.

Gajowy (rozdział pierwszy)

.

.

wiersz rozpoczynający książkę




.
.
.
nie napisał zakończenia
drżącą ręką stary świat
nie dokończył zapisywać
kształtów twarzy miejsc i dat

nadal w dłoni trzyma pióro
wlał atrament szarych dni
w kałamarze pozłacane
kształtem tego co się śni

wciąż na kartach tej historii
połyskuje mokry tusz
naszych tęsknot planów marzeń
nim okładkę zwieńczy kurz

Dominika Caddick

.

Rozdzial 1.

19 września, poniedziałek

Wyłączyłam silnik i wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki. Zanim wyszłam z samochodu, spojrzałam na zdjęcie wciśnięte w osłonkę przeciwsłoneczną obok lusterka i zakłuło mnie w piersi. Moja mama była piękną kobietą. Czas nie zdołał namalować na jej twarzy zbyt wielu zmarszczek, a zgrabnej figury mogła pozazdrościć niejedna młoda dziewczyna. Słońce zachodzące nad sopockim molo nadało jej skórze blasku, a letni wiatr rozwiał włosy. Uśmiech, jakim obdarowała mnie tuż przed zrobieniem tego zdjęcia, był radosny i jeszcze zupełnie nieskażony chorobą, która wydarła z niej ostatni oddech niecały rok później. Uwielbiałam tę fotografię i wspomnienie, które przywoływało, ale w tej chwili nie potrafiłam odpowiedzieć mamie uśmiechem. Powoli wypuściłam powietrze przez usta. Przetarłam zmęczone oczy, po czasie zdając sobie sprawę z tego, że pewnie rozmazałam przy tym makijaż. Całkiem o nim zapomniałam. Pomalowałam się dziś pierwszy raz od dnia śmierci mamy. Spojrzałam w lusterko. Korektor i gruba warstwa podkładu nie zdołały zamaskować ciemnych worków pod oczami. Byłam wyczerpana. Załatwienie wszystkich formalności z listy koniecznych i potrzebnych dało mi mocno w kość. Udało mi się jednak wypełnić prawie wszystkie zobowiązania testamentowe w zaledwie dwa miesiące po odejściu mamy. Organizacja pogrzebu oraz dopilnowanie spraw urzędowych stało się dla mnie sposobem na przetrwanie pierwszych dni bez niej. Lista prostych próśb dotyczących załatwienia spraw bankowych, jak również spakowanie i wyniesienie jej ubrań i drobiazgów na strych dawały mi powód, żeby każdego kolejnego dnia wstawać z łóżka. Zostało tylko jedno zadanie, najdziwniejsze, dlatego jego wykonanie zostawiłam na sam koniec. Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiałam powierzoną mi misję. Miałam zbyt mało informacji, to sprawiało, że czułam się niepewnie.

Wzięłam głęboki oddech i wysiadłam z samochodu. Chata przypominała bardziej altanę niż dom. Lata świetności miała zdecydowanie za sobą. Podobnie wyglądało całe otoczenie – smutne, zapuszczone i zaniedbane. Zapukałam do drzwi. Otworzyły się po długiej chwili z głośnym skrzypnięciem. Stanął w nich szczupły, wysoki mężczyzna ubrany w szarą bluzę z kapturem i ciemne dresowe spodnie. Ostre rysy jego twarzy częściowo zakrywała szpiczasta broda. Kosmyki kędzierzawych włosów padały na pomarszczone czoło. Mężczyzna patrzył na mnie spod mocno zmrużonych powiek. Na jego twarz wystąpił grymas niezadowolenia.

– Pan Jan Demczyk? – zapytałam, cofając się mimowolnie o pół kroku, onieśmielona jego wzrostem i nieprzyjaznym spojrzeniem.

– Nie interesuje mnie pani wizja dotycząca mojego zbawienia ani odpowiedź na pytanie, czy Bóg jest miłością

– wycedził poirytowany.

– Ale ja nie jestem… – wydukałam, zaskoczona jego słowami.

– Katalogu Avonu też nie chcę – dodał, gotowy zatrzasnąć mi drzwi przed nosem.

– Ale… panie Demczyk! – wykrzyknęłam, automatycznie chwytając za klamkę. – Jestem córką Mai Kos.

Mam na imię Riley. Mama poprosiła mnie o dostarczenie panu tego listu.

Wyciągnęłam w jego stronę dłoń z kopertą, ale nie sięgnął po nią. Imię mamy jednak wywarło na nim jakieś wrażenie, bo spojrzał na mnie z rezygnacją i pokręcił głową.

– Psiakrew! No to właź – mruknął, cofając się trochę, bym mogła wejść do środka.

Weszłam, zaintrygowana gburowatym gospodarzem i chatą, w której mieszkał. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Światło wpadało jedynie przez wąską szczelinę nie do końca zaciągniętych zasłon na jednym z dwóch okien. Był to pokój dzienny połączony z kuchnią. Mężczyzna podszedł do stołu i wskazał dłonią jedno z krzeseł, zachęcając, żebym usiadła. Odsunęłam krzesło jak najdalej od stołu, jakby to mogło mnie uchronić przed odurzającym smrodem tlącego się w popielniczce cygara.

– Panie Demczyk… – zaczęłam, krzywiąc się mimowolnie.

– Nie mam zamiaru zajmować panu dużo czasu. Proszę po prostu przyjąć ode mnie ten list i znikam.

Znów wyciągnęłam w jego stronę dłoń z kopertą, ale mężczyzna ponownie zignorował ten gest.

– Ty przeczytaj – burknął, siadając na krawędzi łóżka.

Spojrzałam na niego z dezaprobatą, nie podobał mi się ten rozkazujący ton głosu. Z drugiej strony przyszłam tu w ściśle określonym celu. Skoro gość chce, żebym przeczytała list, to jego wybór. Przynajmniej się dowiem, co w nim jest. Odchyliłam się na krześle i pociągnęłam za zasłonę, by wpuścić do chaty trochę światła. Mama miała bardzo drobne pismo, a moje oczy były zmęczone od płaczu i braku snu. Mężczyzna syknął, jakby miał światłowstręt. Zaczęłam czytać. Przyznam: nie zrozumiałam zbyt wiele z tego listu poza tym, że mama prosiła Demczyka, by dokończył jakąś powieść sprzed lat.

– Jasna cholera, ta to zawsze miała durne pomysły! – warknął, gdy skończyłam. Ze złością szturchnął stopą maszynę do pisania, która z jakichś przyczyn stała tuż przy jego łóżku.

– Słucham?! – obruszyłam się. – Wypraszam sobie!

Moja mama…

– Potrzebne mi teraz to pisanie jak świni siodło! – przerwał mi, zupełnie nie zważając na moje wzburzenie. – Nie mam czasu na pierdoły! Zresztą mój łeb od dawna nie doświadczył weny. Pomijając, że jestem ślepy jak kret.

Nagle zrozumiałam, dlaczego to ja miałam przeczytać list.

– Rozumiem – odparłam ugodowo. – Jeśli pan pozwoli, to chętnie pomogę. Zawodowo zajmuję się redakcją, więc praca nad książką będzie dla mnie czystą przyjemnością. Może pan też nagrywać się na dyktafon, a ja to wszystko spiszę… Lucinda Riley właśnie tak tworzyła pierwszą wersję książki… – W akcie desperacji złożyłam dłonie jak do modlitwy. – Ogromnie mi zależy na spełnieniu ostatniego życzenia mamy. Bardzo pana proszę…!

Mężczyzna skrzywił się, jakby coś go zabolało. Podrapał się po karku, a potem sięgnął po nowe cygaro, choć jedno wciąż się dopalało w popielniczce. W następnej chwili naburmuszona twarz Demczyka zniknęła w chmurze gęstego dymu, który jeszcze intensywniej podrapał mnie w gardło.

– Laptopa masz? – spytał, patrząc na mnie z ukosa. – Kiedyś dałem Majce słowo, a obietnic trzeba dotrzymywać…

Niech to szlag trafi.

– Oczywiście, że mam! – Podskoczyłam podekscytowana.

– Czy to znaczy, że pan się zgadza?

– Mam inne wyjście?! – huknął, a ja zrozumiałam, że oznacza to konieczność znoszenia jego humorów w najbliższym czasie.

Nigdy dotąd nie spotkałam takiego gbura. Ale trudno. Chciałam spełnić prośbę mamy. To pozwoli mi przezwyciężyć zahamowania.

Demczyk podniósł się i wrzucił końcówkę cygara z popielniczki w zimny popiół w kominku.

– Przyjdź jutro o ósmej rano – powiedział. – Masz się mało odzywać i nie zadawać zbędnych pytań, rozumiemy się? – Przytaknęłam posłusznie, a wtedy on dodał: – Potrzebuję tygodnia i kilku butelek dobrej whisky.

Nie zdążyłam zareagować na tę ostatnią uwagę, bo podszedł do drzwi i otworzył je szeroko, dając wyraźnie do zrozumienia, że ma już dosyć mojego towarzystwa.

Mruknęłam coś na pożegnanie i wyszłam. Wsiadłam do samochodu, przekręciłam kluczyk w stacyjce i odjechałam pospiesznie, spragniona oddalenia od tego chama. Podczas drogi do domu zastanawiałam się, jak moja mama mogła się przyjaźnić z kimś takim. Zarówno leśniczówka, jak i jej właściciel nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia.

***

Mama rzadko wspominała o czasach swojej młodości. Byłam w szoku, gdy pewnego dnia wygadała się, że kiedyś napisała książkę i kilka opowiadań, które ukazały się w różnych antologiach. Nigdy nie było mi dane ich przeczytać, pomimo że kilkukrotnie prosiłam mamę, by zdradziła ich tytuły. Nadaremnie szukałam jej imienia i nazwiska w Internecie, mając nadzieję, że natknę się gdzieś na jej twórczość. Po kilku rozmowach na ten temat mama przyznała się, że pisała pod pseudonimem, obawiając się krytyki i niepotrzebnego rozgłosu w miasteczku, w którym mieszkała. Widziałam, że moje pytania wywoływały w niej skrępowanie, więc po jakimś czasie przestałam drążyć temat. Myślałam wtedy, że w przyszłości będziemy miały jeszcze wiele okazji, żeby o tym porozmawiać.

***

Po śmierci mamy upewniłam się, że obraz, który wykreowała na potrzeby swojego rodzicielstwa, był tylko małą częścią tego, kim była. Sięgałam coraz głębiej do pozostawionych przez nią kufrów pamiątek, które zdawały się nie mieć dna. Wyglądało na to, że rzuciła dla mnie wszystko, co kiedyś było dla niej znane i ważne, i stała się kimś zupełnie nowym. Od zawsze miałyśmy tylko siebie. Ojciec zostawił nas, gdy tylko dowiedział się o ciąży, po czym ułożył sobie życie z kimś innym. Za każdym razem, gdy o niego pytałam, mama smutniała i zbywała mnie tą samą odpowiedzią:„Małowartościowi ludzie powinni pozostawać w naszych sercach tak długo, jak zmywane przez fale ślady stóp na piasku”. Gdy byłam młodsza, nie potrafiłam zrozumieć, co miała na myśli. Dopiero złamane serce nadało jej słowom głęboki sens.

***

Mama była dla mnie całym światem. Dokładała wszelkich starań, by nigdy niczego mi nie brakowało. Pracowała w bibliotece, kochała książki. Otaczała się nimi nie tylko zawodowo. Nasz dom pękał w szwach od stosów powieści, nowel i niekończących się sag. Mama czytała zawsze i wszędzie. To dzięki jej pasji ja sama zakochałam się w słowie pisanym. To było nieuniknione. Skończyłam literaturoznawstwo, a potem udało mi się zdobyć staż w wydawnictwie publikującym literaturę piękną. Wciąż tam pracowałam, teraz już jako redaktor. Często widziałam dumę w oczach swojej mamy. To sprawiało, że zawsze odważnie sięgałam po swoje marzenia.

***

W drodze do domu zastanawiałam się, czy Demczyk zgnuśniał z wiekiem, czy raczej w wyniku braku kontaktu z innymi ludźmi. Wścibska sprzedawczyni ze sklepu koło kościoła, zapytana o miejsce zamieszkania Jana, oprócz wskazówek dotyczących dojazdu dorzuciła też garść innych informacji. Wynikało z nich jasno, że mężczyzna nie zdobył jej sympatii. Ponoć pojawił się we wsi zeszłej jesieni. Jeśli wierzyć sprzedawczyni, miał przy sobie tylko kilka tobołów z ubraniami i maszynę do pisania. Zamieszkał w opuszczonej leśniczówce nad jeziorem, przez co większość ludzi zaczęła nazywać go gajowym. Mężczyzna nie był towarzyski. Rzadko też pojawiał się w sklepie. Jedynymi oznakami zdradzającymi jego obecność w chacie był wydobywający się z komina dym i niosące się po jeziorze dźwięki jakiejś muzyki. Znając życie, nowy mieszkaniec wioski stał się ulubionym tematem rozmowy pań z lokalnego kółka różańcowego, które wiecznie czyhały na świeże plotki.

***

Po kolacji nalałam sobie lampkę wina i zaczęłam obmyślać plan, który umożliwiłby mi wykonanie zadania. Z Białego Boru do leśniczówki Demczyka miałam prawie trzy godziny drogi samochodem. Codzienne dojazdy byłyby zbyt męczące. Postanowiłam więc wynająć pokój w pensjonacie lub hotelu niedaleko jego wsi i zakwaterować się w nim na następny tydzień. Pracowałam zdalnie, więc tymczasowa przeprowadzka nie stanowiła problemu. Zmiana otoczenia wydawała się korzystna nie tylko ze względu na logistykę, ale również – a może przede wszystkim – ze względu na to, że po tak ciężkich przeżyciach należało mi się kilka dni z dala od codzienności i domu wypełnionego po brzegi wspomnieniami o mamie. Po kilku minutach poszukiwań znalazłam małą, przytulną kwaterę w pensjonacie nad jeziorem w Jeleniej Dolinie koło Elbląga, czyli niecałe dwadzieścia minut drogi od leśniczówki. W lecie zapewne nie miałabym szans na znalezienie wolnego pokoju, był jednak koniec września, więc misja zakończyła się sukcesem.

Dominika Caddick

.

Gajowy – ebook epub – Dominika Caddick, w empik.com: 21,00 zł. Przeczytaj recenzję Gajowy – ebook epub. https://www.empik.com/gajowy-dominika-caddick,p1410812757,ebooki-i-mp3-p?utm_source=msite&utm_medium=share&utm_content=produkt

3
0

2 komentarze

  1. Pani Dominiko!
    Z zaciekawieniem przeczytałam pierwszy rozdział Pani powieści. Zapowiada się interesująca, pełna różnych niespodzianek książka.
    Mam tylko jedno ale. Mieszkam w Elblągu i o ile wiem, do tej pory nad jeziorem w Jeleniej Dolinie nie ma żadnego pensjonatu, a i takiej leśniczówki nie ma w tej okolicy.
    Jeśli to jeszcze możliwe, to zachęcam Panią do poprawienia tych nieścisłości.
    Serdecznie Panią pozdrawiam i życzę powodzenia w wydaniu poprawionej powieści!🍀

    Ewa Oliwiecka-Ryszewska
    1. Witam, książka Gajowy jest fikcją literacką. Absolutnie nie mam zamiaru jej poprawiać, bo miejsca jak i osoby w niej opisane nie są prawdziwe, pensjonat oraz leśniczówka również do takowych należą 🙂 Gajowy to nie reportaż, tudzież literatura faktu – z resztą nie życzyłabym nikomu, żeby wydarzenia w niej opisane przydarzyły się komuś naprawdę. 🙂

      Pozdrawiam serdecznie. 🙂

      Dominika Caddick

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *