Motto:
„Każdy ma swój świat, niektórzy tylko robią z niego więzienie”
„Sam wymyśliłem”

Przechadzki między pokojami – opowieść o parze kapci. – Romans
– Maryśkaaaaaa!
– Czego się wydzierasz?
– Gdzie są moje kapcie?
– Tam gdzie je położyłeś!
– Nie ma!
– To zobacz w salonie!
– Patrzyłem!
– I co?
– Nie ma!
– A w łazience?
– Nie wkurzaj człowieka?
– A w sypialni?
– A niby, co one tam mają robić? Seksować się?
– No, tak jak my!
– Co powiedziałaś?
– Nic, a co?
– Słyszałem!
– Ja nic nie mówiłam!
– Jasne to ja jestem winien!
– A niby, kto? Kuźwa! Gdzie ja oczy miałam?
– Co tam mamroczesz?
– Głośno myślę! A co, nie wolno? Codziennie ich szukasz po całym domu!
– Nie bądź taka mądra, kapci lepiej poszukaj! Piwo jest?
– Weź sobie z lodówki.
– Przynieś! Kapci szukam!
– Na bosaka nie łaska?
– Ciągnie od podłogi i włosy na nogach dęba stają!
– Szkoda, że tylko włosy!
– Co?
– Nic!
Niedziela, to taki święty dzień, kiedy rodzina powinna być ze sobą, jak Pan Bóg przykazał, no to się wybrałem do szwagra. Zapraszał zresztą, to głupio byłoby odmówić, tym bardziej, że wyżerka była pewna. Wziąłem ze sobą lekarstwo, nawet dwie butelki mikstury, bo to różnie bywa. Teraz, kiedy niedziele nie są handlowe, a nas dopadnie, nie daj Bóg kryzys, to musi być obowiązkowo lekarstwo. Wiecie jak wygląda niedopity człowiek? On przy niedopitym szwagrze to tak jak zefirek przy huraganie. Kiedy wszedłem do mieszkania, to jakoś tak nastrojowo się zrobiło, no jakoś tak jebutnie, no było nas troje, to pewnie dlatego było nastrojowo. Szwagier od razu polał lekarstwo, profilaktycznie, bo ponoć Odra szalała. Osobiście jej nie widziałem, ale ludzie opowiadali, że już kogoś zjadła. Przypomniałem sobie, że ja to ją przechodziłem jak mały byłem i to nawet dwa razy, lato było i prawie wody nie było. Taka susza, no! Napiliśmy się, bo nie będziemy ryzykować! Życie ma się tylko jedno, to i szanować trzeba! Szwagier odstrzelony jak stróż w Boże Ciało, no koszulę miał. Ale na bosaka był. Zrobiło mi się głupio to i ja ściągnąłem trampki, duży palec w skarpetce powiedział dzień dobry, naciągnąłem tę skarpetę, co by go przykryć, aby wstydu mi nie przynosił. Swoją golizną, mógłby jakie zgorszenie siać. Nie daj Bóg jakby tu przyszło małe dziecko! Szwagier trzymając się za nos, powiedział, że niepotrzebnie się pozbyłem trampek, bo on gdzieś kapcie, prezent ślubny od swojej posiał i nie może znaleźć, a w butach nie będzie w domu siedział. Po czym wstał i rozpylił jakowyś zapach, a może to jaka trutka na muchy? Przecież lato, a tego dziadostwa tyle się pęta po stołach. Na krzywy ryj się chcą załapać!
Szwagrowa krzątała się jak zwykle w kuchni i dochodziły stamtąd niezłe zapachy. Szwagrowi też nozdrza grały, mi to kiszki nawet marsza grały, melodyjne były. Rano nic nie jadłem, co by się teraz najeść, w końcu za darmo był ten obiad. Zagryzalim ogórkami kiszonymi, szwagier kisił, takie małosolne. One były takie trochę niedojrzałe, już kiszone, ale jeszcze nie skręcały ryja kwasem. Dobre były z kromką chleba z masłem! Kiedy opróżniliśmy jedne lekarstwo, to szwagrowa wniosła schabowe z ziemniakami i buraczkami. Królewskie żarcie, do buraczków był nawet polski chrzan, taki z polskiego sklepu. My patrioci! Na obczyźnie jak w domu. Szwagrowa jak tylko siadła, to od razu złapała pilota i zmieniła program w telewizji. Jedliśmy w milczeniu, bo jak pies je to nie mli ozorem, bo mu co lepsze kęski wypadają.
Leciał właśnie jakiś serial, ten z tych takich co to jak ślimak, idą, idą i dojść do końca nie mogą. Jakiś turecki musiał, bo tak dziwnie gadali i nie patrzyli nam w oczy, pewnie pamiętali jak Sobieski im kota pogonił. Oni szli do ślubu, pan młody i panna młoda, wcale nie taka już młoda, ale jak to gdzieś wyczytałem, jeden lekarz przeprowadził kurację odmładzającą jakiejś starej pannie i zrobił z niej pannę młodą. Szast pras i kuracja się odbyła! No, wracając do naszego tematu. Ja degustuję lekarstwo, bo spałaszowałem szybko obiad, co by na dokładkę się załapać, ale nici z tego, no mina mi zrzedła, ale patrzę i patrzę tylko jak oni jedzą. I nagle szwagrowa, co to patrzyła w telewizor jak w obraz święty, jak nie pierdyknie szwagra widelcem bez łeb!
– Za co? zawołał szwagier.
– Nie wiesz? Nie zgrywaj mi tu cwaniaka. Jak sobie przypomnę, nasz ślub to mnie trzęsie jeszcze do tej pory!
Siedziałem cicho, bo jak szwagrowa się odzywała, to lepiej było trzymać język za zębami, bo można go było połknąć! Czekałem na dalszy ciąg trzymając szklankę przy zębach. Zaczęła niebezpiecznie dzwonić, nie żebym się bał, ale niechby jej wpadł do głowy głupi pomysł oderwania nas od lekarstwa! Strach pomyśleć co byśmy biedaki zrobili!
– Ja pamiętam coś ty wyrabiał wtedy! Taksówki zamówione, goście czekają, a ty kuźwa jak gdyby nigdy nic, wracasz sobie do domu usmolony jak diabeł, bo zachciało ci się miał przerzucać w pracy. Kotłowy jeden. Jeszcze chciałeś się do mnie taki czarny przytulać. Ja w białej sukni, a tobie na amory się zebrało! Jak dostałeś w dziób, to od razu się uspokoiłeś i poszedłeś się umyć. Dałam ci pieniądze co byś wiązankę ślubną kupił. Poleciałeś, a my czekamy na taksówki, te zamówione. Jak przyjechały to się spakowalim i pod Urząd. Wysiedlim i czekamy na ciebie i świadka. Ja zaczynam się powoli gotować i nagle widzę jak ty na jakimś rowerze zaiwaniasz z bukietem. To i dobra, ale gdzieś po drodze świadka zgubił szlag jeden wie. Musi gdzieś po drodze dorwał się do lekarstwa.
Nerwówka, że tylko granat rzucić co by się trochę rozerwać, a tu na dodatek wychodzi urzędas i mówi, ze czeka jeszcze pięć minut i basta! Na szczęście zziajany świadek w krótkich spodenkach i podkoszulku zjawił się wreszcie. Ręce miał podrapane, jakby w wysokopienny agrest wpadł, i się tłumaczył, że drogę zgubił i na skróty leciał, ale dobra idziem wreszcie do tego urzędasa.
W tym momencie szwagrowa znowu wali szwagra widelcem bez łeb!
– Za co?
– To za to, że się śmiałeś jak urzędas formułkę przysięgi klepał, prawie jak rolnik cepem zboże. Na dodatek patrzył na nas tak dziwnie, bo połowa to byli takie sierściuchy, no na fryzjera nie mieli! W domu ciepnęłam w ciebie kapciami ze z tych nerwów i do tej pory szwendają się po mieszkaniu, jakby nóg dostały.
Miłość to takie uczucie między dwojgiem, no czasem trojgiem, ale to nie po Bożemu, bo później cza się po sądach włóczyć. Czyli lepiej jak to dwoje się kocha. Spokój jest i wszystko jak to mówią w domu się kisi. Czasem tylko…
Szwagrowa zamilkła i zamyśliła się.
Szwagier wykorzystał okazję, że było cicho i polał. Pilim lekarstwo w milczeniu. Jakie to życie zajefajne.
Sotyris Paskos
Zajefajne, Sotyris! Humor sytuacyjny, życiowy, Język bohaterów i sceneria charakterystyczne. Rozbawiłeś mnie, uśmiałam się szczerze.
Dziękuję! 🙂
Fajne ? z poczuciem humoru
Dziękuję!
Świetne! Nie sądziłam, że masz takie „wesołe” poczucie humoru 🙂 Pisz więcej, brawo!