O idei, ideologii i demonach

Żeby zaistnieć, idea potrzebuje człowieka.

Bez człowieka idea jest pustą dekoracją. I chociaż określa swoje miejsce w ludzkiej przestrzeni intelektualnej – opisuje kierunek jej rozwoju, to jednak nie realizuje się. Kiedy pojawia się człowiek i chce realizować się wraz z nową ideą, otrzymuje opis całego swojego horyzontu intelektualnego, oraz wypełniony katalog postulatów moralnych. W kontekście z człowiekiem – idea permutuje, stając się w końcu ideologią. Permutacja przebiega tym szybciej, im więcej osób gromadzi się wokoło danej idei.

Prawie każda ideologia jest totalitarna. Nawet te idee, które chcą głosić demokratyczną wizję dialogu międzyludzkiego. Głoszą one bowiem w swej istocie tę ideę jako absolutną, a więc skończoną. W takiej sytuacji, dialog nie jest ludzkim przywilejem, ale prawem. Nie chodzi o to, że można z tego prawa skorzystać, chodzi o to, że musisz z niego korzystać. Prawo to jest obligatoryjne i egzekwowane nawet tam, gdzie nie jest konieczne, bo na przykład dialog lub negocjacje zastępuje zwyczaj. Ponieważ ideologia w stanie zawieszenia nie ma pożywki do realizacji, następuje jej atrofia. Ideologia więc cały czas zabiega o utrzymanie i przyrost stanu swej tkanki żywej – ludzi. Aby nie dochodziło do wypaczeń, restrykcyjnie zmusza ich do wypełniania swych zaleceń, nawet jeśli nie są one w danym momencie zgodne z tak zwanym zdrowym rozsądkiem.

Bardzo często, kategoria życia zwana zdrowym rozsądkiem – jest atakowana i podważana przez ideologie wszelkiej maści. Bo po pierwsze, zdrowy rozsądek nie jest kategorią naukową, po drugie staje na drodze ideologicznemu zaangażowaniu, i po trzecie – zdrowy rozsądek powstaje na bazie wyuczonych doświadczeniem odruchów obronnych, co staje w konflikcie z postulowanym przez ideologię pozytywnym nastawieniem do własnych, tej ideologii, atrybutów, chociażby godziły one w nasze poczucie racjonalności. Atrybutami ideologii nie są wbrew pozorom zgłaszane przez nią postulaty, choćby były najbardziej wzniosłe. Atrybutem każdej ideologii jest miara poświęceń, na jaką zdobywają się jej wyznawcy. Poświęcenia, wyimaginowane lub rzeczywiste, stabilizują ideologię oraz ugruntowują jej status.

Na tej bazie konstytuuje się grupa aktywistów odwołujących się do tych atrybutów. Oni to, gloryfikując ideologię, pozycjonują się na decydentów w jej imieniu. Aby potwierdzić zasadność swej pozycji, decydenci często przyjmują na siebie pewien zakres poświęceń lub też budują wokół siebie przekonanie, że tak jest, co z kolei umacnia i uzasadnia zakres atrybutów. I tak w kółko. Idee i ideologie nie powstają jako konstrukty abstrakcyjne, są odpowiedzią na pytania płynące od rzeczywistości. Ponieważ zracjonalizowanie świata i osadzonej w niej świadomości jest niesłychanie trudne – a nawet nie wiadomo, czy możliwe – ideologie skazane są na uproszczenia oraz interpretacje, co prowadzi w naturalny sposób do konfliktu pomiędzy rzeczywistością a ideologią. Jest to bazowy konflikt dla każdej ideologii. Rzeczywistość jako taka wykazuje niewielką elastyczność w kontakcie z ideologią, a najczęściej jej reakcje są bardzo mechaniczne i zgodne z prawami fizyki. Pozostaje więc głównie sfera świadomości, która z kolei wykazuje daleko idącą tolerancję na oddziaływania ideologiczne, a ponieważ świadomość jest integralną częścią rzeczywistości, w ten sposób staje się bramą wejściową do oddziaływania ideologii na całą rzeczywistość.

