
.
MANIFEST CZŁOWIEKA, KTÓRY CHCE ŻYĆ SPOKOJNIE
.
Dzisiaj rosyjski dron zniszczył dach polskiego domu.
Nie w wojennej grze komputerowej. Nie w symulacji polityków na forum bezpieczeństwa.
Tylko w realu. Na Lubelszczyźnie. W Polsce.
Tam, gdzie dzieci idą do szkoły, a kobiety podlewają pelargonie.
I nie wiem, jak Ty – ale ja nie jestem już w stanie udawać, że wszystko jest w porządku.
Nie rozumiem, jak to jest możliwe, że w XXI wieku nadal dzieją się wojny.
Że świat z całą technologią, ze sztuczną inteligencją, z planami lotów na Marsa –
nadal nie potrafi rozwiązać konfliktów inaczej niż krwią.
Dlaczego, gdy jeden kraj wchodzi z buciorami na terytorium drugiego – świat nie zatrzymuje go w jednej sekundzie?
Gdzie jest to legendarne: „nigdy więcej”?
Dlaczego pozwala się na to, żeby zwykli ludzie ginęli, uciekali, bali się, milczeli i bali się jeszcze bardziej?
Gdzie są ci wszyscy, co mają miliardy?
Dlaczego nie używają tych miliardów, by uratować planetę, uratować ludzi przed ludźmi, zamiast budować kolejne wyspy dla elit?
Nie wiem, co dzieje się w głowie Putina.
Nie wiem, czy wojna na Ukrainie to jego ambicja, czy wynik prowokacji.
Ale wiem, że zawsze cierpią ci najmniejsi.
Zawsze giną ci, którzy nie mają głosu.
I wiem też, że to się może wydarzyć tu. W moim kraju. Na mojej ulicy.
I pytam:
Czy my jesteśmy gotowi?
Czy mamy naprawdę porządne wojsko?
Czy mamy polityków, którzy potrafią bronić, czy tylko mówić pięknymi słówkami?
Czy ktoś z decydujących myśli o obywatelach, czy tylko o swoim wizerunku i wynikach sondaży?
Bo ja nie wiem, czy jestem gotowa, jeśli ktoś z bronią stanie pod moim domem.
Nie wiem, czy potrafiłabym być bohaterką z nożem w dłoni i hasłem na ustach.
Może nie potrafiłabym odebrać życia.
Może bym nie chciała. Może chciała. Nie wiem! ![]()
Bo przecież ten „wróg” to też może być ktoś, komu kazano walczyć.
Kto płacze w środku, a musi iść z karabinem, bo inaczej zabiją mu rodzinę.
I dlatego uważam, że wojny powinny być toczone przez tych, którzy je wywołali.
Premier pierwszy. Prezydent pierwszy. Generał pierwszy.
Nie dzieci matek. Nie synowie sąsiadów.
I tak – mam takie dni, że zastanawiam się: Gdzie można uciec, gdyby tu zrobiło się niebezpiecznie?
Czy jest kraj, który daje prawdziwe poczucie bezpieczeństwa – nie tylko wewnętrznego, ale i geopolitycznego?
Myślę o:
Islandii – samotnej, spokojnej, od wieków neutralnej.
Szwajcarii – która nie krzyczy, tylko zawsze jest gotowa.
Nowej Zelandii – na końcu świata, daleko od konfliktów.
Portugalii – łagodnej, ciepłej, z ludźmi, którzy mają w sobie czułość.
Kanadzie – która (chyba) jeszcze potrafi być przyzwoita. O której marzyłam od dziecka. Nawet nie wiem dlaczego…
Ale przecież ja nie chcę wyjeżdżać.
Nie chcę pakować walizki w panice.
Nie chcę planować ucieczki, tylko dlatego, że nie czuję się tu chroniona.
Ja po prostu chcę żyć w kraju, w którym nie muszę się bać.
Nie chcę myśleć, czy mój syn będzie musiał kiedyś walczyć.
Nie chcę śnić o dronach.
Nie chcę, żeby mój patriotyzm polegał na tym, że dam się zabić lub ukrócę czyjś żywot.
Chcę, żeby moja polskość polegała na tym, że żyję tutaj z sensem, pokojem i odpowiedzialnością.
Więc nie wiem, czy jestem naiwna.
Może.
Ale powiem to tak czy inaczej:
Nie chcę być bohaterką wojny.
Chcę być człowiekiem, który żyje w pokoju.
Wiem, że nie możemy zmienić świata w całości, ale chociaż zmieńmy to, jak wybieramy ludzi u władzy.
Może przestańmy wybierać tych, co tylko krzyczą.
Zacznijmy słuchać tych, co potrafią mówić i naprawdę przewidywać i planować.
Może zacznijmy patrzeć na sąsiada jak na sojusznika, nie wroga.
Może przestańmy zrzucać winę – na partnera, rodzica, nauczyciela, obcokrajowca.
I zacznijmy się pytać: „Jak ja mogę pomóc, by ten kraj był spokojniejszy?”
Bo Polska to nie tylko rząd i granice.
To ludzie, którzy chcą żyć. Tak po prostu.
Jeśli myślisz podobnie – podaj dalej.
Nie po to, żeby wywołać strach.
Tylko po to, by zbudować coś więcej niż obojętność.
.
Agnieszka Miodowska