.
Dance macabre. Taniec śmierci
.
Śmierć od zawsze tkwi głęboko w strefie tabu. Człowiek od tysiącleci, od kiedy istnieje,
próbuje jakoś z tym faktem sobie poradzić. Rozmyśla nad nią i, rozmyślając, boi się jej.
Kierowany instynktem samozachowawczym, stara się ją omijać, próbuje wykluczyć ją ze
swego myślenia, lecz ona utrzymuje go w swym cieniu, kreśląc kościstą dłonią na ścianie
nad jego głową słynne memento.
.
Człowiek stara się nad nią zapanować za pomocą magii, zaklina ją więc w za pomocą słów,
ubierając w magiczne formuły, zaklina ją w symbole, którymi manipulując, próbuje ją
powstrzymać, wreszcie dokonuje rytuałów, aby w ich symbolice i skomplikowanym
katalogu zagubić swój lęk. Nic jednak nie pomaga na nasz naturalny strach przed śmiercią,
ani magia, ani wiedza, ani religia. Wszystkie te elementy stanowiące o kulturze ludzkiej
wykluczają bowiem śmierć poza strefę życia, otaczając ją kordonem zakazów i utrzymując
w strefie tabu. W strefie tabu utrzymywani są także ludzie, którzy zajmują się śmiercią
bezpośrednio, co zmusza ich do pracy przy nieboszczyku; są oni po drugiej stronie i
oznaczeni jako niedotykalni. Zakaz ten nie tylko obowiązuje do dziś , ale jest tym bardziej
kultywowany, im bardziej wiedza pozwala nam, aby walczyć o życie.
W strefie witalności i życia powoli już nie ma miejsca nawet na chorobę, cóż dopiero na
śmierć. Śmierć jest w dzisiejszych czasach samotnym wyzwaniem i mimo iż otoczona
wieloma cywilizacyjnymi i kulturowymi wynalazkami, jednak sama w sobie przeraża
jeszcze bardziej. W naszej strefie kulturowej została wyprowadzona poza dom i poza
rodzinę, jest zaledwie obrządkiem stechnicyzowanym i objętym kanonem stereotypu
zachowań. Śmierci odebrano nie tylko heroizm, ale nawet człowieczeństwo, powoli staje
się ona wyizolowanym statystycznym zjawiskiem.
.
Bardziej przypisuje się ją zwierzętom, niż ludziom. Więcej – śmierć została włączona w
obieg konsumpcji bezpośredniej, nie tylko sprzedaje się ją w formie radosnego infantylnego
karnawału, przetworzonego w produkty masowej konsumpcji, ale stała się elementem,
częścią systemu grzewczego. Czymże jest wobec tego systemu umieranie, długie trwanie
w stanie śmierci, z gromnicą, z rodziną czuwającą wokół łoża, z ostatnim namaszczeniem,
ze śmiercią prawie ucieleśnioną, stojącą u wezgłowia umierającego? Obraz ten nie jest
współczesny, jest zbyt koszmarny, zbyt mało higieniczny – wręcz obrzydliwy.
Śmierć jest laboratoryjna, oczyszczona z mistyki i z nadziei, jest procesem
“kontrolowalnym”, skodyfikowanym poprzez prawo, poprzez polemikę i poprzez statystykę.
Śmierć nie dotyczy nas bezpośrednio, ona zdarza się gdzieś tam za zasłoną, gdzieś tam
wśród dziesięciu tysięcy trupów, pojedyncza śmierć jest banalna, nudna, i dopiero
spotęgowana o kataklizm staje się atrakcyjna, prawdziwie majestatyczna, ponieważ
poparta liczbowym wymiarem zdarzenia. Ale to nie znaczy, że jest obecna, statystyka
powoduje, iż staje się ona zdarzeniem masowym – „popkulturowym” i nie dotyczy nas
osobiście, dotyczy nas dopiero powyżej pewnej ilości trupów uznanej przez media za
atrakcyjną jakość.
.
My toniemy w naszych śmieciach codziennych. My upadamy w naszej dumie, aby trochę
jeszcze bardziej zaistnieć, póki żyjemy; póki konsumujemy, możemy zadziwić naszych
współkonsumentów wielkością dwunastnicy, nie ma w nas dumy umierania, ponieważ jest
w nas duma konsumowania, a jako umierający jesteśmy skazani na standard, i może on
obejmować nas już tylko po śmierci, ale też nas nie dotyczy – dotyczy żyjących – to oni
pokażą, za ile potrafią skonsumować trupa, czy w klasie A, czy w klasie B, czy też w biznesklasie.
Nasza śmierć tylko i zaledwie uruchamia system trawienia, a wydalamy na miarę
naszych aspiracji, trup naszego bliskiego ma znaczenie drugorzędne, jest zaledwie
przyczynkiem do zamanifestowania naszych możliwości finansowych. Czasem jeszcze
użyjemy śmierci, aby wzmóc poczucie winy naszego interlokutora, ale tak naprawdę
uwolnieni od niej czujemy ulgę, dobrze, że można o niej opowiedzieć, stwarzając wrażenie,
że się jej dotknęło. Czy w przeciwnym razie można by było handlować „skórami”? A można
było, ponieważ śmierć jest wstydem i zawsze mówimy już teraz o niej jak o zdarzeniu, które
dotyczy nas pośrednio. A jaka jest prawda o śmierci? Czymże śmierć jest? Co czyni z niej
tak ważne wydarzenie, iż warto o niej przemyśliwać?
Ano, wbrew przewidywaniom, śmierć jest uzasadnieniem życia. Co więcej, jest jego
“uwartościowieniem”. Śmierci zawdzięczamy sens życia. Tak; my, zmanierowani,
sfrustrowani przesytem posiadacze wiedzy i techniki istniejemy w ciągłym ruchu tylko z
uzasadnienia śmierci. Cóż, że jej nie szanujemy, cóż, że jej uwłaczamy, cóż, że próbujemy
jej zaprzeczyć – prawda jest taka, iż to ona właśnie nadaje sens naszemu życiu.
.
Bo jeżeli żylibyśmy wiecznie, czy cokolwiek musiałoby się zdarzyć jutro – kiedy jutro nie
istnieje, kiedy jutro trwa tak, jak dzisiaj, kiedy nie ma miary? Bycie przedłużone w
wieczność, istnienie bez przyszłości… Kiedy każda rzecz może zdarzyć się jutro, dziś nie
ma sensu – w ten sposób żyjąc, dzisiaj jesteśmy martwi wiecznie. Gdyby nie śmierć,
bylibyśmy martwi za życia, a więc dobrze, że jest, ponieważ daje nam szansę na to, by żyć
prawdziwie. Nie bójmy się jej, szanujmy ją, nie po to, by ją ustanowić bogiem, ale po to, by
zrozumieć, iż trzeba żyć, aby na nią zasłużyć. A jeśli nie żyłeś – no cóż, zdarzy ci się i tak,
jak bezimienna fotografia, bez podpisu i bez daty; byłeś, istniałeś, to nie twoja wina.
Leonard
Ale czy przejawem tego, że żyliśmy są tylko wspomnienia innych? Co z tymi, których nikt nie wspomina? Oni naprawdę nie żyli? Trochę to naciągane. Poza tym czy jesteśmy jedynie ciałem złożonym z materii? Czy nie ma w nas energii, która po nas zostaje? Czy da się zniszczyć tę energię? Czy na pewno wszystko się kończy po śmierci ciała? Mnóstwo pytań i z ich perspektywy śmierć nie jest już tak jednoznaczna i taka pewna.
dziękuję za komentarze do mojej refleksji, które poszerzają spojrzenie na ten przecież wciąż aktualny temat
Uważam że trochę za bardzo zgeneralizowane. Wciąż istnieje wiele rodzajów śmierci. Są tacy, którzy umierają powolnie, inni odchodzą w mgnieniu oka. Są tacy którzy cierpią, dla innych śmierć jest ulgą.
Znam takich którzy umierali dlugo, w otoczeniu rodziny, która rozpaczliwie modliła się o lekkie odejście bliskiego widząc jego cierpienie.
Znam takich, którzy umierali w samotności, a których rodzina czekała już za drzwiami czekając jak sępy na podział dóbr.
Są też śmierci wstydliwe, żałosne, haniebne…
Komercjalizacja zaczyna się chwilę po ostatnim oddechu.
To długi temat; spojrzenie na niego zależy od miejsca w którym jesteśmy.
pięknie dziękuję za te komentarze, oczywiście że to tylko bardzo powierzchowna refleksja, kiedyś pisano książki na ten temat tzw. Ars moriendi – czyli sztuka umierania, ale dzieki waszym uwagom temat sie poszerza, za co jestem wdzięczny
Ogólnie w naszym, współczesnym życiu jest mało miejsca na cokolwiek. Na starość też nie ma. Na wspomnienia nie ma, na żałobę nie ma, na gorszy nastrój nie ma, na pomyłkę, na prawdę, na chorobę. Chociaż paradoksalnie sporo się o nich mówi, ale nie dajemy im miejsca.
świat dokonuje przemian i przeistacza się, a my wraz z nim, bądź my optymistami, dziękuję za komentarz