Jak już wspomnieliśmy, każda ideologia jest totalitarna. Zakłada ona globalne oddziaływanie, a to, że w ten sposób generuje konflikty, nie jest niczym niezwykłym, ponieważ większość ideologii wpisuje konflikt w sens swojego istnienia. Co więcej, często tworzą one niejako mit założycielski oparty o konflikt – jako przyczynę swego powstania. Nawet jeśli ideologia ma charakter sekwencyjny i opisuje swój świat jako mikromodel, zakłada, iż sensem tego modelu jest jego rozpowszechnienie, o co w końcowym rozrachunku chce postulować lub nawet walczyć. I miękkie, i twarde sposoby walki ideologii wynikają z jej totalitarnego charakteru i są zaplanowane długofalowo. Prowadząc rozważania nad tematem idei i ideologii, jako zjawiskiem, nie opowiadam się za lub przeciw niemu. To, co jest jej jakością, w tych rozważaniach, to mechanizmy, jakie nią powodują, natomiast czy dana ideologia jest bardziej lub mniej piękna, słuszna czy szkodliwa – jest mi tu obojętne. Czy ktoś oddaje swoją świadomość w służbie ruchu feministycznego czy kawalerów zakonu krzyża i róży, to wszystko jedno, jeśli rozważać system działań samego mechanizmu. Zapewne wiele idei nie poczuwa się do roli ideologii, uznając swoje intencje za czyste i nieagresywne, co więcej: wszystkie mają głębokie przekonanie, iż działają dla dobra powszechnego, dając ludzkości szansę – a to na zbawienie, a to na sprawiedliwość lub ratunek przed samymi sobą.

Problem polega natomiast na tym, że ideologie bywają zapominane, lecz do końca nie giną nigdy, wpisując swe powidoki w genetyczną pamięć pokoleń. Prawdziwa walka pomiędzy dobrem a złem – niezależnie jak kodyfikujemy, co jest dobro, a co jest zło – odbywa się w głębi nas samych. Te zmagania są gigantyczne i trwają całe życie. Ideologie są rodzajem ekranu, który wydobywa niektóre aspekty naszych zmagań na światło dzienne, ale też niektóre wstydliwie ukrywa, w mrocznych zaułkach pośród nierozpoznawalnych cieni. Czasem daje to ulgę, czasem usprawiedliwia nas przed nami samymi, ale zawsze daje poczucie wspólnoty, w której ginie moralny imperatyw odpowiedzialności za samego siebie. Są ludzie, którzy nie radzą sobie z tym wewnętrznym rozdarciem. Są ludzie, których świadomość jest opanowana przez poczucie utraty własnej wartości, bez przewodniego światła idei; mogliby ulec dezintegracji i pójść na zatracenie. Rzadko, doprawdy bardzo rzadko, pojawia się człowiek, który z kretesem przegrywa wewnętrzną walkę ze swoim mrocznym alter-ego, wyzbywa się empatii, wyzbywa moralności i daje upust swoim najgorszym namiętnościom. To człowiek, który został osamotniony lub też odrzucony, w którym złamano równowagę w walce wewnętrznych sił. Poznawszy go, zdumiewa nas jego normalność i przeciętność, gdyż nie widzimy drzemiącego w nim potwora, jednak ideologia może dla niego być katalizatorem uwalniającym moc i siłę demona. Wtedy na ołtarzu ideologii pojawiają się hekatomby.

Leonard

2
0

2 komentarze

  1. Tak, pojawiają się ofiary i to bardzo szybko. Przecież każda rewolucja zjada swoje dzieci. Nie każda ideologia to rewolucja, ale większość ma ją z tyłu głowy. Ideologie rodzą się z różnych powodów. Najstraszniejsze skutki przynoszą te stworzone z poczucia krzywdy. Mam wrażenie, że na końcu w pewnym sensie rozgrzeszasz twórców ideologii, ale pal sześć jeśli one powstały faktycznie z powodu krzywdy. Gorzej jeśli z pobudek politycznych, a ich twórcy wykorzystali krzywdę innych, aby ich zwerbować w swoje szeregi i dać złudzenie, tej przynależności do grupy, o której wspominasz. Złudzenie, bo takie ideologie wcześniej czy później zacieśniają kręgi i zaciskają na szyjach kolczatki. Z ideologiami związany jest również pewnego rodzaju fanatyzm osób identyfikujących się z nimi. I tego fanatyzmu bałabym się najbardziej, nie samej ideologii. To fanatyzm podpala świat. Może trochę z innej beczki, ale puenta się wstrzeli. Słuchałam wczoraj wypowiedzi pewnego fizyka na temat rozwoju technologii i sztucznej inteligencji. Prowadzący z nim wywiad, rzecz jasna był przerażony tym rozwojem. A ten fizyk powiedział coś, co warto zapamiętać. Nie cytuję, ale mniej więcej tak: ja się technologii nie boję. Boję się ludzi. Tego, jeśli ona wpadnie w nieodpowiednie ręce. Tak samo jest z ideologiami, nawet z pisaniem książek. Swoim tekstem można tłumy rozjuszyć i zapoczątkować kolejną rewolucję, a można emocje wygaszać, uspokajać. Wszystko zależy od intencji i rozwagi. Dobrego.

    Agnieszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *