.

Patologia bohaterów, erotyki.

.

Czytaliście ostatnio coś interesującego? Ja przyglądam się różnym gatunkom, czasami sięgam po coś nowego, nie w moim stylu, ciężkiego lub infantylnego, tylko po to, żeby sprawdzić, jak piszą inni. I piszą dobrze!

 Nawet jeśli gatunek, lub historia nie jest moją ulubioną, to mogę łatwo stwierdzić, czy to co przeczytałam jest dobre, czy nie. To tak, jak krewetki. Osobiście ich nie znoszę i wywołują u mnie cofanie się treści pokarmowej z żołądka na samą myśl, ale wiem, że jest to wykwintne danie dla koneserów, a jeśli ktoś umie je przyrządzić, to już czapki z głów. Nie muszę czegoś lubić osobiści, żeby wiedzieć, czy jest dobre czy nie. 

I tak od jedzenia do literatury. Nie są dla mnie jadalne bardzo brutalne treści. Odbija mi się po nich żółcią moralną. Krzywię się na fantastykę, jak na przesoloną zupę. I wzdrygam się na myśl o dzisiejszych erotykach. A propos przepieprzenia treści. Te ostatnie oprócz zgagi, napawają mnie i niesmakiem i zaskoczeniem i śmiechem, bo autorom zdarza się pomylić erotyk z fantastyką. A połączenie obu gatunków daje nam zupę nic. Taką wiecie, coś z niczego, nie dla każdego. 

Zdarzało mi się czytać Harlequiny. Przyznaję się bez bicia! W tajemnicy przed wszystkimi, pochłaniałam z wypiekami na policzkach pikantne treści, gdzie ona czerwieniła się razem ze mną, a on wprowadzał ją w świat rozkoszy. Gdzie sam dotyk powodował u niej szybsze bicie serca, słowa rozpalały do czerwoności, a pocałunki dawały więcej przyjemności niż zjedzenie w samotności opakowania ulubionej czekolady. I chociaż bohater nie był ideałem, miał wiele za uszami i swoje tajemnice, to i tak wszyscy wiedzieli, że dobry z niego chłopak. Zazwyczaj. Bo drani przecież kocha się najbardziej. 

Dzisiejsze erotyki są obdarte z rozkosznej tajemnicy, brakuje ciekawości, napięcia, smaku, zapachu, tych pierwszych kropelek rozkoszy przeradzających się w ogień. Ogólnie rachu ciachu i po strachu. Słowa odarte z delikatności, czyny odarte z zasad moralnych, części intymne odarte ze wszystkiego. Wyrzucone na wierzch, często wyolbrzymione, a reakcje przesadzone. 

Że ja przesadzam? Hmmm. ,,Nie mogłam go objąć obiema rękami” – i nie mówię tu o kubku do herbaty, a o orężu głównego bohatera erotyków. Tak moi drodzy, takie opisy są spotykane częściej niż Wam się wydaje. Albo: ,,Nigdy nie widziałam większego”. A mówią, że nie różdżka ma znaczenie, a magik. Chyba, że mówią to ci z małymi różdżkami;)

Na dodatek bohater zazwyczaj jest bogatym biznesmenem, lub złoczyńcą – co w zasadzie się nie wyklucza, jest piekielnie bogaty – taki współczesny książę z bajki w blaszanym rumaku najnowszego modelu ferrari, wysoki co najmniej na dwa metry – przecież krasnale poniżej stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu nie mają szans u nikogo, oraz władczy. Dla niego słowo NIE, zawsze oznacza TAK, bierze co chce, kiedy chce i jak chce. 

Zwłaszcza jeśli chodzi o bohaterkę, bo ta jest szarą myszką, na którą łaskawca zwrócił całą swoją uwagę, więc dziewczyna zgadza się na wszystko. Wszystko dosłownie. Nawet to, na co się nie zgadza. Ani wcześniej, ani teraz, ani później. Bo przecież ona nie wie tak naprawdę czego chce, więc on musi jej to uświadomić i pokazać. Żeby chciała. Pomimo, że nie chce. Przecież kobiety nie decydują za siebie! Jak mogą w ogóle istoty parchate wiedzieć czego chcą! Przecież On. Ma. Dwa. Metry. Wzrostu. I pewnie podobnie w przyrodzeniu;) 

Od pierwszych stron wiemy, że to jest złe. Że tak się nie robi, nie mówi, że to nie jest moralne. A jednak czytamy. Jedni pochłaniają te treści jak wygłodniały czekoladoholik po miesiącu odstawienia słodyczy, inni rozkoszują się nimi w ciemności marząc, pragnąc i napawając się rozkosznym złem. Oby nie odbiło się to nikomu czkawką. 

Młode pokolenie uczone na tego typu treściach, nie będzie znało słowa romantyzm. Nie będzie umiało zabiegać, bawić się w tak ważne podchody, rozmawiać, odkrywać i czuć. Bo czuć, to nie połykać w całości ulubione danie. Ale smakować. Doprawiać. Dopieszczać. Rozmyślać o nim. Udoskonalać. Bawić się. A potem zjeść ze smakiem. Nie wepchnąć od razu na siłę do samego żołądka.

Gdzie podział się romantyzm ja się grzecznie pytam? Gdzie obsypywanie czułymi słówkami, kwiatami, zabieganie, randkowanie? Trzecia strona ertoyku, a dziewczyna już ma akcję z przypadkowym chłopakiem, albo kilkoma. I każdy z nich nią gardzi. Cóż się dziwić? Mama mówi, że to dobry chłopiec, uprzejmy, mówi sąsiadkom dzień dobry i pije mleko ze szklanki, a nie z kartonu. Zazwyczaj. A ona pragnie tylko miłości, więc godzi się na wszystko. 

Pan Darcy przewraca się w grobie czytając takie treści. Bohater czysty, romantyczny, lojalny, odważny, honorowy i zmieniający się dla swojej Elizabeth. Kto dziś pamięta o Panu Darcy’m? Dziś w literaturze rządzi patologia, a im mniej moralności, tym lepiej. Akcje, które pozbawiają człowieczeństwa, bohaterowie, którzy swoim niecnym postępowaniem, okropnym traktowaniem i wulgarnymi słowami rozpalają wyłącznie pozytywne uczucia, są na porządku dziennym. 

Wiecie jak jest? Nie ważne, że pije, bije, dopuszcza się niemoralnych czynów i robi co chce. Ważne, że kocha, bo miłość jest najważniejsza i przezwycięża całe zło. Czy złem można zwyciężyć zło? Może w książkach. 

Nie żebym nie lubiła pieprznego dania, albo połączenia, które ktoś inny uzna za wstrętne. Pizza z ananasem jest moją ulubioną. Jednak nie chciałabym tym daniem sobie zaszkodzić. A można jeśli jest źle podane.

Młode umysły, te które sięgają po książki, chłoną całą sobą treści. Kształtują według bohaterów charakter, pogląd na świat, na dobro i zło, na miłość i seks. Jeśli mają mocno wpojone zasady moralne, wiedzą że to fikcja. Jeśli nie, zostają rozczarowani, że świat nie działa tak jak wyczytali w książkach. 

Czarne i białe są po różnych stronach. I tam powinny zostać. Tak samo jak dobro i zło. Jak moralność i niemoralność. Jak czułość i ostrość. Jak strach i szczęście. Jak ból i radość. Im bardziej zaciera się granica pomiędzy nimi, tym bardziej ludzie są zagubieni. I zdziwieni. Szara strefa nie robi z nas lepszych ludzi. Czy erotyki są dobre? Są. Czy ich treści mogą czegoś nauczyć? Mogą. Nie zawsze dobrego. 

Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazków. Gdyby nikt nie czytał tego typu treści, nie byłyby one pisane, drukowane i wydawane. A erotyki są od kilku lat najbardziej rozchwytywanymi książkami. Jasne, jeśli lubi się tego typu treści, czemu nie. Można się przy nich odprężyć lub naprężyć – co kto lubi. Jednak przedstawianie zła jako dobra, nigdy nie wyjdzie nikomu na dobre. A zamiast odprężenia można dostać moralnego… rozwolnienia. 

Więc kto jest temu winny? Czytelnicy wyczekujący kolejnej pieprznej opowieści, na pewno. Autorzy, piszący kolejne pikantne historie, oczywiście. Znam osobiście kilku autorów erotyków. To normalni, porządni ludzie, mający rodziny, dzieci, mężów, żony, którym nie w głowie takie brutalne, wyuzdane figle. Jednak na potrzeby rynku, są gotowi tworzyć dla mas. Dla spragnionych emocji. Zepchnąć na bok to, co znają i wejść w mroczny świat, który da im czytelników.

Może jest to modne. Może dobre. W końcu nie ma już tematów tabu. Przekraczaniu zasad moralnych, mówię nie. Brutalnym scenom przedstawionym jako wybitnie romantyczne, sprzeciwiam się. Do naśladowania takiego postępowania, zdecydowanie nie zachęcam. Prawda i życie wygląda zupełnie inaczej niż książka. Fantazje pozostają tylko w sferze fantazji, a ludzie są tylko ludźmi. Albo ja zwyczajnie jestem już za stara na takie treści i wymyślam. W końcu wszystko co inne, nawet jeśli oszukane, ponoć smakuje jak kurczak;)

Agnieszka Milewska

14
3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *