenie, że myśli składają się tylko z tych cholernych spacji. Bezsilność nie pozwala mi nawet płakać. Wizje przepływają obrazami i nie umiem ich ubrać w litery. Przecież zawsze składałam w całość zgrabne wiązanki zdań.  Wszystko co przyszło, wypłukało ze mnie słowa, zwroty i metafory do czysta. Do pusta. Leżę więc gapiąc się w siebie i przed siebie. Wszędzie pustka. Jest tylko płynąca muzyka, dzięki której nie oszaleję. Nie do końca. Próbuję szukać. Po omacku, bo nawet lekarze nie wiedzą, którą drogą wraca się do siebie. Szukam więc. Powoli. Nie mam pojęcia, w którą stronę powinnam się kierować. Kręcę się więc po omacku, zawsze w rytmie muzyki, która brzmi w słuchawkach. Przecież kiedyś tak bardzo mi pomagała, zapraszając do tworzenia. Niedawno jednak całkiem odcięła od świata i zakneblowała usta. Zakneblowała mnie. Czasami jest nawet znośnie. Umiem rozmawiać i żartować jak wcześniej. Nikt nawet nie zauważa, tej olbrzymiej tęsknoty. Kiedyś tworzyłam światy, miałam moc powoływania do życia istot przeróżnych. Wkładałam w ich usta wyznania i miotałam ich emocjami jak najlepszy lalkarz. Dziś siedzę w bezruchu gapiąc się w ścianę i w siebie. Moje dłonie straciły na sile. Mocarność rozpierzchła się jak oddech. Zamykam oczy i szukam sposobów na poczucie sprawczości. Mądre głowy proponują zwolnić i spojrzeć bardziej w siebie. Nie chcę patrzeć w siebie! Chcę wrócić… Nie! Stop! Nie chcę wracać. Jeśli wrócę tam gdzie byłam, to znów wszystko stracę, a przecież chcę  odzyskać magiczną moc tworzenia. Cholera, gdzie mam słuchawki? Znów nie mogę oddychać. Wdech. Wydech. W rytmie. Kobieto nie zapominaj jak się oddycha. A jeśli nie umiem już pisać?

Jestem twarda. Nadal publikuję wiersze. Przecież nikt nie zauważy, że to stary okaz z folderu będącego magazynem na tyłach dnia świetności. Teraz brakuje mi słów. Wdech. Wydech. Pusto. Jestem słaba: zapominam jak się buduje zdania i tworzy wersy w poezji. Dzięki niebiosom za poetów. Mogę czasem przeczytać coś i utożsamić się z tym. W końcu i tak nie mam teraz nic swojego. Leżę więc z zamkniętymi oczyma. Słucham tego, co wtłacza mi się do głowy ze słuchawek. Przecieka mi wszystko pomiędzy zwojami mózgu i nadal brakuje mi słów. Wdech. Wydech. Atak paniki. Tylko wtedy nie martwię się brakiem słów i równomiernym oddychaniem. Jest tylko olbrzymi lęk.

Obrazy. W koło mnie same obrazy. Odwieczny narrator, szepczący we mnie, zamilkł. Jestem więc sama pośród obrazów. Słyszę tylko muzykę sączącą się ze słuchawek. Wdech. Wydech. Zawsze po sobie i zawsze w rytmie. Ataki paniki nie mają rytmu. Nie mają słów i obrazów. Lepsze obrazy niż nic. Spróbuję zatrzymywać więc to, co widzę. Bo przecież brakuje mi słów. To na pewno przez to napinają mi się mięśnie całego ciała i nie umiem ich odprężyć. Pustka jest przerażająca. Tkwiłam w niej tak długo, że z ulgą przyjęłam obrazy. Napięte do granic możliwości ciało nie pozwala myśleć. Wdech. Wydech. Recepta: śpij i oddychaj. Nie śpię. Wdech i wydech. Dźwięki i obrazy. Nadal brak słów. Płacz nie przynosi ulgi. Nawet jeśli mówią, że pomaga. Kłamią bezczelnie. Wdech. Wdech. Wdech. Cisza… Powolny wydech. Pusto i znów nie śpię. Nie zauważam płynącego czasu. Pory roku są ciągle tym samym. Pustą kartką zapełnianą cholernymi spacjami. Nie mam już siły. Recepta: odpuść sobie.

Wdech. Wydech. Atak paniki. Nie śpię. Drzemię zaledwie. Nadal brakuje mi słów. Skreślam kolejne nieudolne słowa na papierze. Pomyślałam, że jeśli wrócę do tego jak tworzyłam kiedyś, to będzie mi łatwiej. Zaczynam drzemać. Postanawiam odpuścić. Jednak nie umiem. Wychodzę by złapać oddech. Zmienić perspektywę. Nie widzę różnicy. Poza tym, że inaczej widzę obrazy. Łączą się z dźwiękami. Narratora nie ma nadal. Przeglądam obrazy. To jedyne co mi zostało. Łapać obrazy i sklejać kompozycje. Nadal brakuje mi słów. Wytężam wzrok. Nasłuchuję. Nic nie pomaga. Chociaż pustka jakby mniejsza. Nie umiem jej zmierzyć, bo tak bardzo mi pusto bez słów. Mam tylko spacje, która nie opowie żadnej historii. Płacz nadal nie pomaga. Już nawet nie chcę próbować. Wdech. Wydech.  Kilka udanych kompozycji. Wiatr, zmęczenie i spokój. Nie miotam się sama w sobie. Zasypiam. Tęsknota za pisaniem boli prawie fizycznie. Z czasem łapię więcej obrazów i pewniej stawiam kroki na ziemi. Jednak nadal brakuje mi słów. Zaczynam znów śnić. Może to snów brakowało mi tyle czasu? Nikt nie umie mi tego potwierdzić, albo zaprzeczyć. Nikt nic nie wie. Przecież nawet lekarze nie wiedzą jak wrócić do siebie. Dostaję miliony rad i żadna nie jest działająca. Miliony „wręcz rewelacyjnych” pomysłów, które na mnie nie działają. Jedyne słowa, z którymi obcuję to nadal teksty piosenek.  To nadal nie moje słowa. Nie własne. Nie stworzę z nich historii. Nie skleję z nich wiersza. Bezsilność pozwala oddychać. Wdech. Wydech. Śpię. Miewam sny. Miewam słowa. Choć nie umiem ich złapać, posklejać, połączyć. Nie pasują do siebie. Niczym puzzle z zupełnie oddzielnych układanek. Pokreśliłam całą kartkę. Wszystko ląduje w śmieciach. A jeśli już nigdy nie wrócę do pisania? Obrazy, dźwięki, kompozycje. Kilka słów i słaby wiersz. Kolejny nie lepszy. Narrator dalej milczy, a ja widzę tylko obrazy. U uszach dźwięczy mi rytm ze słuchawek.

Kroki. Dużo kroków. Zmęczenie i sen. Znów śnię. Niewiele w tym sensu. Próbuję sfotografować  gęś ubraną w tiszert. Biały, jeśli ma to jakieś znaczenie. Jednak aparat, który trzymam w ręku zaczyna się psuć. W wizjerze widzę wyładowania elektryczne, za moment czuję je na dłoniach. Ból czuję w całym ciele. Nawet w głowie. Nie mogę wyłączyć aparatu, a wyładowania widoczne już są na zewnątrz. Świat kurczy się do miniaturowych wyładowań elektrycznych. Przerażenie nie pozwala mi krzyczeć i wołać pomocy. Budzę się przerażona. Wdech. Wydech. Jestem w miejscu gdzie nic nie rozumiem. Nic nie mogę. Niczego nie mogę obiecać i oczekiwać. Nikt nie powie mi którędy do siebie. Nie wiem gdzie jestem i w którą stronę powinnam się kierować. Nie umiem pytać o drogę. Brakuje mi słów.

Kamila Ciołko-Borkowska

12
0

10 komentarzy

  1. czasem z niemocy twórczej i dogłębnej frustracji może się wyłonić BOHATER. z pozoru błahy, prymitywny. Czasem może taszczyć ze sobą szpadel, lub baranicę na głowie… Nienormalna postać może powtarzać wciąż tylko jedne słowa… Historia z nim nie musi mieć dużo zakrętów, ot dzień jak co dzień na przedmieściach. Postać nie musi być żywa, ot zdechlaczka świeżutka, lub w innym odjechanym stanie. Bierzesz kompa i stukasz. zapisujesz, przesypiasz się z problemem fabularnym i jedziesz dalej, aż do ciekawego finału. Nie musi być powieść, szorty na początku wystarczą….

  2. Problem może być w wysokim poziomie cukru.
    Czy niemoc twórcza jest mniejsza rano po zjedzeniu tylko białek i tłuszczy jak czysta jajecznica na maśle, ale bez chleba?

    Zbigniew Galar
    1. W moim przypadku niemożność spowodowana jest sumą uwarunkowań genetycznych oraz szeroko rozumianą traumą. O ile dieta faktycznie ma wielkie znaczenie w kwestii jakości życia, o tyle w tym przypadku jego wpływ nie pojawia się nawet na podium.

      Kamila

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *