
.
Miejsce w szeregu
.
Codziennie patrzę na piękne niebo. Nieważne, czy zachmurzone, czy czyste w cudownych odcieniach turkusu, lazuru, czy usiane obłoczkami, czy milionami gwiazd nocą. Kocham patrzeć na dzieła Boskiej mocy i geniuszu stwórczego. Piękno przyrody, to, że każdy najmniejszy organizm istnieje po coś, na genialny łańcuch powiązań wszystkiego, co istnieje. Lubię na nie patrzeć, bo to daje mi spokój, pozwala sobie uświadomić swoje miejsce we wszechświecie. Każdy z nas składa się z niezliczonej ilości różnych komórek, tak maleńkich, a każda jest tak bardzo potrzebna. A my, ludzie? Wydaje nam się, że jesteśmy panami tego świata. Podporządkowujemy wszystko naszej woli, naszemu wyobrażeniu o tym, jak ma wyglądać świat wokół. Niszczymy, ranimy, porzucamy bez mrugnięcia okiem, jeśli ktoś lub coś nam nie pasuje.
Żyję już trochę lat na tym świecie. Dwa wieki, piąta dekada, komuna, zimna wojna, szaleństwo zachodniej pseudo wolności, czwarty papież… Sporo, a nie mam jeszcze pięćdziesiątki. I tak sobie myślę, że dawniej ludzie lepiej znali swoje miejsce w świecie i nie buntowali się przeciw niczemu. Nie mieli takiej potrzeby. Ktoś powie, że nie mieli takiej świadomości jak dziś, takiego dostępu do informacji. Może to i lepiej? Nic nie skrzywiło ich pojmowania świata, nie naruszało naturalnego porządku rzeczy. Oni mieli absolutnie wszystko, co potrzebne do życia. Mieli możliwość zdobycia czy wyprodukowania jedzenia, mieli umiejętności, dzięki którym mieli gdzie mieszkać, mogli przetrwać każde warunki bez większej szkody na psychice. Dlaczego? Bo nie mieli rozdartego ego i takich oczekiwań wobec świata. Opierali swe życie na Bogu i ciężkiej pracy i mieli siebie. Żyli ze sobą. Dziś ludzie żyją obok siebie, ogłupieni magiczną mocą multimediów, wszechobecną dezinformacją. I nie potrafią nic. To znaczy: może znają się na komputerach, ale czy na życiu? Czy potrafią się skoncentrować wyłącznie na drugiej osobie obok? Tak całkowicie, bez reszty? Czy potrafiliby przetrwać w takich warunkach jak nasi dziadkowie, pradziadkowie? Mówi się, że młode pokolenie to płatki śniegu. Skoncentrowane wyłącznie na sobie i swoich potrzebach, nie liczące się z nikim i twardo dopominające się w swoim narcyzmie wszystkiego, co — jak sądzą — im się należy. Ale jednocześnie tak słabe psychicznie, pozbawione instynktu samozachowawczego i zwykłego rozsądku, że załamują się byle czym. Sądzą, iż odkryli zjawisko tak zwanego hejtu. A czy nas w szkole nie gnębiono? Dawaliśmy sobie radę. Jesteśmy tu, żyjemy i patrzymy na to wszystko, zastanawiając się, co poszło nie tak. Czy zastanawiamy się też, jaka w tym wszystkim jest nasza wina?
Zauważyłam też, że młodzi ludzie boją się ciszy. Cały czas słuchawki w uszach, by odciąć się od innych ludzi, by coś gadało, grało. Te słuchawki to ściana. Mur, który budują wokół siebie, aby wszyscy dali im spokój. Aby nie słyszeć, że coś jest złe, że coś nie tak. A może aby nie słyszeć własnych myśli, głosu własnego sumienia? Każda forma krytyki, która powinna dawać do myślenia i uczyć, z której powinni wyciągać wnioski, to dla nich hejt. Pycha i brak pokory to znak obecnego czasu. I nie poprowadzą one do niczego dobrego. A wystarczy zdjąć słuchawki i spojrzeć w nocne niebo, by zdać sobie sprawę, że jesteśmy ziarenkiem piasku we wszechświecie, albo czymś jeszcze mniejszym. Tak małym jak komórki w naszym ciele. Jesteśmy częścią ogromnej całości i jesteśmy bardzo potrzebni. Każdy z nas jest tu po coś. Aby wszystko mogło się układać właściwie. Mamy do odegrania rolę. Nie jesteśmy po to, by żądać, oczekiwać — świat nie kręci się wokół nas, ale kręcimy się razem z nim. I co najważniejsze: Ten, kto to wszystko tak urządził, nie jest starym, wstrętnym dziadem, który tylko czeka na to, by jakoś nam dokuczyć, by zrobić nam na złość, skrzywdzić nas. Ten, kto to wszystko stworzył tak, aby w tym całym bezgranicznym wszechświecie umieścić małą kulkę — Ziemię — i stworzył wszystko tak, aby tylko tu mogło istnieć życie, przygotował dla nas idealne warunki do życia… Zrobił dla nas, ludzi, wszystko, bo nas kocha. Zło nie pochodzi od Boga, lecz od szatana, który nie jest postacią z legendy, figurką na odpuście, ale realną formą życia. Czystym złem. To on odcina nas od innych, daje do ręki telefon, słuchawki do uszu i mówi, że jesteśmy panami tego świata i wszyscy mają nam podlegać. Że najważniejsza jest miłość własna, że liczę się tylko ja. Bóg to miłość w tak doskonałej formie, że trudno sobie nawet wyobrazić jej ogrom. Miłość to dawanie siebie, ofiara z siebie dla kogoś. To, co nas spotyka złe, jest wynikiem naszego lub innych osób działania pod wpływem nieraz trudnych do rozpoznania podszeptów tego złego. Wszystko, co robimy, mówimy, myślimy, niesie za sobą konsekwencje i wywołuje łańcuchy zdarzeń. I jednocześnie jesteśmy częścią takich łańcuchów zdarzeń wywołanych przez innych. Dlaczego Bóg z tym czegoś nie zrobi, skoro jest wszechmocny? Bo dał nam wolę. Wolną wolę, w którą nawet On nie może ingerować. Nieraz cierpimy nie z naszej winy i mimo że staramy się dobrze żyć. Tak po prostu jest i nie ma sensu pytać: dlaczego? Lepiej zapytać: co mogę zrobić, by przekuć to w coś dobrego? Bóg właśnie robi wszystko, aby to, co nas złego spotyka, mogło ostatecznie obrócić się w dobro. Mocno w to wierzę. Żeby było jasne — nie jestem wrogiem obecnego pokolenia. Znam wielu wspaniałych młodych ludzi, błyskotliwych, mądrych, zaradnych. I wszystkim bez wyjątku i różnicy życzę jak najlepiej. Oni wyłamują się z tej tendencji i chwała im za to.
Czy moje spostrzeżenia są słuszne? Każdy ma swoje zdanie na ten temat i tak jest dobrze. Nie musimy się zgadzać, ale powinniśmy się szanować wzajemnie, mimo odmiennego zdania.
Zobaczcie, jak dziś trzeba bardzo uważać na to, co się mówi lub pisze publicznie, by nie narazić się na zajadłe ataki tych, którzy mają inne zdanie, ale z braku racjonalnych argumentów potrafią tylko obrażać. Jak trzeba bać się takiego hejtu. Stoimy przed wyborem: czy mówić prawdę taką, jaka jest, nawet jeśli jest trudna do zaakceptowania, czy zagłaskać ją tak, żeby lew wyglądał jak słodki mały koteczek. Trzeba podjąć decyzję, jaką drogą pójść. Łatwą, ale złudną, czy trudną, ale prawdziwą?
Justyna Maria Mączka