Czy już tylko miejska…. Poezja… Romantyzmy – gdzieście się podziały…. Gdzie…?

I te chleby prosto z pieca! Dziewki jak maliny! 

Niebo z betonu. 

.

Nie ma już miękkiego światła. 

To, które kiedyś łagodnie opadało na twarze poetów, przenikało wiersze i dłonie, zniknęło gdzieś między szkłem a betonem. Miasto świeci już inaczej – zimno, sztucznie, jakby chciało nas sprawdzić, oświetlić każdy brud, każdy grymas, każdą próbę ucieczki od rzeczywistości. 

W świetle tym od jakiegoś już czasu rodzi się nowa literatura. Literatura ta nie szuka już ukojenia, lecz świadectw żywych świadkiń i świadków współczesnego świata, z oczami dookoła głowy. Pisze się przeważnie o tym, co twarde, niewygodne, chropowate, nieprzefiltrowane. O życiu między ekranem a ulicą. 

W takim też stylu piszę i ja – Nikoret Paula! Raczej daleko mi do romantycznych uniesień, kwiatków, ptaszków i „codziennej sielanki”, choć bardzo tęsknię za takim klimatem, który kojarzy mi się z dzieciństwem i czasem beztroski. 

Miasto pożera i karmi jednocześnie – bardziej fast foodami niż świeżym chlebem. Jego świątynie mają kształt galerii handlowych, zaś jego modlitwy rytm tramwajów i alarmów samochodowych. Pisarze, a zwłaszcza poeci, którzy kiedyś szukali transcendencji w naturze, dziś znajdują ją w neonach i w popękanych chodnikach. Podobnie i w moich tekstach – światło jest raczej zanieczyszczone brudną wodą z kałuży. Ma posmak brudu, zmęczenia i samotności. To nie światło, które ogrzewa, a które odsłania, odsłania naturę ludzką – do szpiku kości!

Podobnie jest i z kobietą. Kobieta w tym wszystkim, w zgiełku miasta i miejskiego blichtru raczej nie jest już muzą i ostoją domowego ogniska. Jest świadkinią. Świadkinią wyścigu szczurów, zmęczenia i samotności. Jej ciało to mapa przetrwania z bliznami po codzienności, z oddechem zatrzymanym na czerwonym świetle. W miejskiej poezji kobiecość nie pachnie już jaśminem. Pachnie kurzem, perfumami z marketu, gorącym asfaltem i papierosami. To nie mit. To materia. 

Tak zwana „miejska poezja” przestała być o pięknie. Stała się o trwaniu. Wiersz to teraz m.in. graffiti, zapis w telefonie, czy nocny monolog w kuchni. Tym, którym udaje się lunatykować mają dla siebie dodatkowe profity! Niebo z betonu nie przepuszcza blasku, ale właśnie dzięki temu uczymy się rozpoznawać światło, które nie pochodzi z prądu. A jednak coś wciąż się tli! Pod tynkiem, za szybą, w spojrzeniach nieznajomych, czy naszych przyjaciół mniejszych. 

Literatura – ta prawdziwa – wciąż próbuje nazwać to coś, co drży pod powierzchnią; resztki czułości, gniew, nadzieję bez reklam. Może dlatego właśnie wciąż piszemy, by w miastach tych, pełnych zimnych ekranów i martwych witryn znaleźć choć jedno światło, które nie jest z prądu. 

Niebo z betonu nie zasłania zatem wszystkiego. Czasami, między jednym a drugim billboardem można dostrzec błysk – krótki, surowy, ludzki. 

Paula Nikoret

.

.
.......... NIEWIDZIALNI .........

tak blisko siebie
a jednak daleko
potrzeb swoich nie dostrzegamy

głusi na wołanie
w tłumie niewidzialni
przezroczyści niczym lodu kostki

pozornie obojętni
na hasło czekamy
by móc się zalogować i otworzyć

uzewnętrznić lęki
obawami podzielić
wypłakać głośno w wirtualny rękaw

autor: Paula Nikoret
6
0

Jeden komentarz

  1. Każdy widzi świat tylko i wyłącznie przez pryzmat tego co ma w sobie. Odnosi się to nie tylko do obserwacji miejskich ale i lasu, gór czy wycieczek zagranicznych… także do poszukiwań duchowych.
    Niepokoi takie pesymistyczne postrzeganie świata choć sam daleki jestem od hurra optymizmu. Jednakże nie można oceniać kondycji tworzenia inaczej jak subiektywnie ponieważ rzutowanie swoich wyobrażeń na innych zakrawa na jakieś nieporozumienie, żeby nie powiedzieć wyolbrzymienie. Nie umniejszam wartości artystycznej twórców
    ” zdołowanych” swoim własnym oglądem świata. Lecz prawdopodobnie wynika to z tego że żyjemy w jakiś odrębny sposób, w odrębnych światach.
    Jeden w księżycu po pełni zobaczy zapowiedź ciemności a inny weźmie to za dążenie do odrodzenia. I tak jest ze wszystkim.
    Jeśli nie masz spokoju w sobie nie znaczy to że tego spokoju nie ma , że nie istnieje. Miasto to termitiera, jest równie naturalna jak ona bo wynika z nas. A my jesteśmy częścią natury.
    Dlatego chociaż nie dziwi mnie ten tekst , muszę jednak zaprotestować przeciw takiej wizji świata …
    Bo miasto…a spędziłem w wielkich miastach jedną trzecią stulecia…bo ono to nie tylko życie, jak uważa autorka, między betonem a ekranem i brudne kałuże. Nawet brudna kałuża żyje swoim życiem i potrafi odbijać nie tylko neony ale i gwiazdy. Trzeba tylko się pochylić zamiast ze złością chlapać skórzanymi buciorami. Nie zauważyć pustułki nad blokami, albo jeża w miejskim parku nie jest szukaniem pastelowych podtekstów lecz równiez odkrywaniem miejskiej rzeczywistości. Wróble i gołębie gustujące w fastfoodach a także jerzyki rozpaczliwie szukające miejsca na gniazdo w zakamarkach poddaszy drapaczy chmur to także obywatele miasta na równi z resztkami platanòw, kasztanowców i jarzębiny. Również cmentarze to odrębne ekosystemy razem ze swoimi duchami i upiorami…
    Miasto to nie tylko egoizm artysty. To złożony ekosystem. Pesymizm, szarość ulicy, alienacja, wykolejenie i patologia to jedna z nisz , żeby tak rzec, ekologicznych nisz. Dopiero całość stanowi o charakterze ale do tego trzeba podnieść wzrok ukrywany wstydliwie pod kapturem nihilistycznej bluzy.
    Tak czy owak życzę wszystkim zdołowanym miastem i życiem żeby nie dopadała ich ani jesienna ani uliczna
    chandra.
    Trzymajcie się…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *