
.
Kosmiczny rewanż
Mark powoli usiadł na łóżku, zawsze rano szukał wzrokiem okna, ale po chwili się zreflektował gdzie jest. Od pięciu miesięcy leciał zamknięty w tej puszce i już go nie bawiła wspaniale wyposażona kajuta ani kokpit z wszystkimi jego ekranami. Trzy miesiące temu przestał się też bawić wyświetlaniem na ścianach kajuty kombinacji artystycznych w stylu teraz barok a jutro zieleń lasu, albo łączenie najbardziej nieprawdopodobnych zestawień meble w stylu gotyk a miejsce plaża na wybrzeżu Meksyku. W końcu zdecydował się na jeden wystrój i już przy nim został, zobojętniało mu to po prostu. Jeszcze czasem podejmował decyzje o zmianie muzyki ale też już coraz rzadziej. Rozejrzał się po kajucie, przyjrzał się obrazom na ścianach – wyglądały bardzo realistycznie.
Zwlókł się z łóżka i szurając nogami wlazł do łazienki. Obejrzał się dokładnie w lustrze, potarł zarośnięte policzki i postanowił że jednak jutro się ogoli. Kiedy decydował się na tę pracę nie myślał o tym że będzie się mu tak dłużyło, rok wydawał się terminem łatwym do przeskoczenia i nawet zastanawiał się czy nie brać drugiej tury, ale psycholog korporacji powiedział mu że regulamin nie przewiduje takiego rozwiązania i pomiędzy służbami musi być co najmniej pół roku przerwy. Ale wtedy też nie miał ochoty w ogóle na kontakty z żadnymi ludźmi. Od czasu kiedy Marta go rzuciła był w stanie głębokiej depresji, służba na statku w korporacji „Safardi” wydawała się wręcz zbawieniem, tym bardziej że tak naprawdę nie oczekiwano od niego żadnych referencji ani też specjalnych umiejętności prócz standardowej umiejętności obsługi komputera czy prowadzenia pojazdów. Teraz jednak zrozumiał dlaczego inni piloci mówili o tej pracy „wyrok”. Kilku z nich spotkał u psychologa śmieli się z niego że jest jeszcze „dziewicą” i że dostaje pełen „wyrok”. Można było służyć tez pół roku ale Mark chciał pełny rok i dostał go.
Pilot to brzmiało bardzo dumnie, naszywka wyglądała także imponująco ale prawda była taka że odgrywał rolę małpy, która powtarza głośno odczytane instrukcje z notatnika, i dostaje za to banana. Statek był w pełni zautomatyzowany i jego lot odbywał się według z góry ustalonego programu. Co mniej więcej dwa, trzy, dni natrafiali na boje sygnalizacyjne które należało obsłużyć, musiał wymienić okładziny na osłonach i uzupełnić sondy wystrzeliwane w kosmos w kierunku nowych obiektów pojawiających się w okolicy boi. Zresztą to także załatwiane było ściśle określoną procedurą i nawet nie musiał wychodzić na zewnątrz, wszystko załatwiały manipulatory statku. Sczytywał więc raporty, nadawał je dalej dopisując Mark Majster pilot dyżurny i kończył robotę. I znów czekał dwa dni na następny postój przy kolejnej boi. Zastanawiał się po co tak naprawdę tu jest, czy korporacji Bena Safardiego nie opłacało się wysłać bezzałogowego statku który, robiłby to co on. Kiedy zapytał o to Syrenę (sztuczna inteligencja statku) powiedziała mu że to regulują przepisy ruchu międzygalaktycznego i nie ma mowy o bezzałogowej obsłudze.
***
Mimo że pracowałem na stanowisku pilota „de facto” byłem tylko dodatkiem do przedsięwzięcia, ale kajuta była rzeczywiście luksusowa , kiedy z nudów analizowałem materiały z poprzednich przelotów natrafiłem na informacje że standard zmieniono pięć lat temu po samobójczej śmierci dwóch po kolei pilotów, powiększając maksymalnie przestrzeń i dodając masowo różnych gadżetów. Ciekawe że korporacji się to nadal opłacało.
Do wyposażenia należała również Druga Osobowość nazwałem ją Syreną. Wyposażono w nią statek chociaż pewnie kosztowała tyle co całe wyposażenie przeznaczone dla pasażera razem wzięte. Miała zastępować kontakt pilota z kimś żywym ale pewnie też nadzorować jego stan psychiczny, posiadała do wyboru symulację męską i żeńską więc kiedy działo się coś związanego z służbą odzywał się do mnie głos męski, a kiedy „rozmawiałem” niejako prywatnie, odzywała się kobieta. Można było nadać jej imię i zdecydowałem się na Syrenę pół baba pół ryba niby istnieje, a dotknąć się nie da. Natomiast męski odpowiednik miał ksywę REX i nie chciał reagować na inne zawołanie, podejrzewam że było to związane z skrótem jakimś, którego źródła nie chciało mi się odszukiwać.
– Witam, jest 23 maja 2504 roku godzina 7,15 – zagaił miękko żeński głos gdzieś z okolicy sufitu. Lista dzisiejszych obowiązków jest do odebrania w kokpicie u REX – a, sygnatura 23.05.25.04.
– Dzięki – mruknąłem i powlokłem się do kokpitu.
Zalały mnie niebieskie światła monitorów, na głównym środkowym w zielonkawej poświacie tkwiła mapa lotu z zaznaczoną trasą którą już przebyłem, oraz niebieski szlak jeszcze do przebycia, z grubsza wyglądało to jak pajęcza siatka którą cierpliwie zapełniałem latając pomiędzy bojami. Układała się w mojej głowie jako seria szarpnięć. Dokowanie do boi, zbieranie informacji, uzupełnianie sond, wymiana okładzin, atak silników kiedy przypięty pasami mrużyłem oczy z przeciążenia i gdzieś w połowie drogi powolny proces hamowania i tak w kółko średnio co dwa dni, w sumie sto pięćdziesiąt stacji a miałem zaliczonych siedemdziesiąt dwie, zrobiło mi się mdło.
– REX – lista – proszę – rzuciłem w przestrzeń
– Dzień dobry kapitanie – sygnatura listy 23.05.25.04 – stan – bezpiecznie – brak zagrożeń zewnętrznych, brak aktualnych awarii wewnętrznych, stan, naprawy z wczoraj zakończono – dziękuje.
REX wyświetlił listę na moim tablecie, potwierdziłem odebranie i zawróciłem do kajuty. Wciąż uparcie nazywał mnie kapitanem, nie czułem się kapitanem, może kupili go z demobilu. Rzuciłem się na łóżko, patrząc na sufit i starałem się nie myśleć ile pozostało mi godzin do następnej boi.
.
Miesiąc później.
Dostałem w poleceniach od Rex-a zrobienie inwentaryzacji powierzchni magazynowej. Myślę że na siłę wynajdowano mi zajęcie żebym nie sfiksował w mojej puszce do końca. Nie wierzę że system pokładowy nie miał ewidencji posiadanych zasobów magazynowych, ale poszedłem grzecznie do magazynów. Pierwszego dnia przeleciałem wszystkie zapasy wody, żarcia i tlenu czyli systemu podtrzymywania życia. Praca choć żmudna i raczej głupawa jednak dostarczała mi zajęcia i w sumie byłem wdzięczny za nią w przeciwnym wypadku zacząłbym poważnie rozważać czy nie nauczyć się robić na drutach. Drugiego dnia miałem zrobić lekarstwa, osłony i sondy i kiedy przeglądałem wciąż te same kontenery spisując ich numery skanerem na czytnik, nagle natrafiłem na coś czego bym się zupełnie nie spodziewał. Zaskoczony jeszcze raz zeskanowałem znaczek identyfikacji i przeczytałem na ekranie tabletu – samojezdny transporter bezzałogowy „Żółw – M300”.
– Rex, wywołanie – zawołałem, do sufitu.
– Słucham – odpowiedział system.
– Żółw – M300, Co to jest i co tu robi ?
– Żółw – M300 jest militarną jednostką transportu osobistego i należy do standardowego wyposażenia latającej jednostki kosmicznej „Maraton” – poinformował mnie Rex.
– A możesz mi wyjaśnić na jaką cholerę mi tu w kosmosie militarna jednostka transportu osobistego – zakpiłem, rozpoczynając ulubioną zabawę z Rexem.
– Żółw – M300 jest militarną jednostką transportu osobistego i należy do standardowego wyposażenia latającej jednostki kosmicznej „Maraton” – poinformował mnie cierpliwie Rex.
– A co on tu robi, – zapytałem chytrze ?
– On jest tu zmagazynowany – odpowiedział mi zgodnie z prawdą Rex.
– No dobra – zirytowałem się nieco – uważaj Rex i skup się, bo jak nie, pójdę do kabiny i wpakuję sobie 6 jednostek nasennych, co całą tą wyprawę postawi pod znakiem zapytania.
– To cię zwali z nóg na tydzień i będziesz strasznie wymiotował – poinformował mnie znów Rex.
– Więc odpowiadaj jak cię pytam na kontekst pytania, i nie wymiguj się – Oki?
– Oki – odparł Rex – chciałem tylko dodać że zapasy są przewidziane na dwa razy dłuższą wyprawę, więc ta byłaby i tak kontynuowana, mimo twojego kaca – kapitanie, dodał po chwili.
– Więc co to jest i co to tu robi ?
– Żółw – M300 jest militarną jednostką transportu osobistego – i nie został zdjęty z ewidencji najprawdopodobniej przez niedopatrzenie – szybko dodał Rex.
– Nasz statek nazywa się „Maraton” to wiem, a jak to się stało że sprzęt militarny jest u niego na standardzie.
– „Maraton” to nie nazwa statku to typ statku – odparł Rex.
– A jaki to typ statku jest – zapytałem?
– To nieuzbrojony transportowy statek militarny – obecnie przekazany w użytkowanie korporacji „Safardi” do służby cywilnej na bazie umowy sprzedaży.
– No proszę – powiedziałem, sam do siebie.
– Nie rozumiem – zdziwił się REX.
– Nie szkodzi – odpowiedziałem.
Podczas dalszej inwentaryzacji odkryłem jeszcze – samojezdną maszynę wydobywczą „Kret” oraz system maskowania bezpośredniego dla statku typu „Maraton”, w kącie zupełnie pustego magazynu numer 4 znalazłem jeszcze kartę danych statku. Zapakowałem ją natychmiast do mojego komputera ale była zaszyfrowana nazwiskiem oficera ostatnio dowodzącego statkiem. Pracę skończyłem późnym wieczorem, położyłem się na łóżku i rozmyślałem nad tym wszystkim aż zapadłem się w sen.
Kiedy wstałem rano i przyglądałem się w łazience mojej pięknej brodzie miałem iluminację. Polazłem do kompa i wydłubałem dane dwóch samobójców którzy tak przyczynili się do zmiany wystroju mojej kajuty. Obydwaj byli wojskowymi. Kiedy wpisałem nazwisko jednego z nich – Jan Galus, karta otworzyła się. Statek był zdemilitaryzowanym mini – transportowcem, służącym do dostarczania żołnierzom osadzonym w fortach wszelkich środków do walki i do przetrwania, dzięki niewielkim jak na wojsko rozmiarom mógł korzystać z zintegrowanego z nim systemu maskowania najnowszego typu, System ten był tak świetny że nawet z pięciu metrów nie można było zobaczyć statku co więcej potrafił wyposażyć jedną osobę obsługi statku w podobne właściwości ale tylko w określonym zasięgu który nie przekraczał 3 km. Pełnił służbę na planecie Matador dostarczając stacjonującemu na niej tajnemu posterunkowi różnych materiałów.
Materiały były bardzo zastanawiające jak na posterunek wojskowy. Dopiero kiedy sprawdziłem nazwisko dowódcy posterunku w sieci okazało się iż był nie tylko majorem ale także, a może przede wszystkim profesorem, a więc naukowcem. Jan Galus okazało się iż był ostatnim wojskowym dowódcą statku i zanim przeszedł do korporacji obsługiwał posterunek na „Matadorze”. Zacząłem się zastanawiać nad konsekwencjami tych wszystkich wiadomości jakie na mnie spadły, gdy odezwał się do mnie Rex, co było dość dziwne, w mojej prywatnej kajucie.
– Nie jestem pewien czy dane które analizujesz nie są tajne – stwierdził
– Gówno cię obchodzi co robię na moim prywatnym komputerze – odrzekłem
– Obawiam się iż dane te są własnością wojska – wyraził zaniepokojenie
– A skąd ty wiesz co ja robię na moim kompie?
– Czytam z ekranu – odparł rezolutnie
– Nie zmienia to faktu że gówno cię to obchodzi – odparłem równie rezolutnie
– Sytuacja w której się znalazłem wymaga zastosowania instrukcji dodatkowych – stwierdził
– Powiedz mi Rex – czy ty jesteś także standardowym wyposażeniem jednostki typu „Maraton”?
– Oczywiście – z dumą odpowiedział REX.
Statkiem szarpnęło z lekka i stęknęła oś dokująca.
– Statek „Maraton” zadokował – zameldował Rex – standardowa procedura dokowania przerwana ze względu na niespodziewane zakłócenie procedury.
– Co się dzieje – poczułem się zdezorientowany – co się do cholery dzieje, wrzasnąłem ponieważ statkiem szarpnęło w sposób naprawdę gwałtowny i walnąłem jak długi na podłogę.
– Dokowanie przerwano ponieważ boja odpaliła sondy w naszym kierunku.
– Jak to sondy, dlaczego ?
– Boja jest uszkodzona ma zniszczony system zarządzania. Sondy, odpaliły się automatycznie podczas dokowania.
Zebrałem się z podłogi i pobiegłem do kokpitu, statkiem miotało na wszystkie strony – spojrzałem na ekrany. O w mordę ! Palimy się !
– Dlaczego się palimy – do cholery to niemożliwe !
– To nie my się palimy to sondy się palą – odparł spokojnie Rex.
– Ile ta durna boja wywaliła w nas sond ?
– Wszystkie – odpowiedział
– Dawaj raport – System komunikacji zewnętrznej w tym antena nadawcza zniszczone, system paliwowy uszkodzony, system napędowy uszkodzony – , grozi utrata zbiornika paliwowego, system sterowania uszkodzony i 78 mniejszych awarii.
– I co teraz ? – zapytałem
– W związku z tym iż wszedłeś w posiadanie informacji będących tajemnicą wojskową muszę wprowadzić instrukcję dodatkową i zaprzysiąc cię jako żołnierza – kapitanie, dodał.
Chciało mi się płakać więc, zawyłem jak oszalały pies.
Statek dygotał i się trząsł, ja wyłem i tylko Rex milczał.
Nad ekranami miarowo migotało czerwone światełko alarmowe – napis głosił –uwaga niebezpieczeństwo.
Nagle światełko zgasło a ekran pociemniał, zamigotał i pojawiła się na nim zamazana twarz. Przez chwilę ktoś na ekranie się pochylał i po wyregulowaniu ostrości uśmiechnięta twarz oznajmiła radośnie – cześć Marku!
Szczęka mi zadrżała i zrobiłem żałosną minę.
– Szkoda że nie mogę cię teraz zobaczyć, naprawdę szkoda, oznajmił człowiek z ekranu.
Wiedziałem kim jest – to był mąż Marty, były mąż – Jerzy.
– No więc tak, kontynuował Jerzy, myślę że należą ci się jakieś wyjaśnienia. Po pierwsze nie jest tak tragicznie jak ci się wydaje, jest nawet całkiem dobrze. Wprawdzie nie wiele możesz zrobić, ale jesteś w zasadzie bezpieczny. Podkreślam że jesteś bezpieczny, bo mogłoby ci się wydawać że chce cię zabić, ale tak nie jest, co więcej zależy mi na tym byś żył w zdrowiu jak najdłużej.
No dobra, ale żeby ci wyjaśnić w jakiej jesteś sytuacji, pozwól że ją opiszę. Lecisz w przestrzeni kosmicznej siłą bezwładu w wyniku wybuchu i niewielkiej korekty silników, które obecnie są odłączone od zbiornika paliwa. Twój lot będzie trwał około 4 lat, a lecisz w kierunku takiej miłej planetki z przyjazną atmosferą i niewielka populacją humanoidów, na poziomie mniej więcej kamienia łupanego. Na planecie praktycznie prawie nie ma surowców potrzebnych dużym cywilizacjom więc nikogo ona nie obchodzi, i nikt jej nie odwiedza, będziesz miał mnóstwo czasu i spokoju aby przemyśleć swoje postępowanie, w stosunku do mnie.
Wierz mi, jest mi bardzo przykro że nie możemy porozmawiać bezpośrednio ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Kiedy pięć lat temu, opuściliście mnie wraz ze świeżo przez ciebie uwiedzioną moją żoną, czułem się nieco upokorzony, ale wkurzyłem się dopiero kiedy się okazało że zniknęliście wraz z całym moim majątkiem. Moja kochana Martusia sprzedała nawet dom w którym mieszkałem od dzieciństwa, co już uznałem za lekką przesadę.
Zostałem więc bez niczego, bez domu, pieniędzy i przyjaciół, o żonie nawet nie wspomnę. Nie miałem pieniędzy żeby się sądzić o dom, ani żeby spłacać dłużników, byłem bardzo głęboko w, czarnym kosmosie i przychodziło mi do głowy żeby rozwiązać swoje problemy jakimś jednym zdecydowanym gestem. Doszedłem jednak do wniosku, że ponieważ nie mam własnego życia poświęcę je wam i będę żył waszym szczęściem. Podjąłem pracę słabo płatną ale za to z wielkim potencjałem, konserwatora kosmicznych sieci komunikacyjnych. Miałem więc, dzięki mojej wiedzy, szeroki dostęp do dowolnych treści płynących w pan-optycznej sieci, mogłem dzięki temu was delikatnie i z daleka obserwować, ciesząc się waszymi sukcesami.
Przepraszam że tyle mówię o sobie, jednak potrzebuję tego, aby wyjaśnić ci drogi Marku twoją sytuację. Zrobiło mi się niewymownie przykro kiedy moja żona, przepraszam, była żona, wykonała znany ci już numer i zostałeś sam, bez pieniędzy i bez perspektyw. Muszę przyznać że mi zaimponowała. Jej ówczesny partner pan D. jednak nie podzielał mojego podziwu. Co więcej upierał się że jej zachowanie jest wielce niegodziwe i używał wyzwisk powszechnie uważanych za brutalne, szczególnie kiedy mu udostępniłem nagrania i zdjęcia dokumentujące nasze wspólne, moje i twoje przygody z Martą. Przy okazji okazało się że nie byliśmy jej pierwszymi ofiarami.
Ale żeby nie przedłużać, dojdźmy do mety naszej przygody. Uznaliśmy z panem D. że Marta jest zbyt niebezpieczna aby ją oddać w ręce sprawiedliwości, zresztą nie wiadomo, co by jej wielka uroda, i przebiegły umysł zrobiły z niepewną galaktyczna sprawiedliwością. Uknuliśmy więc plan, a w zasadzie dwa plany jeden dla ciebie i drugi dla niej. Panu D. byłeś raczej obojętny ale upierałem się i w końcu dał się przekonać. Tym bardziej że bez ciebie nie byłby ten żart tak dowcipny, za jaki zapewne go uznasz, kiedy już dojdziemy do wielkiego finału. Pan D. zakupił do swojej supernowoczesnej, pięknej łazienki nową kabinę regeneracyjną, która gwarantowała dzięki rewolucyjnej technologii, odmłodzenie o dwa lata już po trzech sesjach z nią. Nie znam kobiety która by się nie zdecydowała skorzystać z tego wynalazku. I rzeczywiście Marta była zachwycona. Dzielnie zniosła serię przygotowań i weszła do kabiny z pięknym uśmiechem na ustach. Jednak w istocie była to kabina kriogeniczna, która ululała cudownie naszą bohaterkę na pół roku. W tym czasie ja dokonałem cudów manipulacji aby przepchać twoja kandydaturę na czoło listy i oto jesteśmy w tym miejscu.
Ty lecisz bezwładnie na planetę Matador i już za cztery lata wpadniesz w jej orbitę, wtedy odblokuje się program lądowania. A Marta właśnie się budzi w kabinie kriogenicznej schowanej w bezzałogowym pojeździe osobistym Żółw – M300, w twojej ładowni.
No cóż to chyba wszystko, co mam ci do przekazania, nie martw się o pracodawcę, on już otrzymał raport o twojej dekapitacji, dzięki stacji która cię ostrzelała sondami. A jeśli chodzi o twoją przyszłość – och dacie sobie jakoś radę, prawda?
Ekran zgasł
Z ładowni dobiegł mnie dźwięk wymiotowania.
Jacek Łąka
Tego bym się nie spodziewała. Może lepiej nie latać statkami.