Pruderyjna cenzura

Temperatura wokół literatury rośnie. Mam na myśli trend poprawiania tekstów klasycznych i
popularnych. W Polsce jeszcze tak bardzo się z tym nie mierzymy, ale na Zachodzie czyszczeniu
poddawane są książki Agathy Christie, Roalda Dahla, a w kolejce czekają kolejni. Nie dość, że ociera się
to o cenzurę, to niebezpiecznie kieruje nas w stronę historii znanej ot choćby z “451 stopni Fahrenheita”. Zdaje się, że co jakiś czas ludzkość po prostu musi palić książki. Powodów wymyśla bez liku. Obecnie
jest to intencja wpuszczenia wolnościowego podejścia. Zanim się obruszysz, chcę zaznaczyć, że sama patrzę na ludzi równo. Często myślę o różnych
mniejszościach, stąd na przykład w tekście, nad którym teraz pracuję, zgłębiam kulturę rdzennych
Alaskan. Mam otwarte podejście do wielu kwestii, jestem ciekawa odmiennych perspektyw, ale…
Przekonywanie czytelników, że w poprzedzających nas wiekach nie było rasizmu, seksizmu i
szowinizmu, body shamingu i innych godzących w jakość życia konceptów, uważam za szkodliwe. To
tak, jakby próbować wymazać historię. Wygumować trochę tu, trochę tam, a wraz z tym zatrzeć krzywdę
milionów ludzi. Jeśli osiągniemy taki moment w historii, że zaprzeczymy brutalności wobec czarnoskórych
niewolników albo wytrzebianiu polskiej kultury przez zaborców, to przekreślimy wysiłki wielu ludzi, dzięki którym możemy wspomniane obyczaje uznać za przeszłość. Może komuś przyświeca chęć
wymazania tyranów, ale biję na alarm: bez tyrana nie ma ofiar!
To moje pierwsze “nie”. Może być jeszcze gorzej, niestety. Gillian Bridge – angielska psycholingwistka – poruszyła w artykule dla Daily Telegraph temat
niszczenia mózgu przez wygładzoną literaturę. Już wyjaśniam. Jak wiadomo, mózg to mięsień i należy go ćwiczyć. Na przykład hipokamp zawiaduje naszym
poczuciem orientacji w terenie i przenoszeniem informacji z pamięci krótkotrwałej do długotrwałej. Ćwiczymy go, wykonując aerobik, wynajdując nowe trasy czy poddając się nowym warunkom
środowiska. Co ważne, ćwiczymy hipokamp również czytając. Jeśli zagłębiamy się w lekturę obfitującą w odmienne perpektywy, pomysły i argumenty, hipokamp
pomaga nam zorientować się w tym abstrakcyjnym środowisku. Wiesz już, do czego zmierzam, prawda?
Zanim wyprowadzę konkluzję, powiem coś jeszcze. Żyjemy w czasach, kiedy choroby cywilizacyjne takie, jak depresja, lęki, nerwice, demencja
rzucają nas na kolana. Coraz lepiej radzimy sobie z chorobami fizycznymi, a nawet z wirusami. Mózg
natomiast to wciąż pole minowe zagadek i pytań. Hipokamp to ta część mózgu, która jako pierwsza reaguje na wyżej wymienione choroby. Wobec
zmian, jakie zachodzą, kurczy się, a więc słabnie nasza zdolność do orientacji w terenie i gąszczu idei. Co z tego, że możemy zadać każde pytanie ChatowiGPT, a on przetworzy dane i poda najbardziej
zoptymalizowaną odpowiedź, kiedy w tym samym czasie struktura naszych hipokampów zasycha jak
śliwka?

Wejdę w to jeszcze dalej: jeśli nie werbalizujemy własnej perspektywy wobec idei, to kim
jesteśmy? Co się dzieje z tożsamością, jeśli nie tworzymy wspomnień, nie przetwarzamy doświadczeń i
nie określamy swojego stanowiska? Czy ChatGPT nie staje się wtedy bardziej ludzki?
To jest więc moje mocne, drugie nie. Staję ramię w ramię z Tomem Hanksem i Whoopi Goldberg. Hanks powiedział w rozmowie z
Radio BBC 4, że nie będzie czytać poprawianych książek. Wyjaśnił, że życzy sobie wiary we własną
wrażliwość, zamiast odgórnego określania, co go obrazi (w tekstach klasyków). Goldberg natomiast zdenerwowało usuwanie rasistowskich elementów z prozy Iana Fleminga , w
związku z czym poradziła dodawanie ostrzeżenia o czasach, w jakich książki zostały napisane. Myślę, że polski czytelnik ma lepsze wyczucie co do czasów – taką mam przynajmniej nadzieję! –
ale może oznaczenia, podobne do filmowych, są dobrym pomysłem. Lepiej mieć na okładce zieloną lub
czerwoną kropkę niż narzekać na osiemnastowiecznych pisarzy, którzy nie osiągnęli obecnej
mentalności. Nie wiem, jak Ty, ale ja wolę czytać książki takimi, jakimi je napisano. Zaglądanie w minione
czasy i miejsca na świecie dzięki autorom zapewnia mi wspaniałe podróże. Przeżywanie perypetii
bohaterów pozwala szaleć mojej empatii, dzięki czemu jestem lepsza i w kontakcie z drugim
człowiekiem. Rozumiem delikatne unowocześnianie języka, ponieważ słowa wypadają z użytku. Natomiast nie
zaakceptuję pruderyjnej cenzury a la Thomas Bowdler (jego atak na dzieła Szekspira poskutkował nie
tylko usunięciem sceny samobójstwa, ale i wymianą słowa: “przeklęta” na “karmazynowa”. Uwaga, dziś
przymiotnik “gruba” jest uznany za niestosowny.). Jeśli wracamy do XIX wieku, to strasznie opornie się
rozwijamy. Marzy mi się, by ludzie traktowali się w sposób dojrzały. Z szacunkiem. Z założeniem, że mają do
czynienia z rozmówcą czy odbiorcą inteligentnym. Przeraża mnie natomiast, kiedy coś z gruntu dobrego
(bo przecież akceptacja mniejszości to zacna idea), staje się formą faszyzmu. Krzyczę zatem: “Nie!”. I czy się w Tobie zagotowało, czy masz chęć wejść ze mną w dyskusję, zapraszam.

Magdalena Krok

3
0

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *