.

Poezja erotyczna to jeden z najstarszych i najbardziej intymnych gatunków literackich, sięgający czasów starożytnej Grecji, gdzie emocje i pragnienia przelewano na pergamin z nieskrywaną szczerością. Już w VII wieku p.n.e. na wyspie Lesbos tworzyła Safona – poetka, której liryka miłosna i zmysłowa niosła echo subtelnych westchnień, namiętności i tęsknoty. Jej poezja, przesycona delikatnością i żarem uczuć, stała się symbolem głębokiej więzi między ciałem a duszą. Poezja erotyczna działa na czytelnika jak zaklęcie – budzi pragnienia, rozgrzewa zmysły, pobudza wyobraźnię. To forma sztuki, która przekracza granice czasu i konwenansów, pozwalając słowom dotknąć najintymniejszych sfer ludzkiej natury. Miłość, pożądanie, ekstaza, ale i melancholia niespełnionej tęsknoty splatają się w wersach, tworząc wyjątkowy dialog między autorem a odbiorcą. To, co odróżnia poezję erotyczną od innych gatunków, to jej zdolność do wywoływania skrajnych emocji – od subtelnego rozmarzenia po płomienną pasję. Jest jak szept kochanka, jak dotyk, który pozostaje na skórze długo po jego zniknięciu. To słowa, które drżą od niewypowiedzianych pragnień i wibrują echem serca. Czytając ją, nie jesteśmy jedynie obserwatorami – stajemy się częścią jej intymnego świata.

Katarzyna Dominik

.

Kamila Ciołko-Borkowska

ur. 1985r. na Mazurach, aktualnie pracuje w islandzkim przedszkolu. Uczestniczka warsztatów Biura Literackiego „Pracownia otwarta wierszem” 2018. Wydała tomiki wierszy: „Wszystko już było” (wyd. Mamiko) oraz „Płynę przez noc” (wyd. Oficynka) oraz powieści: „Przezwykłe przygody nieboszczki Marysi”(wyd. Bibliotekarium) oraz  „Gdzie diabeł nie może” (wyd. Bibliotekarium). Wydała też kilka opowiadań w antologiach: „Rubieże rzeczywistości cz. 1”, : „Rubieże rzeczywistości cz.2” , : „Rubieże rzeczywistości cz.3”, „Nie otwieraj na stronie sigma”, oraz „Groza tamtych świąt”. Jej wiersze wyświetlane były na ścianie kamienicy na ul. Brackiej w Krakowie oraz na stronie Wydawnictwa j.
Prowadzi podcast o pisaniu „Pisząca z fiordami” w bookradiu.

.

X X X

Skoro już znak pokoju podaliśmy sobie z ust do ust.

Bez zbędnych słów.

To dobry czas by twój język poznał krągłości leżące na mapie mojego ciała.

Dłońmi sprawdź miękkość skóry, która ukryła się przed niechcianym wzrokiem.

Bez słów.

Spijaj głębokie westchnienia, których nie porwał jeszcze wiatr.

W zwolnionym tempie spoglądam na ciebie, lekko przymykając oczy.

Odchylam głowę, byś zdobywać mógł kolejne z nieodkrytych miejsc. 

Bez słów.

Policzmy szybkie oddechy, by znać ich liczbę gdy spotkamy się następnym razem.

Splećmy się w najmocniejszym węźle, którego świat jeszcze nie widział.

Chcę stracić rachubę czasu i wszelką orientację. 

Bez słów. 

.

X X X

Jest taki ogień w mojej duszy

Co pali spierzchnięte usta

Zmęczone moim imieniem

Wypowiadanym szeptem jak zaklęcia

Sahary skórę skropiły łzy

Namiętności nocy ciemnej

Jak atrament co otula papier

Nieodwracalnie

Powolnie spijasz ze mnie

Całe pokłady nadziei

Którą składam nieodwołalnie

W twoich dłoniach

Most pleców wzniesiony o północy

Drga choć pewnie unosi się

Wśród pościeli gdzie przejść chcemy

Na drugi koniec świata

Czy słyszysz bębny

Bijące w moim ciele

Serce chcące wyrwać się

Z piersi zmęczonej twoim ciężarem

Nie przestawaj

Jedyne czego pragnę

By świat skończył się

Na naszych ciałach

.

X X X

Lubię mieć cię obok siebie

Czuć zapach twojego szamponu do włosów

Widzieć jak lekko poprawiasz ten sam kosmyk włosów

Niepokorny jak oczy które błyszczą zawsze gdy się śmiejesz

Dźwięk ten przypominam sobie zawsze gdy nie mogę zasnąć

Chciałbym być tym mężczyzną który zagarnie cię bez reszty

W plątaninie rąk i nóg rozpalić ogień nie do ugaszenia

Lubię mieć cię obok siebie

Czuć zapach twojego szamponu do włosów

Zastanawiać się czy smakujesz też tak słodko

Odwieść cię do domu i wejść tam zaproszonym

Chciałbym być tym mężczyzną który zagarnie cię bez reszty

Którego zawłaszczysz tylko dla siebie każdym oddechem

Muśnięciem dłoni przekażesz sekretne wiadomości

Chciałbym być tym mężczyzną który zagarnie cię bez reszty

Smakował będzie każdy centymetr skóry o której nie można oderwać wzroku

Chciałbym być tym mężczyzną

Chciałbym

.

Katarzyna Dominik

Urodzona w 1982 roku. Historyk, absolwentka studiów doktoranckich, publicystka, pisarka, poetka. Laureatka licznych konkursów literackich, poetyckich oraz fotograficznych. Propagatorka i ambasadorka DKMS Bazy Dawców Komórek Macierzystych Polska oraz  animatorka lokalnej kultury i krzewicielka regionalnej tradycji. Działaczka Stowarzyszenia Pacjentów Po Przeszczepie Szpiku Kostnego w Katowicach, Fundacji Lokujmy w Dobro, Stowarzyszenie Autorów Polskich O/Warszawa II oraz Zrzeszenia Literatów Polskich im. Jana Pawła II w Chicago, a także współzałożycielka i członkini Stowarzyszenia Literackiego Tilia, członkini Klubu Literackiego „Rubikon”. Publikacje m.in. w: „Akant”, „Wytrych”, „Odra”, „Post Scriptum”, „Epea”, „Moja Przestrzeń Kultury”,„Kozirynek”, „Helikopter”, „Czas Literatury”, „Gazeta Kulturalna”, „LiryDram” oraz projekcja na murach przy ul. Brackiej 2 w Krakowie w ramach międzynarodowego, wielojęzycznego serwisu społecznościowego poświęconego poezji, a w szczególności publikowaniu i tłumaczeniu wierszy – Emultipoetry.eu. Z zawodu historyk, ale z zamiłowania pisarka. Autorka licznych publikacji naukowych i historycznych oraz 15 tomików autorskich.

.

Poniektórego lata 

.

Spocona noc, lipcowy księżyc w afekcie kilokalorii gwiazd

rejestruje warkot oddechu mknącego szosą oddechów.

Cofnięty licznik wskazuje ponad prędkość światła.

Na szybach osiada mgła kompulsywnych westchnień.

Wewnątrz pół echa łąk i zagonów pszenżyta

i zarośnięty zagajnik, jakiś motel, opuszczona pipidówa.

Wbijam pazury w jego tors, zęby w kaloryfer na brzuchu.

Głuchy szelest rozwiewa włosy i pieści po cebulki.

Męski ustrój cielesny wznosi się, by opaść z rozkoszy.

Wyszarpany świt ze szczytowania rozciąga nasienie

po splot embrionu dnia, przejeżdżając rondo na krechę.

Wstrząs anafilaktyczny przykleja usta do ust bez butaprenu.

Chcę wrzeszczeć, niech każdy i z osobna usłyszy, że

punkt G został osiągnięty. Supremacja zbieżności narządów

sprzęga i prowadzi na manowce, by wyhamować przed wytryskiem.

Świece gwałtownie iskrzą, pełnię zaliczając na poczet zenitu, a my

mijamy któryś las, obłąkany zakręt i nie hamujemy przed czasem.

.

Młodość szaleństwem opętana

.

W muślinowej pościeli, w zakamarkach nocy,

kosztowali rozkosznej soczystości pragnień.

Namiętne pocałunki w afekcie uniesień,

kołysały zmysłami do granic północy.

Balsamiczne pieszczoty, ud ponętnych drżenia,

chwile miłością tkane w sercu uwiecznione,

gorącymi wargami nadto zniewolone,

frywolną sekretnością spełniały marzenia.

Feblik pachniał w powietrzu, gdy spocone dłonie

błądziły wzdłuż ciał nagich łaknących wciąż jeszcze.

Spojrzenia pełne iskry opętały dreszcze,

kiedy omdlałe ruchy zostały splecione.

Nawet wiatr w sadzie zamilkł wsłuchując się w szepty

i gwiazd cała plejada nadstawiła uszu,

będąc powiernikami pokus animuszu,

rozgrzeszali jaśnieniem romantyczne skrypty.

Lecz rozigrane myśli doznane przedwcześnie,

w młodzieńczej intymności spłonęły szaleństwem,

gdy w wymiętym uścisku opiły się chciejstwem,

a za oknem budził się sezon na czereśnie.

.


Sto gwiazd za jeden dotyk 

.

Dotyk Twój, który północ do mnie przywołuje,

leczy złamane serce i koi zgubne bóle.

Jak lilia delikatne, śpiących powiek drgnięcie,

w tepidarium Twych dłoni, pulsuje z przejęciem.

Muśniecie Twych warg, które upaja słodyczą

rozkosz dzikiego łona, jest ust zdobyczą.

I męskość w kobiecości – świątynia oddania,

niech płonie namiętnością, w pieszczotach się słania.

Nocy pełnię posiądę i stu gwiazd srebrzystość,

które tkwią w przytuleniu, by znikła niepewność.

Niech aksamit rąk Twoich błądzi po mym ciele

z miłością niepojętą. Czy pragnę tak wiele?

.

Sotyris Paskos

Urodziłem się we Wrocławiu 6.3.1954 r., w pięknym mieście. Sobota była, a włosy opadały mi łagodnie na ramiona. Urodzić się od razu hipisem i to na długo przed powstaniem tego ruchu to dopiero sztuka! Siostra położna ściągnęła mi czepek z głowy (urodziłem się w czepku) i tak wszedłem w życie! No dobra, nie od razu byłem poetą, młode lata przed podstawówką spędzałem różnie, tak jak wszyscy w tamtych latach. W szkole podstawowej nauczyli mnie czytać i tak mnie to pochłonęło, że mamie trudno było mnie wygonić na dwór, bym pobawił się z innymi dzieciakami. Nie pamiętam w której klasie napisałem pierwszy wiersz i jaka była jego treść, ale pewnie mówił o miłości do mojej sąsiadki. Platoniczna miłość i pewnie dlatego zacząłem pisać do szuflady. Wiersze piszę jak leci, bez rymu i składu, małymi literami. Traktuję je raczej jak zapis myśli, nie poezję. Czasami uda mi się coś przez to wyrazići wtedy jestem dumny jak paw. Nie lubię o sobie mówić, ani pisać. Od kiedy mam komputer i
Internet mogę sobie na różnych grupach pisać swoje spostrzeżenia ubierając je w jakieś poetyckie formy.

.

X X X

tak

otworzyłem niebo

wystrzeliwszy twoje nogi w powietrze

twoje usta krwawiły słowem

a po ścianach drapiąc pazurami

wspinał się twój krzyk

mocniej mocniej

smakowałem pot twoich sutków

wbijając się zębami w rozkosz

powoli unosiliśmy się na łodzi namiętności

językiem jak sterem pokonywałem uniesienie

aż uniosłem na wyżyny pożądanie

by zagłębić się w tajemnicę istnienia

.

malowałem twoje ciało opuszkami

delikatnie tak jak niebo dotykające gwiazd

wędrowałem językiem po zakamarkach

zanurzając się w nieznane obszary

rozsuwałem palcami tajemnicę stworzenia

by wejść w te wrota z całych sił

unosiły nas fale coraz śmielsze

być może narodzi się nowe życie

.


X X X

to jest blues o miłości
mój blues
kiedy zegar na ręce parzył twoim
spóźnieniem nocy pełnej westchnień
kiedy niecierpliwość tuliła się do butelki
przyciemniałem światło by lustro kłamało
że jest dobrze że tak musi być
oszukiwałem swoje myśli że to twoje kroki na klatce
wsłuchany w bicie własnego serca
wyglądałem przez okno z rękami wspartymi
o framugę marzeń za oknem ciemność
zanurzałem się coraz głębiej w chwile zapomnienia
na skrzyżowaniu do więzienia wspomnień
prześcigałem się z butelką we wznoszeniu toastów
nie wytrzymała naporu moich słów
upadła na podłogę

.

X X X

moja pamięć

jeszcze jeden gwóźdź

wbity w moje wspomnienia

lubiłem kiedy obejmowałaś mnie nogami

przyciągając do siebie rytmicznie

muzyka ciał do nieba

moje palce błąkające się po nagim ciele

może napiszę wiersz

oczy niebieskie jak dwa obłoki

powiedziałaś bym przestał pierdolić

a zajął się pieprzeniem

mój pot spadał na twoje piersi

patrzyłem jak on wchodził w ciebie powoli

tak jak żniwiarz kosą rżnął zboże

ziemia drżała jęcząc w białej pościeli

kiedy wybuchłem przytuliłaś się bez słowa

mówią że niebo się wtedy otworzyło

.

1
0