
.
Dyskusja nad tekstem Katarzyny Urbanowicz „Depresja wisielca” – Radamenes, Urbanowicz
.

.
Radamenes
Tekst Katarzyny Urbanowicz, zatytułowany „Depresja Wisielca”, stanowi intrygujące studium psychologiczne i społeczne, zgrabnie łączące osobistą refleksję autorki z fabularyzowanym przypadkiem klinicznym. Narracja rozpoczyna się od postawienia fundamentalnej tezy: kontekst społeczny ma kluczowe znaczenie dla psychiki i może stanowić swoiste lekarstwo lub katalizator choroby. Urbanowicz wychodzi od rozmowy na temat epizodów depresyjnych w czasach PRL-u, zastanawiając się, jak ludzie wychodzili z nich „bez diagnozy i leczenia”. Cytowana odpowiedź rozmówcy, wskazująca na to, że „tamte czasy wprawdzie bardziej krępowały człowieka, ale jednocześnie trzymały go twardo w pewnych koleinach”, staje się kluczem do zrozumienia analizy. Stanowi to analityczne tło dla historii Jo, która jest studium przypadku jednostki załamującej się w czasach nowej wolności i towarzyszącego jej „rozprzężenia” oczekiwań z możliwościami.
Historia Jo, choć wprowadzona jako przykład „swoistego sposobu na depresję”, szybko przekształca się w głęboko symboliczny opis kryzysu tożsamości kobiety i specjalistki w patriarchalnej i materialistycznej rzeczywistości. W ciągu jednego dnia Jo doświadcza kumulacji traum: degradacji zawodowej i uprzedmiotowienia (odebranie referatu na rzecz podawania kawy), zdrady emocjonalnej, a w końcu upokorzenia ekonomicznego i społecznego podczas kolacji z mężem i jego potencjalnym pracodawcą. Dialogi przy stole, koncentrujące się na kartach kredytowych, kosmetykach i instrumentalnym podejściu do relacji, doskonale ucieleśniają płaskość i wredność nowego porządku. Czyn Jo – wiszenie na balkonie – jest aktem desperackim, ale jednocześnie analitycznym i wyrachowanym, będącym w istocie próbą udowodnienia własnej egzystencji w świecie, który ją symbolicznie wymazał. Jo tłumaczy później lekarzowi, że chciała „zwrócić uwagę wszystkich na siebie, ponieważ zaczęła wątpić, czy w ogóle istnieje”. Mimo dramatyzmu sytuacji, mąż reaguje pragmatycznie, podsuwając jej do podpisania upoważnienie do odbioru pensji, aby opłacić rachunki, co celnie domyka studium alienacji.
„Depresja Wisielca” jest tekstem istotnym i prowokującym do myślenia, zwłaszcza w kontekście dyskusji nad zdrowiem psychicznym w obliczu przemian społecznych. Urbanowicz z sukcesem ukazuje, jak zanik ram społecznych i wzrost materializmu mogą skutkować utratą poczucia sensu. Pewne elementy narracji, takie jak niezwykle skondensowanie katastrofalnych wydarzeń w jednym dniu, mogą być odczytane jako zabieg mający na celu uwypuklenie siły dramaturgicznej kryzysu, choć dla części czytelników może to osłabiać subtelność psychologicznego realizmu na rzecz wyrazistości tezy. Ponadto, otwarta konkluzja, w której czyn Jo zostaje sprowadzony do konieczności „przeproszenia szefa, żeby cofnął wypowiedzenie” i „pogodzenia się z mężem”, celowo pozostawia poczucie niedopowiedzenia, sugerując, że system szybko absorbował jej akt buntu. Mimo tych drobnych zastrzeżeń co do struktury, tekst pozostawia czytelnika z głęboką refleksją nad ceną współczesnej „wolności” i tym, co faktycznie utrzymuje jednostkę w psychicznym zdrowiu. Jest to ciekawy i wartościowy głos w literaturze podejmującej tematykę kryzysu współczesnej kobiety.
.

.
Katarzyna Urbanowicz
Moje uwagi do interpretacji tekstu „Depresji Wisielca” jako publicystyki
Na początku muszę podać ważną informację: nie jestem psychologiem ani psychiatrą i nie mam stosownego wykształcenia. Skończyłam studia magisterskie w dawnej Szkole Głównej Planowania i Statystyki (SGPiS) – obecnie Szkoła Główna Handlowa. Pracowałam na stanowiskach kierowniczych w firmach ubezpieczeniach i wskutek tego w swoim życiu poznałam wielu młodych ludzi i dość dobrze znam problemy tamtych czasów, zaś nie mam zielonego pojęcia o stanach chorobowych związanych z psychiką człowieka uważając, że po prostu „każdy człowiek ma swoje „odchyłki” – jak większość ludzi poruszających się w zawodach związanych z biurokratycznymi procedurami, których „odchyłki” oceniałam jako mające o wiele mniej sensu niż to, czego doznaje i uprawia pojedynczy człowiek.
Obecnie mam 84 lata i PRL, jaki zapamiętałam, bardzo różni się od tego PRL-u,-który z rzeczywistości przeniósł się do historii, a o którym opowiada się wiele nieprawdy.
Wszystkie historie, także i ta ,które ja odpowiadam w swoich książkach mają źródła w wydarzeniach rzeczywistych. Nie jest więc ona, jak pisze recenzent, jakimś fabularyzowanym przypadkiem klinicznym, Bohaterowie podobni Jo są zazwyczaj przeciętnymi ludźmi, mamy ich mnóstwo wokół nas. Sposób, w jaki starają się poradzić sobie z ciężarami codziennego dnia nie dostrzeganymi przez ich otoczenie, udane i nieudane tego próby kieruje społeczeństwo ku uznawaniu istnienia dolegliwości psychicznych podczas, gdy są tylko zwyczajnym życiem ze zwyczajnymi problemami. Odpowiedzi na nurtujące mnie pytania szukałam dlatego poza zasobami nauki.
Będąc wdzięczną za uznanie przez recenzenta RADAMENESA przedstawionych wydarzeń, jako ważne dla bohaterki (dziękuję!) ,dostrzegam je jako część większej całości.
W moich zamierzeniach ta całość miała zaowocować powieścią i obejmować kilka podobnych historii łączących wszystkich bohaterów i prowadzących ich ku buntowi i czemuś w rodzaju rewolucyjnego zamachu, planowanego z nudów i dla rozrywki w szpitalu psychiatrycznym, dokąd trafiły. Zamachowcy .zostali wyleczeni, ponieważ nie udało się im znaleźć stosownej idei, która usprawiedliwiałaby zamach i osobę, która nań zasługiwałaby „bez której świat stałby się lepszy”
Zamierzenia tego nie zrealizowałam, zostało po nim tylko kilka opowieści – wszystkie opublikowane w zbiorze opowiadań „Wysiedlone dusze” Dlaczego opowiadam o tym niezrealizowanym planie literackim (ironią losu opis samego zamachu należał do najlepiej dopracowanej technicznie części tekstu)?
Odpowiedź tkwi w charakterze mnie jako człowieka od dzieciństwa wychowanego w propagandzie i opresji tamtych czasów.
To co opowiada się dzisiaj o PRL jest opowieścią bardzo przetworzoną i powtarzaną przez osoby, których wiedza o tamtych czasach jest niedokładna, serwowana przez ludzi znacznie młodszych ode mnie, których losy nie splatały się tak ściśle z niedostrzeganą raczej, znacznie wcześniejszą rzeczywistością polityczną, traktowaną jak różne przypadkowe losy moich rówieśników, których biografie właśnie się kończą.
A nikt z nas nie wierzył w potrzebę, istnienie czy w możliwość istnienia i wolności i nikt sobie jej nie wyobrażał. Świat zastany przy naszym urodzeniu, w którym kult bóstw zastąpiono kultem władcy, traktowaliśmy jako jedyny możliwy, z niedowierzaniem słuchając opowieści naszych rodziców i dziadków o czasach sprzed wojny, o wolności i o niepodległości. Obie te rzeczy były sprawami wielkimi, za które ludzie walczyli i ginęli, nijak się mającymi do rzeczywistości przyziemnej i kłopotliwej. Wolność pojedynczego człowieka była fanaberią. Większość z nas, z mojego pokolenia, nie przyjęłaby wówczas jako prawdziwe twierdzenia, że człowiek jest wolny i równy innym – doświadczenie było całkiem na odwrót. Niezależnie od tego, wszelkie inne zbiorowości niż lud pracujący miast i wsi, klasa robotnicza i chłopska np. kobiety były trochę podejrzane, więc unikano ich dostrzegania.
Moja pierwsza więc refleksja na historię Jo była zdziwieniem, że wolność i równość i sprawiedliwość potrzebna jest nie tylko jako ruchy państw i rządów, ale zwykłemu człowiekowi do zwykłego życia. Była więc wyrazem mojej niedojrzałości politycznej i gdy uświadomiłam to sobie porzuciłam zamysł powieści o buntownikach i ich spisku, nie wierząc w to, że coś takiego jest możliwe. Uznałam to za SF, które poszłoby nieco za daleko. Podejrzewam, że za kolejne 60 lat interpretacja tej autentycznej historyjki (ze wszystkimi jej niedoróbkami wskazanymi przez recenzenta) będzie jeszcze zupełnie inna, przechodząc od problemów w związkach międzyludzkich w domu i w pracy, poprzez problemy moralne i filozoficzne do krytyki systemu społecznego i politycznego w kierunku rzeczy, o których nawet mi się nie śni w moim obecnym stanie intelektualnym. Wszak samo podejście egzystencjalistów z ich podziałem wolności na wolność od i wolność do wydawało nam się czymś podejrzanym i przekalkulowanym.
Szkoda mi, że zanika sztuka. recenzji i powrót do starych książek Uświadomienie sobie bowiem historycznych zmian w interpretacji rzeczywistości mogłaby dać nam nową, obszerniejszą wiedzę o kondycji człowieka i kierunku, w którym biegnie i rozwój czasu i jednostek wraz z nim, czy raczej w nim osadzonych, co jak do tej pory zajmowało przede wszystkim astrologów (jakość czasu, w którym przychodzimy na świat, niezależnie od tego, kto za tą decyzją i wyborem stoi). Recenzje takie, jak RADAMENESA każą wierzyć, że są one potrzebne do objaśniania spraw współczesnym zwyczajem upraszczanych, streszczanych i ogołacanych do minimum, a w ostateczności tłumaczonych chorobą. Dziękuję jeszcze raz!
.
Dziękuję za komentarz do mojej recenzji, znacznie rozszerzyło to mój obraz tego tekstu, który uważam za istotny i napisany z dużym talentem narratorskim. Moją intencją było zwrócenie na ten tekst uwagi czytelników ponieważ uważam że wyróżnia się swoim przekazem, na tle różnych prób przedstawienia tamtej rzeczywistości, oraz roli w niej kobiety.