Autorytarne zaburzenie osobowości
.
.
Zdumiewający brak zainteresowania polskich elit politycznych głosem społeczeństwa, nie ma sobie równych w żadnym innym państwie mieniącym się d e m o k r a t y c z n y m ( no chyba że idą wybory ). Milionowe petycje, głosy ludzi w internecie, w prasie, czy nawet statystyka, nie są w stanie przekonać ludzi z tych elit, iż mają do czynienia z czymś godnym uwagi. Ma się to tak samo w stosunku do partii rządzącej, jak i do jej pseudo opozycji. Mówiąc “pseudo opozycja”, mam na myśli to, iż partia ta, tak jak i rządząca, ma w nosie, co mówi do niej społeczeństwo, a treścią jej walki opozycyjnej nie jest los społeczeństwa, tylko personalnie osoby z partii rządzącej oraz permanentna krytyka tejże, granicząca czasem ze zdrowym rozsądkiem. Obydwie te partie, a jak na razie tylko one się liczą na naszym rynku politycznym, popisały się niejednokrotnie kompletną pogardą w stosunku do czynnika społecznego, tak jakby punktem honoru każdej z nich było działanie wbrew woli społeczeństwa. Obie partie są w pełni wodzowskie i rządzą się autorytarnymi zasadami.
Osobowość autorytarna (autorytaryzm) – rodzaj osobowości, w którym jednostka wykazuje silne predyspozycje do akceptowania i podzielania antydemokratycznych przekonań, uwidaczniających się w konserwatywnych poglądach i postawach, a także w postrzeganiu świata przez pryzmat stereotypów i schematycznego “sztywnego” rozumowania. Dla osobowości autorytarnej charakterystyczna jest rezygnacja z własnej oceny zjawisk i podpieranie się autorytetem znanej osoby dla wyjaśnienia swoich poglądów i działania. Badania nad osobowością prowadził Theodor Adorno, który stworzył dla jej badania skalę F (od faszyzm). Jako cecha osobowości autorytaryzm charakteryzuje się respektem dla władzy, tendencją do idealizowania obrazu własnej grupy społecznej i karania osób naruszających obowiązujące normy, stereotypizacją postrzegania relacji społecznych i członków innych grup.
Używany czasami termin Autorytarne zaburzenie osobowości nie jest uznawane za zaburzenie lub chorobę w obowiązującej obecnie klasyfikacji zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania.
Obie partie popisały się nie tylko przeniesieniem tych metod na relacje ze społeczeństwem, ale nawet w stosunku do własnych członków postępują podobnie. W obydwu z nich nastąpiły spektakularne wycięcia tych członków partii, którzy swoją popularnością zagrażali naczelnemu wodzowi. Świadczy to o zupełnym niezrozumieniu zasad demokracji nie tylko w stosunku do społeczeństwa, ale nawet w stosunku do własnej partii. Nie mam złudzeń co do ludzi polityki; wiem, jacy są i jakimi chcą się przedstawić, ale tu już nie chodzi o pozory czy manipulację.
To głębszy problem, polegający na kryzysie wiary w sens demokracji u elity politycznej, dlatego też coraz częściej mówi ona nie o państwie demokratycznym, a o państwie prawa. A skąd taka zmiana ciężaru jakościowego? Ano stąd, iż każda elita musi uzasadnić coraz bardziej rozbudowaną nomenklaturę oraz biurokrację, będącą prawdziwym zapleczem politycznym aktualnie rządzącej sałatki partyjnej.
Jak to wygląda gdzie indziej? Zdumiewającą funkcję posiada amerykańska demokracja, mimo iż, jak wiadomo, jest trudna do spełnienia w zakresie stawianych jej warunków, to jednak amerykanie starają się ją traktować poważnie. To nieco różni Polaków od Amerykanów. Potężne mocarstwo USA stać na to, aby postawić serwer, który służy głównie temu, aby obywatele postulowali do państwa w formie zbierania podpisów pod różnego rodzaju ideami. A ponieważ jest to Internet, więc zgodnie z jego zasadami liczy się masowość zjawiska. Jedne postulaty są zabawne, inne poważne, ale każdy, który przekroczy 25 tysięcy podpisów, ma prawo oczekiwać na odpowiedź poważnego przedstawiciela władzy. I tak się też stało, kiedy 33 tysiące obywateli amerykańskich postanowiło poprzeć swoim podpisem ideę budowy przez Stany Zjednoczone „Gwiazdy śmierci”. Idea ta przeniesiona z Gwiezdnych wojen spotkała się z poparciem obywateli, którzy szukali w ten sposób rozwiązania ostatecznego dla, wciąż trwającego, wyścigu zbrojeń. Abstrahując od absurdalności tego pomysłu, należy zwrócić uwagę, iż każda idea uzyskująca szerokie poparcie społeczne, staje się jakąś historią, jakąś wartością samą w sobie, podlegającą komentarzom i badaniom. Jak natomiast zachował się rząd amerykański? Nie zignorował 33. tysięcy swoich obywateli i nie poinformował ich, że ma na głowie kryzys, Talibów, bezrobocie oraz dewaluację dolara, o wariatach biegających z bronią – nawet nie wspominając, tylko postarał się o logiczną, niepozbawioną dowcipu odpowiedź.
Jak zachowałby się polski czterogwiazdkowy urzędnik państwowy? Czy przyszłoby mu do głowy odpowiedzieć? Czy zechciałby się zniżyć do poziomu zwykłego obywatela i postarać się o zręczną odpowiedź, o której moglibyśmy powiedzieć, że nie była dla nas poniżająca?
Śmiem wątpić.
Mam wrażenie. iż urzędnik amerykański nie przestaje być obywatelem i w dalszym ciągu czuje się częścią społeczeństwa, dla którego pracuje. Co więcej – wie, iż w ten sposób nie wyrzeka się praw, które jako tegoż obywatela także go chronią. Nie gloryfikuje na ślepo systemu amerykańskiego i zdaje sobie sprawę, że także w nim jest mnóstwo nieprawidłowości oraz nadużyć, o czym świadczą niektóre z wybuchających tam afer. Jednakże poddaję ten przykład pod rozwagę, mając na uwadze naturalność zachowań społecznych w tym systemie. Konfrontuje to z naszymi schematami reakcji, gdzie napuszone celebrowanie własnego stanowiska i funkcji jest cechą charakterystyczną dla prowincjonalności myślenia każdego kandydata na zbawcę świata i własnej kieszeni.
Prowincjonalność ta objawia się nie tylko w okazywaniu społeczeństwu i obywatelowi swej urojonej wyższości, ale przede wszystkim w przekonaniu, iż urząd niejako namaszcza urzędnika i staje się on w ten sposób wartością nadrzędną, do której nie stosują się zasady powodujące resztą społeczeństwa. Nasz urzędnik nie bierze pod uwagę ani możliwości wynikających z bezpośredniego kontaktu z obywatelem, ani też nie jest mu to do niczego potrzebne, ponieważ nie jest od niego w żaden sposób uzależniony, a co więcej, spoufalanie się z obywatelem mogłoby mu zostać poczytane za brak profesjonalizmu, a nawet za działanie sprzeczne z wewnętrznym kodeksem zachowań urzędu. Polskiemu urzędasowi nie przeszkadza milion podpisów, nie przeszkadza mu nawet powszechna opinia, jedyne, czym może być zainteresowany, to ewentualnie łapówką. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, iż elity nami gardzą, i to głęboko.
Leonard
Elity w Polsce już nie tylko nie szanują obywateli one nimi gardzą i w zamian dostają podobne traktowanie. Ta wojna polsko – polska jest dodatkową ponad tą, którą znamy z pierwszych stron gazet i portali, czyli wojny między PiS i PO.
Prawdziwe elity w Polsce się ukrywają i czekają czasów kiedy wymierać zacznie ostatnie pokolenie myślące niewolniczymi kategoriami po PRLu co wreszcie pozwoli budować w Polsce podmiotowość.
Do tego czasu prawdziwe elity nie chcą mieć z polityką nic wspólnego, bo ich otoczenie społeczne postrzega koligacje partyjne jako ubrudzenie się w rynsztoku władzy dla własnych korzyści.
Tak drodzy państwo. Od lat 90tych w Polsce mamy dwa rynsztoki. Jeden to klasyczny rynsztok nizin społecznych zaludniony przestępcami. Drugi rynsztok jest zaludniony politykami, to wierchuszka władzy i ich otoczenie polujące na synekury. Ten rynsztok jest dla Polski dużo gorszy, bo ci ludzie mają sprawczość i ciągle szkodzą głównie swoją niekompetencją. Jednak każda wystarczająco zaawansowana niekompetencja jest nieodróżnialna od złej woli.
Potrzeba było 40 lat aby wymarło niewolnicze pokolenie na pustyni i dopiero po tym czasie Mojżesz już z nie post-niewolnikami, ale z normalnymi ludźmi mógł wejść do ziemi obiecanej i zacząć budować własne państwo od podstaw. Z ludźmi z poprzednią post-egipską mentalnością się nie dało.
W 2028 roku minie 40 lat. Zegar tyka. To dlatego grozi nam wojna, bo nie tylko my wiemy jakie piękne rzeczy będziemy tutaj wkrótce budować i po tym czasie zdusić Polski już nie będzie można tak łatwo, bez kolejnego wytępienia elit jak w II wojnie światowej.
Bardzo dziękuję
My jako Polska nie mamy elit. Elity zostały wymordowane w czasie wojny i po wojnie. Ci, którzy się mienią elitami niewiele z elitami mają wspólnego. Elita to przede wszystkim inteligencja i wiedza a nie stanowisko.
Agnieszko, ja nie mówię o tej płyciźnie spod znaku celebryta i di-dżej-dupa-super-menadżment, mówię o przywództwie państwa, mówię o władzy sądowniczej, mówię także i to ze smutkiem muszę przyznać o kierownictwie uczelnianym. Oni bo to są właśnie Oni, są przesiąknięci duchem sowietów i nic się nie da zrobić, wzrośli w tym i tak widzą świat, czas na wymianę, ale od 30 lat widzę postępowego tuska który już nie może, jest wyeksploatowany, jest zniszczony i nie ma żadnych pomysłów jako symbol nowoczesności, zresztą obydwaj panowie sa do wymiany i na aut
Pojęcie „kundlizmu”, które pozostawił po sobie Melchior Wańkowicz definiuje osobę, która nie ma świadomości czym jest godność i szlachetność. Mam wrażenie, że nasi współcześni rządziciele dobrze tę definicję spełniają. Kiedy zabrakło tych, po których zostały tylko guziki i brzozowe krzyże, nastała era spustoszenia, która wyniosła ku górze miernoty.
Minęły dekady i można mieć nadzieję, że nie brakuje nam ludzi, którzy dobrze rozumieją, że ci, którzy pretendują do reprezentowania nas, są karykaturami polityków.
Może zdołamy postawić na realizm, poczuć się wspólnotą zasługującą na autentyczne wolności obywatelskie i odpowiedzialną za swój los. Hipolit Cegielski, ks. Piotr Wawrzyniak, Jan Czochralski, Ignacy Paderewski, Ignacy Mościcki, i wielu, wielu innych działali mając los przeciwko sobie, a zdołali uczynić rzeczy wielkie dla wielu, nie dla siebie.