.

Samotność kontrolowana

.

Alicja pędziła zatłoczonym chodnikiem, wymijając ludzi niczym ścigacz x-34 z Gwiezdnych Wojen. Wysokie obcasy dodatkowo utrudniały jej zadanie, ale ona się nie poddawała. Co pewien czas przeczesywała rude rozwichrzone włosy szybkim ruchem ręki i parła do celu, którym była zabytkowa odnowiona kamienica położona tuż przy urokliwym rynku.

– Cześć ciociu! – wysapała Alicja po pokonaniu w zawrotnym tempie dwóch pięter i błyskawicznym poradzeniu sobie z trzema zamkami w solidnych drzwiach zdobionych głowami lwów. – Cześć ciociu! – powtórzyła znacznie głośniej. Usiłowała przekrzyczeć huczący telewizor.

W mieszkaniu nagle zapanowała cisza.

– To ty, kochanieńka?

Do uszu Alicji dobiegł zachrypnięty głos.

– Tak, to ja, ciociu. Wpadłam w przerwie obiadowej, żeby sprawdzić, jak sobie radzisz.

– Kupiłaś mi pączki?

Alicja zaklęła pod nosem.

– Zapomniałam! – zawołała i zrzuciła szpilki.

Ciotka Weronika miała obsesję na punkcie czystości. Wprost nie znosiła, kiedy ktoś deptał butami po wzorzystych dywanach pamiętających jeszcze chyba czasy drugiej wojny światowej.  – Strasznie się śpieszyłam – wytłumaczyła się Alicja przepraszającym tonem i stanęła w progu przestronnego pokoju z wysokim sufitem. –  Zupełnie wypadło mi z głowy. Przyniosę je jutro, dobrze? Jak się czujesz?

W odpowiedzi usłyszała głośne chrząknięcie i głębokie westchnienie.

– Czy mam jakieś inne wyjście? – Staruszka potrząsnęła bezradnie siwą głową. – Przecież sama nie wyjdę do cukierni. A nad tym, jak się czuję nie warto dywagować. Podsumowując krótko: jak groch przy drodze.

Z grymasem cierpienia wykrzywiającym usta pochyliła się lekko do przodu i pomasowała z tym samym zbolałym wyrazem twarzy swoje lędźwie. Następnie wyciągnęła ramię przywodzące na myśl gibką kończynę baletnicy i przysunęła bliżej siebie porcelanową filiżankę na białym spodeczku.

– Ciociu, przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wybrała się do cukierni, która mieści się zaledwie dwieście metrów od bramy. 

– Oni nie mają tych pysznych pączków z adwokatem.

– W takim razie musisz poczekać do jutra.

– Poczekam, choć nie ukrywam, że diabelnie nastawiłam się na słodki podwieczorek.

Alicja dostrzegła kątem oka kopertę leżącą na stoliku kawowym.   

– Rachunek do zapłacenia? – zapytała, ignorując uwagę ciotki o słodkim podwieczorku. Otworzyła kopertę, przeskanowała wzrokiem treść listu i przerzuciła spojrzenie na szczupłą kobietę zajmującą fotel a’la Ludwik XVI.

– Ciociu, co to ma znaczyć? Czy możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? – Alicja zmarszczyła czoło.

Weronika wciągnęła łyk herbaty przez zaciśnięte wargi.

– Cóż – odezwała się i odstawiła filiżankę na spodeczek. – Odwiedził mnie bardzo miły pan i przedstawił się jako pracownik firmy General Energy. Twierdził, że ta umowa będzie korzystniejsza. – Wzruszyła ramionami.

– Ale to przecież nie jest General Energy. – Alicja sugestywnie wpatrywała się w ciotkę.

– No, nie. Pan poinformował mnie, że się połączyli i teraz działają razem. Kiedy tylko zorientowałam się, że kłamał, natychmiast wysłałam pismo i odstąpiłam od umowy, kochanieńka. Syn pani Zosi poleciał na pocztę.

Alicja ciężko opadła na kanapę.

– Ciociu, dlaczego w ogóle wpuściłaś tego pana do mieszkania? Tyle razy o tym rozmawiałyśmy.

– A co miałam zrobić? Zepchnąć go ze schodów? Brzmiał przekonująco. Poza tym wyglądał na niezwykle sympatycznego. I był bardzo szarmancki – westchnęła niczym zauroczona nastolatka.

– Oni zawsze brzmią przekonująco i są sympatyczni – odparła zniecierpliwiona Alicja. – Z treści pisma wynika, że umowa z General Energy została rozwiązana.

– Słucham?

– Podpisałaś zgodę na to, żeby zerwać umowę z wcześniejszym dostawcą energii. Rozumiesz, ciociu?

Weronika skrzywiła się i znów przystąpiła do masowania dolnej części kręgosłupa.

– Jednocześnie wysłałaś pismo z prośbą o odstąpienie od zawartej umowy z… – Alicja wspomogła się kartką. – Z Energy Profit. Wiesz, ciociu, co to oznacza? Że obecnie nie masz podpisanej żadnej umowy na dostawę prądu i będziesz płacić kolosalne rachunki – parsknęła, zanim Weronika zdążyła odpowiedzieć. – To również oznacza, że będę musiała wysupłać czas, żeby wszystko odkręcić. – W Alicji wezbrała złość. – Zupełnie jakbym prosiła się o dodatkowe zajęcie.

– Łatwo ci mówić – wychlipała ciotka. – Jesteś ciągle zabiegana. Nie mam do kogo gęby otworzyć. Siedzę tu zupełnie samiutka, a całe życie toczy się tam! – Wskazała zamaszystym ruchem na okno. – Patrzę, jak ludzie sobie spacerują – zawyła. – Chodzą do kawiarni. Do restauracji. Do kina.

– Przecież nie lubisz kina. Powtarzasz, że to przereklamowana rozrywka dla mas.

– Nie przerywaj mi, proszę. W obliczu takiej strasznej samotności, jakiej doświadczam, ostatecznie mogłabym się rozerwać przy dobrym filmie. Patrzę z zazdrością, jak ludzie spotykają się ze znajomymi. Ja utknęłam w mieszkaniu niczym strach na wróble. – Weronika teatralnym gestem otarła łzę, która potoczyła się po policzku. – Nawet twoje dzieci nie chcą mnie odwiedzać.

– No, cóż. Trudno im ciągle wysłuchiwać krytyki – bąknęła Alicja. – Że to nie takie ubranie włożyli. Że nie taka mina. Że nie takie zachowanie. Że źle się odżywiają.

– Wcale ich nie krytykuję, tylko konstruktywnie zwracam uwagę – obruszyła się staruszka.

– No tak… Dzieci inaczej odbierają cioci sugestie.

– Nie zmieniaj tematu, proszę. Czuję się samotna jak palec. A pan z Energy Profit posiedział ze mną dłużej. Wysłuchał. Okazał zainteresowanie. Ty wpadasz tu jak po ogień. Poza tym ciągle mam wrażenie, że gadam do kosmity mieszkającego na innej planecie. Nie słuchasz mnie, tylko udajesz. Kiwasz głową, ale nie dociera do ciebie ani jedno moje słowo – zawyła przejmująco.

Alicja całą siłą woli powstrzymała się, żeby nie wybuchnąć. Przymknęła powieki i powoli policzyła w myślach do trzech.

– Ciociu, jak to cioci nie słucham? Słucham przecież. Słucham, aż czasem mi się wydaje, że zamieniam się w jedno wielkie ucho.

– Też coś. – Weronika wydęła wargi. – Chcesz mi zasugerować, że zamęczam cię swoimi opowieściami, tak?

– Nie, ciociu. Chcę podkreślić, że jestem naprawdę dobrym słuchaczem. Skoro jednak masz tyle powodów do skarg przeciwko mnie, dlaczego nie umawiasz się częściej z panią Zdzisią z trzeciego piętra? Urządzałyście sobie kiedyś wspólne herbatki.

– Ech! – Weronika machnęła ręką, jakby się opędzała od natrętnej muchy. – Zdzisia jest taka niewyedukowana. Wyobrażasz sobie, że od dziesięciu lat nie przeczytała ani jednej książki! Pochłania tylko te brukowce. Nie mam z nią o czym rozmawiać. Ona tylko w kółko Macieju o sprzątaniu, zakupach, gotowaniu. Albo nadaje o życiu celebrytów. Kto z kim się pobrał, kto z kim się rozwiódł, kto z kim i kogo zdradził. A co to mnie obchodzi? Co to ja jakimś śmietnikiem informacyjnym jestem? Wymiotować się chce!

– A pani Waleria spod piątki?

– Ta plotkara? – syknęła z pogardą staruszka.

– Pan Franek z parteru?

– Przesłodzony piernik. Mdli mnie na samą myśl o spotkaniu.

Ciekawe. A pączkami z adwokatem to ciocia nie pogardzi – skomentowała w myślach Alicja.

 – Poza tym nieustannie ględzi o zesłaniu na Sybir i o tym, jak jego rodzina głodowała i jedli krupnik ugotowany z malutkiej garści kaszy – kontynuowała staruszka. – Krzywi się i wzdryga. Skoro nie lubi krupniku, nikt nie zmusza go do jedzenia. Po co tyle o tym opowiadać, co?

Alicja poczuła, że ogarnia ją fala gniewu.

– Ciociu – starała się uspokoić oddech. – Pan Franek to porządny człowiek. Zapomniałaś już, ile ci pomógł?

– Może i jest porządny, ale kompan z niego do rozmowy żaden.

– Przecież ty też wiele przeżyłaś podczas wojny. Sądziłam, że dobrze jest porozmawiać z kimś, kto doświadczył podobnych rzeczy. Przed chwilą rozpływałaś się nad szarmanckością faceta z Energy Profit, a nagle przeszkadza ci słodkość pana Franka.

– Owszem, wiele przeżyłam. Nie muszę jednak na okrągło się uzewnętrzniać. A na marginesie, między jego słodyczą a słodyczą tamtego miłego pracownika z firmy energetycznej istnieje ogromna różnica. Wręcz przepaść nie do przeskoczenia.

– Tak? Może po prostu wolisz jak adorują cię żółtodzioby a nie stare pierniki?

– No wiesz! – Weronika chrząknęła z oburzeniem.

– Pani Krystyna! – Alicja zerwała się z kanapy i wymierzyła w ciotkę palcem. – O niej nie możesz powiedzieć, że jest niewykształcona, przesłodzona lub prostacka!

Weronika zmrużyła oczy.

– Z Krystyny arogancja wylewa się szerokim strumieniem – wypluła. – Zadziera nosa. Wszystko wie najlepiej. O co ją zapytasz, ona już się wymądrza. Wie nawet jak odrestaurować stare meble.

Może również wie, jak zadowolić kapryśną staruszkę? – przemknęło przez głowę Alicji.

– Zna tajniki całego wszechświata – perorowała ciotka. – Nie mogę tego ścierpieć.

– Boże! – Alicja dostała wypieków. – I wolisz gadać z obcym facetem niż z życzliwymi ci sąsiadami, zawsze gotowymi do niesienia pomocy?! – wycedziła przez zęby. – Wolisz gawędzić z jakimś dupkiem z oszukańczej firmy niż zadzwonić do mnie?

– Wcale nie dupkiem. Co to w ogóle za określenie? Ty zawsze gdzieś gonisz. Zajęta bardziej niż prezydent. Powiedz szczerze. Kiedy ostatnio od razu odebrałaś ode mnie połączenie?

– Przypominam, że mam wymagającą pracę i trójkę dzieci – odburknęła Alicja. – Robię, co mogę. Ja…

– A ja się nudzę! – weszła jej w słowo staruszka. – Nudzę się jak flaki z olejem. Potrzebuję kontaktu z ludźmi.

– I wybrałaś faceta z Energy Profit. Świetnie.

– Bardzo kulturalnego pana. Posiedział ze mną chyba półtorej godziny. A co? Mam się zmuszać do spotkań z sąsiadami, których nie lubię? Konwersacje z nimi wcale mnie nie ubogacają. Strata czasu.

– Pan skakał wokół ciebie, bo zwęszył złoty interes. Przypominam, że cię finalnie oszukał. Kto to widział tak przepłacać za prąd? Gdybym go dorwała, suchej nitki bym na nim nie zostawiła. Ciociu, jak ci się w ogóle udało podpisać umowę? Przecież to ja jestem właścicielem mieszkania!

– Nie krzycz na mnie – zawyła staruszka. – Obiecałaś matce, że się mną zaopiekujesz. A ty tylko drzeć się potrafisz. Przecież zrezygnowałam z umowy, więc o co ten rwetes?

Alicja przełknęła ślinę i z powrotem usiadła na kanapie.

– Właśnie się opiekuję, ciociu. Świętej pamięci matka by się w grobie przekręciła – pomyślała. – Podpisałaś się na dokumencie za mnie?

– Ależ skąd! – Na twarzy Weroniki odmalowała się totalna zgroza. – Oczywiście, że nie. Napisałam: Z upoważnienia mojej siostrzenicy, Alicji Węgliniec.

– Dobrze. – Kobieta rytmicznie postukała o podłokietnik. – W takim razie załatwię sprawę bez żadnego problemu. Umowa nie jest ważna. General Energy nie może na jej podstawie zerwać ze mną współpracy. Nie dałam ci żadnego upoważnienia i bez mojego dowodu osobistego facet nie miał najmniejszego prawa sporządzić tego dokumentu. Zadzwonię. Wszystko wyjaśnię. Daj mi, proszę, jakiś stary rachunek. Tam powinien być numer telefonu. A potem zadzwonię do Energy Profit. Albo jeszcze lepiej, osobiście się do nich wybiorę. Namierzę tego oszusta i dołożę wszelkich starań, żeby poniósł konsekwencje swojego postępowania.

Po chwili Alicja ruszyła z komórką przy uchu do kuchni. W słuchawce odezwała się przyjazna urzędniczka, której dogłębnie wytłumaczyła zaistniałą sytuację.

– Umowa jest nieważna, ponieważ moja ciotka nie posiada upoważnienia. Ja nadal chcę, aby to wasza firma świadczyła mi usługi energetyczne – zakończyła wywód.

– Hmm – Kobieta po drugiej stronie zawiesiła głos. – Jest tylko jeden problem. Właściwie nie powinnam tego robić, ale zaraz coś pani wyślę. Może mi pani podać swój adres mailowy?

Po upływie minuty Alicja wpatrywała się z niedowierzaniem w skan, który otrzymała z biura obsługi klienta. Miała ochotę rwać włosy z głowy, ale zamiast tego uderzyła pięścią w udo.

– Jest tam pani? – zagadała pracowniczka firmy. – Przykro mi. Niestety będzie musiała się pani osobiście pofatygować i ponownie podpisać z nami umowę.

Alicja podziękowała i się rozłączyła. Zacisnęła usta, po czym z impetem wparowała do salonu.

– Ciociu, czy potrafisz mi to jakoś wyjaśnić?! – ryknęła w zatrważający sposób.

– Oj, Alusiu, Alusiu, nie krzycz tak, bo serce mi do gardła podchodzi.

Zaraz je wyrwę własnymi rękoma – chciała wrzasnąć Alicja, ale przygryzła wargę. Z wściekłości pociemniało jej w oczach.

– Co ciocia widzi? – wymamrotała bezsilnie i podsunęła ekran telefonu pod brodę staruszki.

– Poczekaj, kochanieńka. Nie mam okularów na nosie.

Weronika wzięła do ręki skórzane etui i powolnym ruchem wyjęła okulary.

– No, proszę, ciociu. Przeczytaj na głos.

– Alicja Węgliniec – mruknęła staruszka.

– Czyli jednak ciocia nie napisała: z upoważnienia? Tylko bezczelnie podpisała się moim imieniem i nazwiskiem, naśladując mój charakter pisma! – Nerwom kobiety niewiele brakowało do wrzenia. – Tu jest dowód czarno na białym! Mimo, że ciocia podrobiła mój podpis, rozpoznaję tu cioci „j”, „w” i „g”! – wyliczyła na jednym oddechu. – Nie powinnaś się za mnie podpisywać! Przecież za taki czyn grozi więzienie!

Staruszka wlepiła oczy w skan, następnie pokręciła przecząco głową.

– Niemożliwe. Nie podpisałam się za ciebie – oznajmiła wreszcie konspiracyjnym tonem. – Najwyraźniej to oni podrobili podpis.

– Ja chyba zaraz oszaleję! Co też ciocia wygaduje?

Weronika pochyliła głowę, zacisnęła usta i uporczywie milczała.

– Nie, no! To już jest ponad moje siły! – Alicja ruszyła do przedpokoju. – Wychodzę, ciociu!

– Alusiu, poczekaj! – Z salonu wydobył się żałosny jęk. – Wróć jeszcze na chwilę!

– Nie mogę! Muszę lecieć do pracy!

– Błaaagam!

Alicja wpadła z powrotem do salonu w szpilkach. Nie miała zamiaru ich znów ściągać. Staruszka powiodła wzrokiem najpierw po butach na obcasach, a potem przeniosła spojrzenie na dywan. Jednak w żaden sposób nie skomentowała jawnego przestępstwa. W zamian, potulnie spuściła głowę.

– Masz rację. Podpisałam się za ciebie. Przepraszam. Wiem, że zrobiłam źle.

Alicja głośno odetchnęła.

– W porządku, ciociu. Odkręcę to jakoś. Najważniejsze, że ciocia rozumie swój błąd. Wiesz, co? Wpadnę jeszcze raz po pracy. Przyniosę pączki, które tak lubisz.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

– Jesteś złota, Alusiu.

Późnym popołudniem kobiety zjadły razem po pączku i napiły się zielonej herbaty. Czas upłynął im na przyjemnej rozmowie. Nie minął miesiąc a Alicja otrzymała od cioci prezent. Zestaw do ozonoterapii nabyty na raty od akwizytora.

M.M. Macko

5
0

3 komentarze

  1. Opowiadanie autorstwa M.M. Macko to poruszająca i jednocześnie pełna humoru relacja o skomplikowanej więzi rodzinnej, osadzonej w realiach dnia codziennego. Autorka wnikliwie ukazuje emocjonalny konflikt między dwiema wyrazistymi bohaterkami: Alicją, zabieganą kobietą starającą się pogodzić wymagającą pracę z opieką nad samotną ciotką, oraz Weroniką, ekscentryczną starszą panią, która balansuje między potrzebą kontaktu z ludźmi a trudnym charakterem skutecznie odpychającym innych.
    Konstrukcja narracji bazuje na pełnych napięcia dialogach, które ukazują wzajemne pretensje, frustracje i niezrozumienie między Alicją a Weroniką. Styl wypowiedzi jest żywy i sugestywny, a wyraziste szczegóły, takie jak metaforyczne porównania („nudzę się jak flaki z olejem”) czy teatralne gesty Weroniki, nadają całości wyjątkowego kolorytu. Humor sytuacyjny przeplata się z dramatem, co utrzymuje czytelnika w stanie nieustannego zainteresowania. Przykładowo, scena konfrontacji dotycząca podrobionego podpisu wywołuje zarówno irytację Alicji, jak i współczucie wobec Weroniki, która zdaje się działać nie tyle z premedytacją, co z samotności i potrzeby uwagi.
    Kreacja postaci to bez wątpienia jeden z największych atutów opowiadania. Weronika, z jednej strony uroczo kapryśna, a z drugiej drażniąco uparta, budzi ambiwalentne uczucia, co czyni ją niezwykle wiarygodną i autentyczną. Alicja, z kolei, to postać wielowymiarowa, która w swoich dialogach i reakcjach ujawnia mieszankę troski, frustracji i poczucia obowiązku. Relacja między tymi dwoma bohaterkami ukazuje złożoność więzów rodzinnych, podkreślając jednocześnie, jak trudne i męczące mogą być próby spełniania oczekiwań wobec bliskich.
    W warstwie stylistycznej tekst wyróżnia się precyzyjnym językiem i dbałością o detale. Opisy – od wzorzystych dywanów pamiętających czasy wojny, po groteskowe absurdy codzienności, takie jak zakup zestawu do ozonoterapii – budują wyrazisty obraz świata przedstawionego. Całość wywołuje mieszane emocje: od śmiechu po irytację i współczucie, co sprawia, że opowiadanie rezonuje z czytelnikiem na wielu płaszczyznach.
    Podsumowując, tekst M.M. Macko to doskonały przykład literatury obyczajowej z nutą ironii i gorzkiego humoru. Opowiadanie nie tylko bawi, ale również skłania do refleksji nad samotnością, starzeniem się oraz trudnymi relacjami międzyludzkimi. To inteligentna i wciągająca proza, która może znaleźć uznanie zarówno wśród miłośników literatury opartej na emocjach, jak i tych, którzy cenią celne spostrzeżenia na temat życia codziennego. Warto po nią sięgnąć, by przekonać się, jak wiele dramatów i śmiechu może skrywać jeden rodzinny salon.

    Radenenes

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *