.

Opowieść z dreszczykiem
.

Zaciskałam w dłoni pięciozłotówkę wygrzebaną ze szpary w podłodze. Przedzierałam się przez ośnieżoną drogę w lesie i zastanawiałam na co może mi się przydać? Na kawę?
Nawet nie wiedziałam, ile kosztuje kawa w Polsce. We Francji za jedno euro w znajomej kafejce, to bym pewnie dostała, ale tutaj?
I to jeszcze na takim odludziu.

Co mnie podkusiło, aby jechać do Polski w zimie? Samochód utknął w zaspie, a ja w nowych kozaczkach, które zupełnie się nie nadawały do pieszych wędrówek i płaszczu wiatrem podszytym szłam, nie wiedząc dokąd. I w dodatku miałam tylko jedną monetę.

Znowu to samo, tak jakbym ciągle przerabiała tę samą sytuację – popsuty samochód i nowe buty.
Całkiem jak w „Dniu świstaka”. ile razy mnie to jeszcze spotka?

Ostatnim razem samochód się popsul w szczerym polu. Utknęliśmy z Waldemarem w błocie, gdy jechaliśmy do wiejskiej oberży świętować kolejną rocznicę naszej znajomosci. Miało być japońskie karaoke, argentyńskie tango i francuski szampan. A było popsute auto i nowe szpilki od Jimmego Choo.

Z Waldim – tak się przedstawił, kiedy go poznalam na dyskotece; wysoki, dobrze zbudowany, z dwudniowym zarostem i forsiastym tatusiem – spędziłam dwa lata. Dwa lata nudziłam się jak mops. Żadnych koncertów, żadnych wyjść do teatru. O filcharmonii nawet nie wspomnę. Waldi lubił tylko mocne uderzenie. Za muzykę uważał hałas, im głośniej, tym lepiej.

Właściwie szkoda, ze nie dałam Krzysztofowi numeru telefonu, kiedy przyszedł naprawić samochód. Mogłam mu zapisać na ręce.  Obserwowałam tylko jak grzebie we wnętrznościach auta, potem mu podziękowałam i tyle. Waldi wyciągnął portfel ale Krzysztof odmówił. Tyle go widziałam. Gdzie to bylo? Jak się nazywała miejscowość? Nie pamiętam.
Z Waldim rozstałam się dzień później. Myślałam, że będzie prosił o kolejną szansę, nic z tego. Odszedł bez słowa, jaklby z ulgą. Potem się dowiedziałam, że znalazł kociaka. Tak do niej mówi, kocie.
Teraz sama kupuję buty, samochód; starego opla nabyłam po znajomości. Na wiecej nie starcza, buty i benzyna. BB.

Znowu wpadlam w tarapaty.
Byłam pewna, że dojadę do miasta bez problemu i skorzystam z bankomatu, jak w cywilizowanym świecie przystało.
A tu taki klops.
Rozmyślałam nad moim położeniem, przemoczonych butach, oraz o tym, że na pewno złapię katar po takim spacerze, kiedy między drzewami zamajaczyły kontury chaty.

Dom wyglądał jak chatka czarownicy. Opadający do ziemi dach, szare ściany, krzywe okna zasłonięte okiennicami. A na werandzie puste fotele na biegunach, które bujają się przez cały dzień i całą noc.
Przyspieszyłam kroku i zapukałam do drzwi. Brak odpowiedzi. Nacisnęłam klamkę i weszłam.
W półmroku niczego nie dostrzegłam, ale usłyszałam głos.
– Puka się.
– Pukałam, ale nikt nie odpowiedział. Oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności. Przy stole siedziało dwóch mężczyzn, jeden czyścił długi nóż. O matko, chyba z krwi. Drugi się nie poruszał, jakby nie zauważył mojej obecności.
– Czego? – mężczyzna z nożem odsunął krzesło i wstał od stołu.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Zgubiłam się – wyjąkałam, ściskałam coraz mocniej pięciozłotówkę w dłoni.
– Puka się. Teraz to już tu zostaniesz. Co trzymasz?
Złapał moją rękę i chciał otworzyć zaciśnięte palce. Krzyknęłam z bólu. Nagle chłop padł jak stał na podłogę. Zamrugałam powiekami próbując zrozumieć o co chodzi. Z tyłu stał drugi mężczyzna, trzymał tłuczek do mięsa.
– No to klops – powiedziałam, aby tylko coś powiedzieć.
– Klops to będzie jak on odzyska przytomność. Uciekamy.
– Ale dokąd? – Chciałam się dowiedzieć zanim opuszczę dom w towarzystwie nieznanego mężczyzny.
– Do lasu.
Chłop nie czekał na odpowiedź, ruszył do drzwi.
Ale klapa! Nie wiem co mnie czeka, czy wrócę żywa do domu. Czy przetrwam w tym nieznanym świecie zbrodni i przemocy.
– Co tak stoisz? Czekasz, aż się obudzi?
Nie, na pewno nie, nie chcę, aby się budził. A może to sen?
Tak, to sen, przemoczone nogi i zmarznięte ręce są wytworem mojej wyobraźni. Leżę w ciepłym łóżku, a jak wstanę zaparzę sobie kawy i pooglądam wiadomości w Internecie.
Użalałam się sama nad sobą, ale posłusznie wyszłam na zimne podwórze i poczłapałam za moim hmmm, wybawcą.

Katarzyna Godefroy

5
0

6 komentarzy

  1. Kiedy się obudziłam, spojrzałam na nogi, bo poczułam, że są wilgotne. Będąc jeszcze półprzytomną ze snu, pomyślałam, że to śnieg. Niestety zobaczyłam kota na półce, a w nogach kwiaty. Przypomniałam sobie, że wczoraj wstawiłam je na półkę. Kot się patrzył na mnie szelmowsko.

    Sotyris Paskos

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *