.

Część IV – Walka o dominację w Medynie

.

Migracja z Mekki do Medyny wyszła Mahometowi na dobre. Sukces ten był tak wielki, że kalendarz islamski liczony jest nie od narodzenia Mahometa, nie od jego pierwszego objawienia i rozpoczęcia misji głoszenia nowej religii, ale od momentu jego migracji do Medyny. 

Przewaga szczepów judaistycznych nad pogańskimi szczepami arabskimi w Medynie brała się z ich jedności. Spośród 11 głównych szczepów tylko 3 wyznawały judaizm, ale nie prowadziły one wojen, trzymając sojusze między sobą. Natomiast Arabowie wojowali ze wszystkimi. 

Dopiero pojawienie się Mahometa w Medynie zmieniło ten stan rzeczy, bo zaprowadził on pokój pomiędzy Arabami. Przez to Żydzi zaczęli tracić na swoich interesach, bo gdy większość nie była skłócona, mniejszość zachowująca jedność, przestała przynosić już korzyści. Dlatego Żydzi zaczęli próbować pozbyć się Mahometa z miasta, szukając sojusznika militarnego u przywódcy kupców mekkańskich – Abu Sufjana. Był on żądny zemsty na Mahomecie, za przegraną bitwę z muzułmanami pod Badr oraz za ataki rabunkowe na karawany zmierzające do Mekki. Żydzi czekali tylko na sprzyjający splot okoliczności. 

Jednak Mahomet zdołał uprzedzić ten nieuchronny atak, zaprzeczając starożytnemu prawu do plemiennej wendetty. Konflikt rozpoczął się od pięknej kobiety. Gdy żona jednego z Ansarów wybrała się do żydowskiej dzielnicy Kajnuka, aby sprzedać kilka warzyw i owoców pochodzących z uprawianego przez nią ogrodu, stała się obiektem seksualnej napaści. Gdy znajdowała się przed domem złotnika, kilku młodych Żydów spróbowało zadrzeć jej spódnicę do góry. Co gorsza, do nieodpowiedniej zabawy młodych przyłączył się również żydowski właściciel sklepiku. Przechodzący w pobliżu Arab stanął w obronie kobiety, w szamotaninie uderzając pałką w głowę złotnika. Niestety cios ten okazał się śmiertelny. Arab nie uszedł z życiem, bo zabili go znajdujący się w pobliżu krewni ofiary. 

Gdy o wszystkim dowiedział się Mahomet, nie uznał on prawa do zemsty, na jakie powoływali się Żydzi i zaatakował szczep Bahu Kajnuka wszystkimi swoimi siłami, wkraczając do ich dzielnicy ze znacznym wsparciem ze strony innych plemion. Żydzi nie przyjęli otwartej bitwy na ulicach, chroniąc się przed najeźdźcami w swoich umocnionych budowlach. Liczyli na negocjacje i pomoc ze strony zaprzyjaźnionego szczepu Chazradż, który miał doprowadzić do rozejmu i uzyskania od muzułmanów odszkodowań za straty materialne. Lecz nikt nie pomógł Żydom. 

Zaskoczeni atakiem, nie zgromadzili wystarczających zapasów wody i żywności. Po piętnastu dniach oblężenia, odciętym od zaopatrzenia obrońcom skończyły się możliwości i zaczęli omawiać warunki kapitulacji. Mahomet chciał dalej oblegać umocnienia, doprowadzając do śmierci wszystkich Kajnuków, lecz jego sprzymierzeńcy byli bardziej wyrozumiali. Abd Allah ibn Ubajj, przywódca Chazradżytów, zaproponował eksodus. Banicja oznaczała konieczność pozostawienia przez Żydów całego dobytku, wszystkich dóbr materialnych, które zostały dokładnie podzielone na plemiona atakujące. Kajnukowie, znani ze swoich talentów rzemieślniczych, ograbieni ze wszystkiego, udali się pieszo na północ, w stronę Syrii.

Łupy znacznie wzmocniły gminę muzułmańską, a sława ich ataku zasiała strach w sercach żydów pozostających w mieście. Jednak była też i ujemna dla muzułmanów strona, odejścia tych konkretnie mieszkańców Medyny. Znacznie wzrosła ceną broni w mieście, bo większość rzemieślników, którzy ją wytwarzali właśnie je opuściła. To spowodowało, że gmina religijna Mahometa od tego czasu zaczęła gromadzić jak największe zapasy broni. Sam prorok z łupów po żydach zatrzymał dla siebie trzy szable, trzy lance, trzy łuki i dwie kolczugi. 

Sytuacja Mekki po bitwie pod Badr stała się dramatyczna. Miasto polegające głównie na swoim geograficznym położeniu było odcięte. Elity czerpiące większość swych dochodów z handlu, straciły możliwość wysyłania karawan do Syrii, bo Mahomet mógł przejmować nawet te największe. W odpowiedzi na tę sytuację kupcy zainwestowali w przewodników, którzy mieli poprowadzić towary okrężną drogą przez Mezopotamię. Jak tylko dowiedział się o tym planie Mahomet, wysłał trzeciego (w historycznej kolejności przyjmowania wiary) muzułmanina na świecie, swego byłego niewolnika Zajda ibn Haritha wraz z setką ludzi, na kolejny lukratywny rabunek. Ochrona karawany nawet nie próbowała walczyć i uciekła w pustynię. Alternatywna droga handlu była bardzo obiecująca dla kupców w Mekce, dlatego zainwestowali w tę karawanę bardzo wiele. Jej strata oznaczała utratę towarów o wartości 100 tysięcy dirhamów, które pozwoliły między innymi sfinansować dla proroka jego drugie małżeństwo. 

Jego wybranką była 18-letnia Hafsa, córka Omara i wdowa po Hunajsie, która miała trudny charakter i długo szukała kolejnego męża. Omar poskarżył się do proroka, że zarówno Abu Bakr, jak i Othman nie chcą jego córki. Wtedy Mahomet odpowiedział: „Othman poślubi kobietę, którą przekłada nad Hafsę, a Hafsa wyjdzie za mąż za człowieka, który będzie bardziej jej odpowiadał niż Othman”. W rezultacie wyswatał Othmanowi swoją córkę Umm Kulthum, a sam wziął za żonę Hafsę. 

Kiedy przejęto zdążającą okrężną trasą karawanę, mekkańczycy zrozumieli, że nie mogą już unikać walki i muszą rozprawić się z przyczyną problemu, czyli z muzułmanami. W tym celu zorganizowali ekspedycję wojskową około 3 tysięcy ludzi i wielbłądów, w tym 200 kawalerzystów i 700 zbrojnych w kolczugach. Towarzyszyło jej nawet kilkanaście kobiet zachęcających śpiewem i okrzykami do ostatecznego rozprawienia się z bandytami Mahometa. W tym żona przywódcy Abu Sufjana Hind złożyła śluby niemycia się i niecałowania męża, aż do pomszczenia syna, ojca, brata i wuja, których straciła w bitwie pod Badr. 

Po dziesięciu dniach, 25 marca, w czwartek 625 roku (5 szawwala 3 roku hidżry, wedle kalendarza muzułmańskiego) armia kupiecka dotarła do Medyny. Plemiona Medyny na radzie wojennej chciały bronić się w fortecach, bo bez własnej kawalerii ciężko było liczyć na zwycięstwo w otwartym polu. Jednak muzułmanie parli do ataku na najeźdźców, przekonani o własnej niezwyciężoności z woli samego Boga, a poparli ich właściciele pól uprawnych, które w przypadku długiego oblężenia zostałyby doszczętnie ogołocone i zapewne spalone.

W południe następnego dnia wszyscy żądni bitwy, krwi i łupów Arabowie zebrali się przed domem Mahometa, nawołując go, aby wyszedł. Chcieli, by poprowadził ich w walce przeciwko wielokrotnie silniejszemu wrogowi. Mahomet zgodził się, wyprowadzając z miasta na spotkanie przeznaczenia tysięczną armię piechurów i zaledwie dwóch kawalerzystów. Gdy ludzie wychodzący do bitwy ogarnęli się wzrokiem i spostrzegli, że armia, na którą uderzą jest trzykrotnie liczniejsza, zawładnęły nimi wątpliwości. Część chciała wracać i bronić się po domach i twierdzach. Odłączył się od nich Abd Allach, zabierając ze sobą ponad trzystu Chazradżytów. Wtedy Mahomet, nie mogący stracić twarzy i pokazać braku pewności siebie, powiedział: „Allach mówi: kiedy prorok przywdzieje swój pancerz, nie ma prawa zdejmować go przed bitwą”. 

Po południowej modlitwie armia wyruszyła w pole. Składała się ona z prawie 700 chętnych, były tam wszystkie plemiona za wyjątkiem Chazradż i żydów. „Nie potrzebujemy ich” – powiedział prorok. Mahomet odesłał także wszystkich niepełnoletnich, którzy towarzyszyli armii. Miał plan przeciwdziałania szarży kawalerii poprzez ukrycie ludzi za wielkimi głazami, dlatego zmierzał do pasma gór Uhud. 

Do bitwy doszło następnego dnia, w sobotę. Na nieszczęście dla Mahometa w jego armii byli sami pełni zapału ochotnicy, a akurat w tej bitwie potrzebował karnego oddziału. Wszyscy, którzy w szale bojowym zapędzili się głęboko na równinę, po uzyskaniu początkowej przewagi, gdy z impetem uderzyli na przeciwnika, zostali zaatakowani przez kawalerię, dowodzoną przez Chalida ibn Walida i oddziały muzułmanów opanowała panika. Podzieleni na małe grupki walczyli w okrążeniu. Sam Mahomet był zagrożony bezpośrednio, a przyboczni muzułmanie dowodzeni przez Alego poświęcali się, by uratować mu życie. Prorok po raz pierwszy w swym życiu walczył osobiście i został ranny. Do części wiernych, podczas odwrotu z tego starcia, dotarł okrzyk, że Mahomet nie żyje, co ostatecznie podłamało morale jego armii. Była to dotkliwa klęska. 

W trakcie bitwy zginęło około siedemdziesięciu ludzi Mahometa, mniej więcej tyle, ile stracili Mekkanie podczas bitwy pod Badr. Śmierć przywódców kupieckich została pomszczona, a wojska Mahometa zdemoralizowane. Setki wojowników leczyło swoje rany. Jednakże armia kupiecka nie wykorzystała swojego triumfu, gdyby uderzyła na miasto od razu tego samego dnia wieczorem. Zamiast tego, wycofała się, ciesząc się z łatwego zwycięstwa.

Wedle tradycji kupcy uciekli, bo sam Allach kazał im się wynosić, jednak bardziej prawdopodobna była obawa, że w przypadku bezpośredniego ataku na Medynę, cała ludność miasta zaangażuje się w obronę, a na taką walkę nie starczyłoby sił Abu Sufjanowi. Wiele koni zostało poranionych od muzułmańskich strzał, a wyposażenie zwycięskiej armii odpowiadało wyzwaniom otwartego pola, bez sprzętu przydatnego przy oblężeniu. 

Mekkanie liczyli, że złamanie nimbu niezwyciężoności proroka spowoduje utratę jego wpływów i ograniczy możliwość dalszego głoszenia, że sprzyja mu sam Bóg. Przez to organizowanie kolejnych ataków na karawany – mogło przestać być możliwe. Mekkanie głównie chcieli móc dalej handlować i to zwycięstwo dało im właśnie taki rezultat. Wolność od najazdów trwała ponad rok, podczas którego Mahomet zajmował się tylko i wyłącznie wewnętrznymi problemami, łatając swoją legendę i odbudowując pozycję polityczną w okolicach Medyny. 

Mahomet rozumiał, że od mitu o tym, że sam Bóg mu sprzyja zależy pomyślność jego polityczno-religijnego projektu. Dlatego pomimo wybitego zęba, zranionego języka i policzka, wybrał się w pole następnego dnia. Najpierw pochował wszystkich zmarłych, a potem jak najszybciej wyprawił się w pogoń za odchodzącą armią kupiecką. Chciał sprawić wrażenie, że poprzedniego dnia nie został wcale pokonany i że muzułmanie są dalej zdolni do walki. Skoro to Mekkańskie wojska odchodzą, to znaczy, że boją się, że to Mahomet ma większe szanse. Przez trzy dni pozorował więc pościg za zwycięzcą. Nocami kazał rozpalać wielkie ogniska, aby z daleka wydawało się, że są z nim potężne siły.

Pomimo prób przykrycia tym pościgiem porażki, wieść o jego klęsce zaczęła podważać jego posłannictwo religijne i autorytet. Żydowscy uczeni w piśmie otwarcie głosili, że Mahomet nie jest żadnym prorokiem. Z kolei wśród Arabów odezwali się opozycjoniści, którzy naśmiewali się z niego całkiem otwarcie. Mahomet szybko przeszedł więc do ofensywy.

Wygłosił publicznie kategoryczne żądanie wobec drugiego szczepu żydowskiego Banu Nadhir, nakazujące mu opuszczenie Medyny. Oficjalnym powodem miała być próba zamachu na proroka, w dzielnicy żydowskiej. 

Kilka dni wcześniej przywódca gminy muzułmańskiej udał się do żydów, aby wyrównać krzywdy wyrządzone przez jednego z wiernych, który zabił dwóch członków plemienia zaprzyjaźnionego z Banu Nadhir. Kiedy siedział w dzielnicy żydowskiej wraz z towarzyszami, pod ścianą jednego z domów ktoś próbował rzucić w niego dużym kamieniem, lecz prorok uchylił się, unikając obrażeń. Po tym zdarzeniu Mahomet wystosował ultimatum banicji dla całego szczepu, zamiast przystać na zwyczajową w takich sytuacjach ugodę – rekompensatę w postaci bogatego okupu. Potrzebował odzyskać wpływy i władzę, a dużo ważniejsze od pieniędzy było odzyskanie twarzy. 

Mahomet dał Banu Nadhir aż dziesięć dni na opuszczenie miasta. Dobrowolne odejście oznaczało dla wygnańców możliwość zabrania całego dobytku oraz części płodów rolnych z własnych pól. To pokazuje dobitnie, jak słaby był wtedy politycznie. Chciał pozbyć się swoich wrogów, nie rabując ich przy tym. Pozostanie w mieście wiązało się dla żydów z groźbą śmierci, lecz Banu Nadhir przyjaźniło się Arabami ze szczepu Chazradż i mogło liczyć na wsparcie ostatniego szczepu żydowskiego Banu Kurajza, dlatego postanowiło zostać w Medynie. Gdy Mahomet po upłynięciu okresu ultimatum przybył do ich dzielnicy wraz ze swoją armią, żydzi siedzieli przygotowani, za umocnieniami warowni. 

Po piętnastu dniach bezskutecznego oblegania, muzułmanie postanowili zniszczyć żydowski majątek, a właściwie jego źródła. Zaczęli niszczyć pola i wycinać gaje palmowe należące do Banu Nadhir. Widząc brak możliwości powrotu do dawnego znaczenia politycznego i bogactwa, przywódcy plemienia żydowskiego w końcu zgodzili się odejść. Lecz Mahomet nie pozwolił im na kapitulację na warunkach z ultimatum. Ograniczył dobytek, jaki mogli zabrać ze sobą do sześciuset wielbłądów, co dla kilku tysięcy ludzi było bardzo znikomą ilością. Odchodzący do swoich posiadłości w Chajbar, znajdującej się kilkadziesiąt kilometrów dalej, musieli także zostawić muzułmanom całą broń. 

Przejęcie mienia po żydach pozwoliło osiedlić wszystkich emigrantów z Mekki w nowych posiadłościach. Po raz pierwszy od przybycia do Medyny wszyscy muhadżiruni przestali być tułaczami na łasce Ansarów i każdy z nich posiadł odpowiedni status i majątek. Wygnanie w sierpniu 625 roku drugiego z trzech szczepów żydowskich umocniło pozycję Mahometa i jego gminy religijnej. 

Po uporządkowaniu swoich spraw w mieście, Mahomet był gotowy na kolejne konfrontacje poza Medyną. W kwietniu 626 roku wysłał armię tysiąca ludzi pod Badr, w miejsce swojego pierwszego, i jak na razie jedynego, zwycięstwa w bitwie. Legenda głosi, że sam Abu Sufjan miał wykrzyczeć do Omara zaproszenie na rewanż w trakcie bitwy pod Uhud – „Chcemy was spotkać pod Badr w przyszłym roku!”. Omar potwierdził wtedy przyjęcie wyzwania odpowiadając – „Będziemy tam!”.

Mekkańczycy również przybyli pod Badr, bo spełnienie tej obietnicy było kwestią prestiżową. Stawili się w sile dwóch tysięcy ludzi, w tym pięćdziesięciu kawalerzystów, lecz do bitwy nie doszło, bo obie strony za bardzo obawiały się porażki. Przez dalszą część roku mahometanie nie prowadzili dalszych działań zaczepnych wobec Mekki, bo mieli dużo poważniejsze problemy. W połowie roku do Mahometa dotarła informacja, że północne szczepy szykują się do uderzenia na jego miasto. 

W odpowiedzi, w swoim stylu, Mahomet uprzedził atak, samemu wyruszając na pustynię ze swoją armią. Jego celem było głównie zastraszenie przeciwnika i demonstracja siły. Wyprawa była tym łatwiejsza, że miał podobno wcześniejsze plany poszerzenia swoich wpływów poza miasto, właśnie w kierunku północnym. Tą ekspedycją prorok starał się zrealizować jednocześnie dwa cele: ocalić swoją gminę przed atakiem i zdobyć podległość oraz religijną zależność wrogich mu ludów pustyni. 

Była to duża wyprawa – prorok zabrał ze sobą prawie tysiąc wojowników. W trakcie eskapady Mahomet nie tylko mordował, lecz również poznawał szczepy beduińskie. Część z nich nauczał i przekonywał do przyjęcia swojej religii. Obiecując korzyści ze wspólnych wypraw, agitował, aby sprzymierzyli się z nim i przyjęli islam. W końcu beduini z Hidżazy, początkowo pokojowo nastawieni do Korejszytów mekkańskich, przeszli na stronę Mahometa. To mogło dać prorokowi wystarczającą pozycję, żeby mógł myśleć o porzuceniu ataków rabunkowych na transporty towarów i uderzyć bezpośrednio na Mekkę. To mocno zaniepokoiło Abu Sufjana, która rozesłał poselstwo do plemion Kinana, Ghtafan, Fazara, Murra, Asdża, Sulajm i Asad oraz do wszystkich żydów wygnanych z Medyny. Chciał ostatecznie rozprawić się z Mahometem i muzułmanami. W wyniku sprawnych negocjacji zdołał zebrać prawie 10-tysięczną armię. 

Prorok był uprzedzony przez swoich szpiegów o przygotowaniach do wojny, dlatego również zbierał wojowników, i zgromadził ich prawie 3 tysiące. Ponieważ siły te nie były wystarczające do działań zaczepnych, rozpoczęto przygotowania do obrony w mieście. Było to tym łatwiejsze, że nastała pora zbiorów, a świeżo zebrane płody rolne czyniły zniszczenie pól mniej dotkliwym i pozwalały przetrzymać długie oblężenie. Czas działał na korzyść Mahometa, bo plemiona koczownicze, z których sił w głównej części składała się armia mekkańska, nie lubią przebywać długo w jednym miejscu.

Medyna była dobrym miastem do obrony. Od wschodu, południa i zachodu otaczały ją skaliste, bazaltowe wzgórza, na których można było prowadzić działania opóźniające pomiędzy głazami. Z kolei od północy wykopano głęboki rów, który skutecznie powstrzymywał wszelkie szarże kawalerii. Budowanie umocnień odbywało się pod nadzorem Persa Salmana al-Farisi. Brali w nim udział wszyscy mieszkańcy miasta, pracowały również kobiety i dzieci. Pośpiech był konieczny, bo kopanie szerokiego rowu ukończono tuż przed nadejściem nieprzyjaciela.

Oblężenie rozpoczęto zgodnie z tradycją – obelgami. Liczne wystąpienia wybitnych mówców i poetów, miały podkopać moralne strony przeciwnej, co trwało przez całe dwa dni. Każda wojna zaczyna się od propagandy, to dlatego jej pierwszą ofiarą jest prawda. Potem były występy harcowników, czyli pojedynki ochotników popisujących się swoimi możliwościami. W międzyczasie atakujący próbowali znaleźć słabe punkty w linii obrony składającej się ze stanowisk łuczniczych za schronami z pni palmowych oraz znajdujących się pomiędzy nimi warstw kamieni. Tych ostatnich używano jako amunicji, bo po stronie muzułmańskiej byli dobrze wyszkoleni procarze. Główny rów zapobiegał atakowi konnicy mekkańskiej, a atak piechoty był narażony na ostrzał z osłoniętych stanowisk, dlatego opóźniano natarcie, spiskując w tym czasie z żydami znajdującymi się wewnątrz umocnionego miasta. Ostatnie niewygnane jeszcze przez Mahometa plemię żydowskie, Banu Kurajza, w momencie ataku wojsk miało wywołać zamieszanie, przeprowadzając dywersję ze swojej dzielnicy. Jednak żydzi oceniwszy wysoki profesjonalizm linii obronnej, nie zdecydowali się na atak dywersyjny.

Mekkanie liczyli na wzięcie miasta szturmem z zaskoczenia. Nie wzięli pod uwagę skuteczności muzułmańskich szpiegów i tego, że miasto dobrze nadaje się do stacjonarnej obrony. Sądząc po liczebności ostatnich wypraw Mahometa, liczyli na dziesięciokrotną przewagę. Stałe umocnienia, trzykrotnie więcej obrońców niż przypuszczali, a zwłaszcza rów powstrzymujący konie, bardzo ich zaskoczyły. Nie mieli dużych ilości wody. Przedłużające się negocjacje z żydami z Banu Kurajza bardzo podkopały morale najeźdźców, bo zapasy zaczęły im się kończyć już po kilku dniach spędzonych na biernym obozowaniu przed miastem. Dostawy od żydów z Chajbaru były niewystarczające, biorąc pod uwagę konieczność sprowadzania również paszy dla koni.

Niespotykana jak na owe czasy liczebność wojsk sprawiła, że dowódcy nie byli przygotowani na związane z tym wyzwania i armia uginała się pod własnym ciężarem z powodu braku wcześniejszego planowania logistycznego. Do tego Beduini – tak naprawdę stanowiący zbieraninę plemion, których majątek stanowiły niepilnowane na czasy wypraw wojennych stada zwierząt – zaczęli wycofywać się na mocy swojego prawa do samostanowienia. Niestety plemiona pustynne stanowiły główny trzon wojsk, więc los całej armii wisiał na włosku… 

Po piętnastu dniach oblężenia, 15 kwietnia 627 roku, Abu Sufjan – w obliczu topniejących wojsk i zagrożenia zdobycia przewagi przez Mahometa – wycofał się. Straty wyniosły trzech ludzi, którzy polegli w pojedynkach. Po stronie muzułmańskiej zginęło sześciu wiernych. Lecz realne straty, te materialne, jak i wizerunkowe – dla Abu Sufjana były ogromne. Mekkanie już nie mogli liczyć na przychylność szczepów pustyni, gdyż ich wyprawy wojenne nie przynosiły łupów. 

Z kolei Mahomet triumfował. Odniósł kolejny sukces, praktycznie bez strat własnych. Do tego podporządkował sobie i wykorzystywał jako siłę roboczą całą ludność miasta, której był przywódcą. Dla większości, nieznającej szczegółów sztuki wojennej, wyglądało to, jakby za jakimś boskim przewodnictwem zmusił do odwrotu wroga wielokrotnie silniejszego… 

To spowodowało, że wzrósł jego autorytet w Medynie; traktowano go już nie tylko jako przywódcę gminy muzułmańskiej i proroka, lecz również jako obrońcę miasta i kompetentnego dowódcę wojskowego. Pomimo tego, że wyprawa Abu Sufjana była skierowana pryncypialnie przeciwko muzułmanom, nikt w Medynie nie miał złudzeń, że doszczętnie obrabowano by całe miasto. Zaangażowanie w walkę koczowniczych ludów opierało się obietnicy, że to, co zdobyte na wrogu, jest ich. W rezultacie każdemu z mieszkańców zabrano by wszystko, co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość, nie pytając, czy mają z islamem coś wspólnego. 

Mahomet wykorzystał swoją nowo zdobytą sławę do rozprawienia się z ostatnim plemieniem żydowskim, jakie pozostawało w Medynie. W zaledwie kilkanaście dni po przerwaniu oblężenia, z rozkazu proroka muezin, czyli mężczyzna na wszystkie strony świata nawołujący z wieży (minaretu) pięć razy dziennie do modlitwy, ogłosił wiernym: „O, muzułmanie! Jedynymi w tym mieście, którzy nie recytują słów modlitwy, są Banu Kurajza!”. Potem wojska Mahometa otoczyły dzielnicę żydowską, a wysłannik wręczył im ultimatum – albo natychmiast przyjmą islam, albo zginą…

Żydzi nie zmienili wiary przodków. Bronili się długo, bo prawie miesiąc, lecz w końcu głód i pragnienie osłabiły ich siły. Licząc się z tym, że czeka ich wygnanie takie, jakie spotkało poprzednie dwa plemiona żydowskie, zdecydowali się na kapitulację. Jednak Mahomet tym razem nie musiał już liczyć się ze zdaniem współpracowników i sojuszników, i mógł zrealizować dowolną swoją intencję. 

Jest to krytyczny moment w biografii Mahometa, bo jak pokazuje jego dotychczasowa historia – wszystko, co do tej pory zrobił, mogło zostać podciągnięte pod czasy, w jakich żył i uzasadnione jako swego rodzaju obrona, jako działania konieczne, które musiał podjąć w poszukiwaniu drogi rozwoju dla swojej nowej wiary i z potrzeby zachowania życia.

Ucieczka z Mekki jako rezultat nacisków politycznych na jego wyznawców ze strony bogatych kupców, dążących do utrzymania monopolu finansowego i zachowania kontroli. Przejęcie władzy politycznej w nowym miejscu, tak aby historia ostatnich nieudanych trzynastu lat posłannictwa już nigdy się nie powtórzyła. Napady rabunkowe jako odpowiedź na poprzednie prześladowania w Mekce oraz na potrzeby aprowizacyjne jego rosnącej ciągle liczebnie religijnej komuny. Wygnanie przeciwników politycznych, dwóch plemion – Żydów, którzy nastawali na jego życie bezpośrednio i chcieli anihilacji wzrastającego w siły wyznania muzułmańskiego… Każąc wynosić się wrogom, pozbywał się również naturalnej, wyznaniowej konkurencji. Wreszcie stoczenie dwóch bitew, jednej wygranej, drugiej przegranej, i dowodzenie obroną Medyny jako część zbrojnego zmagania z miastem, w którym się urodził i które nienawidziło go szczerze… 

… to była regularna wojna. Był kupcem, potem postrachem kupców, by następnie stać się przywódcą plemiennym robiącym wszystko to, co inni Arabowie zrobiliby na jego miejscu w tamtym czasie. 

Mahomet walczył, aby zbudować przestrzeń dla swojego wyznania. Żeby to zrobić, musiał wygrać walkę o władzę i dzięki niej osiągnąć wszystkie cele. Po usunięciu ostatniego dużego szczepu żydowskiego z Medyny jego religia przestała być zagrożona zniszczeniem.

Od tego właśnie momentu, jak będzie się ona dalej rozwijać – stało się wyborem, a nie koniecznością. Wszystko powyższe doprowadziło proroka do tego jednego punktu, w którym wreszcie miał pełnię władzy i wszystko zależało od niego. Od tej wyjątkowej chwili mógł on już w pełni pokazać swoją długo skrywaną naturę i robić wreszcie to, na co miał ochotę. Oto więc, co zrobił prorok Mahomet pierwszego dnia swego niepodzielnego panowania w Medynie: 

Plemię Banu Kurajza poddało się i Apostoł uwięził ich w Medynie. Potem Apostoł udał się na targ w Medynie i wykopał tam rowy. Następnie posłał po nich, a dostarczano ich do niego partiami, a on ustawiał ich i obcinał im głowy tak, że wpadały do rowów. Było ich tam wszystkich 600 lub 700, choć niektórzy ustanawiają tę liczbę na 800 do 900 osób.” – „Życie Mahometa”; Mahomet ibn Ishaq (773 n.e.) korygowane przez Abdula Malika ibn Hishama (840 n.e.), przełożone na angielski przez profesora Alfreda Guillaume’a w 1955 roku. 

Całe plemię, wszyscy jego męscy przedstawiciele, zostali osobiście, tak osobiście, przez Mahometa zgładzeni. Masowej rzezi dokonał jednego dnia. Dzieci i kobiety Banu Kurajza przekazał wiernym, którzy wzięli je w seksualną niewolę.

dr Zbigniew Galar

2
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *