.

JÓLAKÖTTURINN

.

( idą święta )

Judyta odsłoniła roletę i widząc, że w nocy spadł śnieg, zapiszczała radośnie. Zawsze lubiła zimę i przeprowadzka na Islandię była spełnieniem jej marzeń. W słuszności tego kroku, upewnił ją widok jaki zastała, wychodząc na zewnątrz. Stała na schodach domu okutana w gruby szlafrok, trzymając w ręku kubek gorącej kawy, a każdy jej oddech zamieniał się w kłębek pary. O dziewiątej, nadal było ciemno, domy przystrojone kolorowymi lampkami mieniły się wszelkimi kolorami tęczy. Całość sprawiała wrażenie magicznej krainy i kobieta nie mogła się na to napatrzeć. Kiedy kawa się skończyła, a palce dłoni zaczęły marznąć wróciła do środka.

– Piękny pierwszy grudnia – powiedziała wesoło do męża.

Mikołaj spojrzał na nią znad swojej kawy i westchnął tylko. Sięgnął po leżący na stole telefon i zajął się przeglądaniem wiadomości w Internecie. Judyta wzruszyła ramionami i skierowała się do małego pomieszczenia przy pralni, gdzie trzymała świąteczne ozdoby. Przez następną godzinę zajęta była dekorowaniem domu. Kiedy skończyła, rozejrzała się po salonie i pogratulowała sama sobie.  Wyglądało naprawdę świątecznie.

– Boże – odezwał się za jej plecami mąż. – Musiałaś tak napstrokacić? Cholerna gwiazdka.
            – Nie marudź Grinchu – zaśmiała się, lekko klepiąc go w ramię.

Po południu wybrali się na zakupy. Centrum handlowe pełne było ludzi. Tłok panował zwłaszcza w sklepach odzieżowych. Winą za taki stan rzeczy, obarczyli grudniową promocję, o której wiedzą tylko tubylcy. Pokręcili się po zatłoczonych stoiskach, po czym wrócili do siebie. Weekend spędzili w domu. Przez cały czas bowiem wiało, a śnieg padał bez przerwy. Judyta nie miała więc możliwości spytać nikogo o dziwne zachowanie tubylców w sklepie. O ile na początku była tym faktem bardzo zaintrygowana, o tyle już w sobotę wieczorem zapomniała, co ją tak trapiło w centrum handlowym.

– Tu jest napisane, że mamy pomarańczowy alarm –powiedziała do męża znad komputera. – To oznacza więcej śniegu na święta.
            – Domyślam się – wymamrotał patrząc w oblepione śniegiem okno.

W poniedziałkowy poranek pogoda uspokoiła się i obydwoje spokojnie ruszyli do pracy. Judyta szczęśliwie szczebiotała, Mikołaj natomiast, cała drogę do miasta pokonał milcząc. Podrzucił żonę tam gdzie zawsze i pożegnał ją mruknięciem, czym się zupełnie nie przejęła. Dzień minął im zupełnie zwyczajnie.  Po pracy, kiedy wspólnie usiedli do kolacji Mikołaj nie wytrzymał i wyłączył radio.

– Zjemy w ciszy – powiedział poirytowany. – Mam już dość świątecznych piosenek.
            – Przestań – zaoponowała. – Islandzkie piosenki świąteczne to ewenement.
            – Nigdy nie lubiłem tych włoskich wyjców [1]. – Zmarszczył czoło. – A przeróbka jest okropna.
            – Klimatyczna – oparła Judyta kładąc plaster wędliny na kromkę chleba.
            – Nazywaj to jak chcesz.

Klapnął na krzesło zrezygnowany. Ugryzł kanapkę i pomruczał coś niezrozumiale.

– Zapomniałabym. – Judyta przerwała ciszę. – W sobotę będę musiała rozejrzeć się za jakimś świątecznym swetrem.
            – Nie przesadzaj… – westchnął zrezygnowany.  – Za mało masz swetrów?
            – To taka tradycja. – Uniosła dłonie do góry.
            – Tradycja kupowania głupawych sweterków, które założy się ze trzy razy w roku. – Skierował w jej stronę trzy palce. – Bez sensu.
            – No nie – zaprzeczyła Judyta. – Helga powiedziała mi dziś, że mają w tradycji takiego kota, który pożera tych, którzy nie mają na święta nowych ubrań.

Mikołaj, skończył jeść i zaczął sprzątać po kolacji. Judyta podała mu też swój talerz i wstała by zaparzyć herbatę.

– I wiesz – kontynuowała krzątając się przy czajniku. – Kiedyś tam, tym Jólakotturinem, straszono tych, którzy nie skończyli dziergać swetrów na święta.
            – Nie można po prostu postraszyć dzieci, że je coś zje, jak będą niegrzeczne? –  Mikołaj spytał drapiąc się w czubek głowy. – Dorosłych straszyć kotem?
            – Dzieci straszy się Grýlą [2]. – Odpowiedziała zalewając herbatę. – Ale to kochanie zupełnie inna historia.
            – Czemu?
            – Bo jeden sweter kupimy też tobie. – Uśmiechnęła siędo niego. – Nie będziemy zadzierać z tradycją. Prawda?
            – Nie będę nosił głupiego sweterka.

Mikołaj poczerwieniał na twarzy i wyszedł z kuchni. Judyta usłyszała tylko trząśnięcie drzwi i szum wody, którą mąż odkręcił pod prysznicem. Zirytował się, jednak to u niego normalne. Boże Narodzenie nie działało na niego pozytywnie i Judyta wiedziała o tym. Nie przejmowała się takimi drobnostkami, ponieważ już nie raz widziała, że cała ta negatywna energia to tylko gadanie. Rozumiała, że nadmiar świątecznej atmosfery może działać na człowieka jak nadmiar słodyczy. Pozwalała więc mężowi na uwolnienie emocji i obydwoje byli szczęśliwi.
            Czas do Świąt płynął tak szybko, że Judyta nawet nie zorientowała się, kiedy okienko w kalendarzu przesunęło się na Wigilię. Z samego rana nałożyła niedawno kupiony świąteczny sweter i krzątając się po domu, śpiewała polskie kolędy. Z sypialni wyszedł Mikołaj i spojrzał na nią skupiony.

– Głupio wyglądasz – powiedział i cmoknął ją w policzek – ale nadal seksownie.
            – Wiem. – Przytuliła się do męża i pogłaskała go po szorstkim policzku. – Szkoda, że nie zgodziłeś się na kupno takiego sweterka. Też wyglądałbyś seksownie.
            – O, nie – zaprzeczył. – Wyglądałbym tylko głupio.

Po śniadaniu, kiedy Mikołaj przygotowywał stół w jadalni,  Judyta postanowiła wynieść śmieci. Otworzyła drzwi frontowe i jej oczom ukazał się czarny puchaty kotek. Patrzył na nią zmarznięty i przestraszony. Przynajmniej takie miała wrażenie. Wzięła zwierzaka na ręce i biorąc przykład z tubylców pognała ze śmieciami w kapciach, bez kurtki. Szybko wróciła do domu, ponieważ mróz szczypał w nos.

– Mikołaj! – krzyknęła zamykając drzwi. – Zobacz, kot sąsiadów siedział pod drzwiami. Pewnie znów nie mógł wejść do domu.
            – Mogliby w końcu naprawić te drzwiczki – powiedział biorąc od niej kota. – Kiedyś im zamarznie.
            – Pójdę go oddać, tylko skoczę po kurtkę. – Pogłaskała kota. – Jest w pralni, bo zapierałam plamę po lodach. – Zaśmiała się.

Kiedy kobieta zniknęła w pralni, Mikołaj przeszedł z kotem do salonu, tłumacząc zwierzakowi, że już wszystko dobrze i zaraz wróci do domu. Nie zdążył jednak skończyć swojego wywodu, ponieważ poczuł, że kot robi się coraz cięższy i coraz większy. W końcu upuścił go na ziemię, a ten osiągnął rozmiar tygrysa bengalskiego. Mężczyzna chciał krzyknąć, jednak przerażenie odebrało mu głos. Kot zamruczał, mrużąc ślepia i miauknął przeraźliwie. Mikołaj próbował się wycofać, jednak potwór machnął wielką łapą i mężczyzna upadł na plecy. Jęknął z bólu i zasłonił się rękoma. Bał się patrzeć na olbrzymie zwierzę wpatrujące się w niego zielonymi ślepiami. Kot mrucząc rzucił się na niego, zanurzając zęby w szyi nieposłusznego mężczyzny. Nie zrobił najmniejszego hałasu, zachlapał jedynie salon krwią. Zgodnie z tradycją.

Kamila Ciołko-Borkowska


[1] Chodzi o duet: Al Bano i Romina Power, których twórczość posłużyła za inspirację do stworzenia piosenki świątecznej.

[2] W tradycji Islandzkiej niegrzeczne dzieci lądowały w garnku Grýli, która je po prostu zjadała.

Post scriptum.

Okres świąteczny zaczyna się na Islandii 12.12, kiedy to z gór schodzi pierwszy z trzynastu braci. Od teraz do świąt we wszystkich domach będzie gościł po kolei każdy z nich bracia mają imiona związane ze swoim psotnym charakterem. Chłopcy rozrabiają i zostawiają w pozostawionych przez dzieci na parapecie buty drobne upominki lub ziemniaka (jeśli dziecko nie było grzeczne).  Są to dzieci Grýli, która w podaniach ludowych miała podobno aż 72 dzieci. Wspomniana trzynastka to najlepiej dokarmieni chłopcy, bowiem  Grýla martwiła się jedynie o żołądek swój oraz męża. Jeśli więc dzieci były niegrzeczne Grýla pakowała je do wielkiego kotła by ugotować z nich coś do jedzenia. W podaniach istnieje też wspomniany w opowiadaniu kot, który także jest członkiem rodziny strasznej Grýli. Ten specyficzny zwierz pożera każdego kto nie ma nowych ubrań na święta. W dawnych czasach był to sposób na zmobilizowanie spóźnialskich do wykończenia wełnianych swetrów. Okres świąteczny natomiast, kończy się kiedy ostatni z braci wróci w góry, do domu. Ma to miejsce 6 stycznia. 

6
0

7 komentarzy

    1. To nie tu. Islandia to miejsce gdzie przed Bożym Narodzeniem supermarkety zastawione są książkami. Co śmieszniejsze: większość znika. Najlepszy prezent na Boże Narodzenie? Książka! Nie tylko więc swetry i skarpety 😅
      Wesołych Świąt!

      Kamila

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *