
.
Spuścizna
.
Wiatr wepchnął się do pachnącej stęchlizną sieni, gdy tylko otworzyła drzwi wejściowe. Pajęczyny otulone warstwą kurzu poruszały się delikatnie od podmuchu powietrza. Obcasy stukały głośno, gdy powoli przemierzała pokój po pokoju. Delikatnie dotykała mebli, które budziły masę wspomnień. Lekki uśmiech zagościł wśród łez tęsknoty. Powoli weszła do sypialni dziadków. Wszystkie meble były w tym pokoju przykryte prześcieradłami. Wyglądało to tak, jakby duchy przedmiotów strzegły spokoju wspomnień po zmarłej. Powoli zdejmowała nakrycia, kichając z powodu unoszącego się zewsząd pyłu. W kącie stał ciężki kufer, którego babcia nigdy nie pozwalała otwierać. Pamiętała jak razem z siostrą zastanawiały się co babcia tam ukryła. Teraz otwierając go powoli, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zdradza ukochaną opiekunkę. Jej serce biło z niewiarygodną prędkością, a ręce zaczęły się trząść z przejęcia. Oparła wieko o ścianę i zajrzała do środka. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziała czego ma się spodziewać po skrzętnie ukrywanym sekrecie staruszki. Na wierzchu spoczywał mały czerwony toczek na grzebieniu, który zawsze zdobił głowę seniorki. Dostała go w pierwszym prezencie od dziadka i od tamtej pory nikt poza nią nie mógł go dotykać. Z przejęciem, bardzo powoli wstała i podeszła do lustra, nakładając na głowę ozdobę. Łzy znów stanęły w zapuchniętych od płaczu oczach. Po dłuższej chwili, jakiej potrzebowała, aby uspokoić się zauważyła, że pod pamiątkową ozdobą do włosów leżał list zaadresowany do niej. Jej imię zapisane było wyraźnymi literami, charakterem pisma babci. Wiedziała, miała taką wewnętrzną pewność, że to właśnie ten moment. To oczekiwana chwila, kiedy wszystkie rodzinne tajemnice zostaną wyjaśnione. Usiadła, rozdarła papierową kopertę i zaczęła czytać. Deszcz cichutko pukał w szyby, a ona rozumiała coraz więcej. Z treści listu wyłaniał się obraz dziadków, jako strażników okolicy. Nie mogła pojąć za bardzo tego co zawierała korespondencja. Zdania składały się w spójną całość, jednak przeświadczenie, że niemożliwe jest posiadanie zdolności nadprzyrodzonych było silniejsze. Z tego co czytała wynikało, że prezent od dziadka to magiczne narzędzie, dzięki któremu jego właścicielka potrafiła czytać ludziom w myślach i emocjach. Dar ten, nie raz uratował wieś przed wielkimi nieszczęściami, zwłaszcza w czasie wojny. List kończył się wyrażeniem nadziei, że wnuczka przejmie spuściznę swoich przodków i nadal będzie strzegła tego kawałka ziemi. Patrzyła tępo na zapisaną równym pismem kartkę papieru i nie mogła zrozumieć czemu seniorka postanowiła, aż tak srogo z niej zażartować. Czytanie w myślach? Toczek faktycznie jest uroczy, jednak w jego magiczne moce nie ma co wierzyć. Czyżby babcia na stare lata straciła rozum i nikt tego nie zauważył? Może utrata męża tak nadwyrężyła stan psychiczny staruszki. No cóż, przejrzy resztę skarbów, może znajdzie wytłumaczenie i zrozumie, co nie tak było z ich rodziną. Gdzieś musi być wskazówka, żeby wszystko ułożyło się w logiczna całość. Oddech powoli uspokajał się. Poczucie beznadziei przygasło, gdy uszu młodej kobiety dobiegło pukanie do drzwi wejściowych. Podskoczyła wystraszona i poderwała się by sprawdzić kto przyszedł. Dopiero gdy otworzyła drzwi nieznajomemu, zdała siebie sprawę, że wygląda jak kupka nieszczęścia, jednak było już za późno. W drzwiach stał mężczyzna, ubrany w zwykłe jeansy i kurtkę przeciwdeszczową. Jego mokre włosy błyszczały siwizną. Uśmiechnął się przyjaźnie, jakby nie zauważając łez i kurzu rozmazanego na jej twarzy.
– Przepraszam, że przeszkadzam w tak trudnych chwilach.
– Nic się nie stało. Słucham?
– Nazywam się Jakub Teodorski. Jestem… Znaczy, byłem sąsiadem pani Matyldy. Chciałbym… Wyraz współczucia. – Wyciągnął rękę w jej kierunku.
–Maria Rawnicka. Dziękuję.
Ujęła ciepłą dłoń nieznajomego. W tej właśnie chwili poczuła jego smutek. Żal utraconej przyjaźni i wielką emocjonalną pustkę. Jednocześnie ujrzała sposób w jaki nieznajomy widział staruszkę. Widziała kobietę pełną ciepła, mającą zawsze dobre słowo i czas dla innych. Przerażona wyrwała się z uścisku. Patrzyła na mężczyznę szeroko otwartymi oczyma, a jej serce waliło jak oszalałe. Przecież to nie możliwe! Nie mogła naprawdę przeżyć tego, o czym czytała przed chwilą. Wyraźnie czuła te wszystkie emocje. Najgorsze jednak było to, że człowiek, który stał przed nią wiedział. Znał tajemnicę jej dziadków. Przyszedł nie tylko po to, żeby złożyć kondolencje, lecz przede wszystkim by ją ostrzec. Twierdził bowiem, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Jakim cudem, wiedziała takie rzeczy? Bez słowa zamknęła drzwi, zostawiając gościa na deszczu. Zerwała z głowy czerwony kapelusik i rzuciła go na stół w kuchni. Szybkimi krokami przemierzała pomieszczenie, nerwowo szarpiąc ścierkę, którą podniosła z blatu. Nie mogła pojąć tego, co się właśnie wydarzyło. Przez okno widziała, że mężczyzna nadal stoi na ganku. Czeka. Usiadła zdezorientowana przebierając niespokojnie nogami. Co powinna zrobić w tej sytuacji? Na pewno nic rozsądnego. Najchętniej uciekłaby w siną dal, zostawiając spadek po dziadkach. Jednak jakaś wewnętrzna siła kazała jej podnieść się z krzesła i otworzyć drzwi przybyszowi. Gniotąc przybrudzoną ścierkę, zaprosiła mężczyznę do środka.
– Przepraszam. Nie wiem co powiedzieć.
– Najlepiej nic. – uśmiechnął się przyjacielsko – Po czerwonym toczku widzę, że już pani wie.
– Wiedzieć, a wierzyć to to dwie różne rzeczy.
– Pani dziadkowie mieli nadprzyrodzone dary. Matylda – tu mężczyzna zrobił gest wskazując głowę – czytała w myślach i emocjach, zaś Mikołaj potrafił zdziałać cuda siłą umysłu.
Młoda kobieta usiadła z wrażenia na niskim taborecie, patrząc na swojego gościa oczami wielkimi jak spodki, a zapomniana ścierka spadła pod nogi.
– Z czasem dar się wzmocni i nakrycie głowy nie będzie ci potrzebne. Teraz proszę nałóż je. Nie mamy czasu.
Ponaglił ją ruchem ręki. Wstała tak szybko, że przewróciła zydelek. Nieporadnie, trzęsącymi się palcami wpięła grzebień we włosy. Przymknęła oczy, jakby w oczekiwaniu na nieprzyjemne odczucie. Dłonie zacisnęła w pięści. Poczuła jak Jakub delikatnie dotyka jej ramienia. Musiał również posiadać jakiś dar, ponieważ poczuła, że się uspokaja. Jej napięte mięśnie rozluźniły się, oddech przestał być płytki i niespokojny, a myśli w głowie zaczęły układać się w logiczną całość. Westchnęła cicho z ulgą. Wszystko się ułoży, nieważne jak zwariowaną spuściznę zostawili dziadkowie. Ten mężczyzna jej pomoże. Dopiero gdy uspokoiła się, strumień informacji zalał jej świadomość. Nie potrzebowała słów, które zajęłyby mnóstwo czasu. Przez jedno dotknięcie zrozumiała więcej, niż po godzinnych wykładach.
– Poważnie? Jan Kalafior?
W odpowiedzi zobaczyła tylko jak rozmówca wzrusza ramionami. Odłożył nieszczęsną szmatkę na stół i usiadł na krześle. Zrobiła to samo, przecież nie będzie stać, gdy gość wygodnie rozsiadł się przy stole.
– Nazwisko głupie, jednak facet wyjątkowo niebezpieczny. Kilku z nas miało przez niego spore kłopoty. – widząc jak patrzy na niego ze zdziwieniem dokończył – Było nas dziesięcioro.
– Dowiedziałam się sporej ilości rzeczy, rozumiem więcej niżbym chciała. Czemu tylko część informacji dociera do mnie myślami? Segreguję je jakoś?
– Twój dar dopiero się ujawnił. Daj mu się umocnić. Z czasem będziesz otrzymywać tylko te informacje, które będą dla ciebie potrzebne.
– Skąd wiedzieliście?
– Matylda wiedziała. Niestety, nadal szukam kogoś kto miałby podobny dar do umiejętności Mikołaja.
Krótka rozmowa w kuchni zrodziła tyle emocji, że młoda kobieta musiała je rozładować. Jedynym, znanym sposobem na radzenie sobie ze stresem było sprzątanie. Otworzyła więc szeroko okna i wzięła się za porządkowanie domu. Swojego domu. Podczas sprzątania mogła spokojnie myśleć. Nowy znajomy obiecał przyjść nazajutrz i pomóc jej przyswoić nowe umiejętności. Ostrzegł ponownie przed Kalafiorem, opowiedział co się stało z resztą grupy. Nie wchodząc w szczegóły powiedział, ze z dziesięciorga osób została tylko ich dwójka. Postanowiła raz w życiu zrobić coś szalonego i pozwolić by dar po babci pokazał jej nową drogę. Zobaczy co z tego wyjdzie. Czuła wsparcie jakim obdarzył ją nowy znajomy. Poznała jego myśli i rozumiała już więcej, niż w chwili otwarcia koperty z listem. Dziwne, że aż tyle rzeczy wydarzyło się jednego dnia. Wbrew oczekiwaniom zasnęła szybko. Nie zdawała sobie sprawy, że Jakub potrafił uspokoić innych nie tylko będąc z nimi w jednym pokoju. Sen pokrzepił młodą kobietę, a uczucia dnia poprzedniego zbladły. Ubierając się powoli, postanowiła nie nakładać ozdoby na włosy. Bez przesady, nie będzie latać po domu z pamiątką po babci na głowie przez cały dzień. Dar darem, ale bez przesady. Nałoży po południu przed przyjściem Teodorskiego. Ten cały Kalafior na pewno nie jest taki straszny, jak go opisywał. Postanowiła poświęcić cały dzień na porządki. Dom przez okres kilku miesięcy choroby babci podupadł jak ona. Kurz, pajęczyny i ogólny nieład zajmowały tego dnia myśli Marii. Do czasu, gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Zerknęła na zegarek i pomyślała, że jest za wcześnie na Jakuba. Otworzyła drzwi, nie patrząc kto przyszedł. W otwartych drzwiach stał korpulentny, łysy mężczyzna. Patrzył na nią marszcząc czoło, jakby chciał zrozumieć coś co powiedziała.
– Słucham.
– Kalafior Jan. Nie zna mnie pani. Byłem znajomym pani Matyldy. Chciałbym złożyć kondolencje. – Mówił szybko, jednym tchem. Jakby ktoś go gonił.
–Maria Rawnicka. – wyciągnęła do niego rękę na powitanie, zastanawiając się czy jej mentor nie wyolbrzymiał opowiadając o tym człowieku. Nie wyglądał przecież groźnie.
Niespodziewany gość przez chwilę wahał się, jednak spojrzał na jej głowę i z ociąganiem odwzajemnił gest. W tym momencie wszystko stało się jasne. Uśmiech zamarł na ustach. Nie wiedziała jakim cudem, przecież miało być za wcześnie. Miała jeszcze potrzebować toczka! Ten człowiek faktycznie jest niebezpieczny. Widziała właśnie co robił innym. Czuła jego nienawiść, zachłanność, jego zimną jak stal duszę. Ten mrok zdawał się wypełzać z każdym jego słowem. Musiała się mocno powstrzymywać, by nie krzyczeć z przerażenia. Po chwili dotarło do niej, że jej gość jest przekonany, że ona o niczym nie wie. W jego okropnych myślach znalazła też wizję tego co planuje. Za paskiem spodni ma ukrytą broń, jeśli mu nie powie gdzie schowany jest czarodziejski przedmiot, użyje jej. Dłonie miała już mokre od potu, serce waliło jak oszalałe. Zabije ją. Zrobi to samo co innym. Mężczyzna spojrzał na nią i zrozumiał. Wiedziała. Posiadła tajemną moc i musiał zrobić to, co zaplanował. Beznadziejnej ozdoby do włosów poszuka później. Sięgnął do paska i szybko wyszarpnął broń. Nogi miała jak z waty. Pistolet skierowany prosto w nią. W panice rozglądała się po kuchni. Musi znaleźć ratunek. Wzrok spoczął na nożach. Stały sobie w stojaku pod oknem. Niestety nie dostanie się do nich. Między nią a blatem tkwił śmiertelny wróg jej rodziny. Przysunęła się do ściany. Jej chłód działał orzeźwiająco.
– Patrz na mnie – rozkazał.
Spojrzała. Jednak jej myśli nadal były przy oknie. Z trudem przełknęła ślinę. Dłonie wytarła o spodnie. Nie zwróciła uwagi, że przedmioty jej rozmyślań wysunęły się z pojemnika. Niespodziewaną szybkością, bezszelestnie wszystkie ostrza wbiły się w plecy napastnika. Patrzyła na to, co się stało szeroko otwartymi oczyma. Zdziwiona i przerażona przywarła bardziej do ściany. Jan Kalafior osunął się na ziemię patrząc przed siebie, nie rozumiejąc jak mógł dopuścić do tej sytuacji. Każdy z nich miał zawsze jedną cechę, jakim cudem ona ma dwie? W ostatnich chwilach swego życia pojął, że zdolności odziedziczyła po obydwojgu z przodków. Bojąc się podejść do umierającego człowieka, Maria siłą woli wysunęła z jego uścisku pistolet i wyrzuciła go w kąt. Jeszcze nie dotarło do niej, że jest po wszystkim. Dopiero zaczynała rozumieć, iż jej życiu nie grozi już niebezpieczeństwo. Zaczęła rodzić się w niej niezłomna pewność niepowtarzalności.
Postanowiła zadzwonić do nowego przyjaciela. Zanim zacznie sprzątać po niemiłym gościu, musi powiedzieć mu co się stało. Skierowała się więc do telefonu stojącego w przedpokoju.
– To się Jakub zdziwi. – Wyszeptała tylko wychodząc z kuchni na miękkich nogach.
Kamila Ciołko-Borkowska
Intrygujące opowiadanie. Zastanowiłam się nad tym, czy bym sama odważyła się przymierzyć skarb babci, skarp, którego tak strzegła. Bohaterka była odważniejsza 🙂